Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

"Chatroom" - Magnus Corvus [Piszę, bo lubię]

Bret Patton należał do tych przystojnych, a przynajmniej tak twierdziło dziewięćdziesiąt dziewięć procent kobiet, z którymi się spotykał. Od większości przedstawicieli płci męskiej odróżniał go rzadki typ urody, szczególnie kombinacja kruczo czarnych włosów i lodowato błękitnych oczu. Poza tym w prezencie od matki natury dostał metr dziewięćdziesiąt wzrostu i bardzo przyjemne dla oka, ładnie wyrzeźbione ciało. Pomimo, że nie przywiązywał większej wagi do wyglądu, to cieszyło go, jak geny zadziałały na jego korzyść. Dzięki aparycji i wrodzonemu urokowi osobistemu nigdy nie miał problemów z załatwieniem czegokolwiek: czy to zakupów poza kolejką, czy mało eleganckiego, bankowego przekrętu. I co dziwne, nie tylko kobiety były nim zachwycone. Ba, zdarzyło się kilkakrotnie, że jakiś mężczyzna proponował mu spotkanie, choć obrączka na palcu zaprzeczała domniemanej orientacji.
Miał dopiero trzydzieści cztery lata, a jego twarz zdążyła pokryć się już siateczką drobnych zmarszczek, lecz Bret obwiniał za to swoją pracę i stres z nią związany, bo czasami naprawdę nie należała do najłatwiejszych. Kiedyś zastanawiał się czy ktoś inny, znalazłszy się na jego miejscu cieszyłby się ze swojej posady, czy może biadolił, jakie to życie jest niesprawiedliwe. A może pogodziłby się z tym wszystkim, gdyby dostał pierwszą wypłatę? Bo na brak pieniędzy mężczyzna akurat nie mógł narzekać. Przynajmniej tyle zrobiła dla niego „góra”.
Jednak nawet pomimo sporej ilości zer na koncie Bret nadal mieszkał w małej kawalerce na rogu Logan i McDonough. Podejrzewał, że nigdy nie przywyknie do luksusów. Życie przyzwyczaiło go do kupowania rzeczy najpotrzebniejszych i radzenia sobie za najniższą krajową.
Wychowywał się w wielodzietnej rodzinie, z ojcem pijakiem pracującym na budowie i bezrobotną matką, której zdarzało się sprzedawać za pieniądze. Rodzice wynajmowali dwupokojowe mieszkanko w najgorszej dzielnicy Altoony w Pensylwanii, w którym swoją prywatność musiał dzielić razem z młodszym rodzeństwem: bratem i dwiema siostrami. Tamten czas nie należał do najprzyjemniejszych w jego życiu, jednak przyczynił się bardzo mocno do rozwinięcia w mężczyźnie empatii i opieki nad innymi.
To właśnie dzieciństwo oraz etap dorastania rozbudziły w nim chęć pomocy i spełniania pragnień obcych ludzi, powodując, że swoją pracę wykonywał z uśmiechem na ustach. Czasami lubił się nazywać Stróżem, głównie, dlatego że pilnował, aby wszyscy dostali to, czego chcą. Bo czy na świecie było coś piękniejszego, niż uśmiech na twarzy obcego człowieka?
Tego wieczoru znów siedział przed monitorem, obserwując migające rozmowy czatu. Ludzie konwersowali na tak wiele tematów. Jedni uskarżali się na pogodę, inni na rozporządzenia parlamentu, a jeszcze kolejni narzekali na nudny dzień w pracy. Co z tego, że nie obchodził go poranny deszcz, albo podniesiony podatek, ani to czy kolega ze stanowiska obok znów wziął wolne i zostawił kogoś ze stertą niedokończonych papierów? Taka obserwacja była ciekawa i pozwalała wybrać najlepszego kandydata.
Na ekranie zamrugało nowe okno rozmowy. Niejaka Suzzie zapytała czy ktoś mógłby ją dziś zabić. Bret uśmiechnął się pod nosem i zabrał do lokalizowania numeru IP. Po chwili na mapie wyskoczyła czerwona strzałka z nazwą ulicy i numerem mieszkania – raptem dwie przecznice dalej. Podniósł się, a kręcone włosy swobodnie opadły mu na ramiona. Naciągnął ciężkie, wojskowe buty i zarzucił na plecy czarny, skórzany płaszcz wiszący na oparciu krzesła. Wyszedł do przedpokoju. Sięgając po czarny kapelusz, przypadkiem przejrzał się w lustrze – nos, złamany w barowej bójce już prawie się zagoił, jednak nadal pod oczami zostały mu ciemne cienie. Nie przejął się tym.
Wziął do ręki stojącą przy drzwiach siekierę. Tak, teraz był gotowy na spełnienie prośby kobiety z sąsiedztwa.

2 komentarze:

  1. "Bo czy na świecie było coś piękniejszego, niż uśmiech na twarzy obcego człowieka?" - Niepotrzebny przecinek przed niż.

    "Co z tego, że nie obchodził go poranny deszcz, albo podniesiony podatek, ani to czy kolega ze stanowiska obok znów wziął wolne i zostawił kogoś ze stertą niedokończonych papierów?" - Niepotrzebny przecinek przed ani.

    W końcu znalazł się jakiś tekst, który nie traktuje o utraconej miłości. Nie wiem czemu, ale odkąd zaczęłam czytać utwory na styczeń, wszystkie były o tym samym. Może jeszcze po prostu nie dotarłam do tych lepszych.
    Wracając do tematu - to opowiadanie jest znacznie ciekawsze! Główny bohater został dobrze wykreowany, a zakończenie nadało charakteru całości. Właściwie żałuję, że wyszło tak krótko, bo chętnie poczytałabym o tej postaci trochę więcej. Większych błędów nie zauważyłam, co też bardzo się chwali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wypisanie błędów. Nie dość, że interpunkcja to moja zmora, to jeszcze dodatkowo czasami mam pomroczność jasną i kompletnie swoich błędów nie zauważam.
      Cieszę się, że opowiadanie ci się podobało i również żałuję, że wyszło tak krótko... Jednak stwór sesją zwany zeżarł mi prawie cały wolny czas i na napisanie czegoś dłuższego nie było szansy. :)

      Usuń

« »