Drakula z lubością oblizał usta, a następnie przejechał koniuszkiem języka po szpiczastych kłach, gotowych do rozerwania miękkiej skóry ofiary. Zgodnie z tradycją wybrał pyszną, soczystą niewiastę o odpowiednich gabarytach i wystarczająco rumianych policzkach. Nie mógłby przecież najeść się do syta krwią anemicznej szkapy. Ba, zjadłby takich dziesięć, zanim odbiłoby mu się. Arystokratyczny wampir posiadał spore wymagania, jakie spełniała coraz mniejsza liczba młodziutkich, ledwie rozkwitniętych kobiet. Niesamowicie tęsknił za barokiem.
– Cholerne diety, cholerne wagi, cholerne stereotypy… Cholerni ludzie! – narzekał czasami, przeglądając w swej krypcie dostarczane przez sługusa magazyny. Niemal każda strona atakowała biednego krwiopijcę landrynkowymi uśmiechami i wątłymi sylwetkami chudych modelek, złożonych chyba z samych kości obleczonych skórą.
Niekiedy jednak Drakuli udawało się znaleźć panią o pełnych, rubensowskich kształtach. Wyznawał zresztą żelazną zasadę, która mogła wydać się niemądra, lecz brzmiała mniej więcej tak: więcej ciała = więcej przepysznej posoki. Nie wybrzydzał pod względem grup, ponieważ nastoletnie dziewczęta smakowały mniej więcej podobnie. W każdym razie, wampir nigdy nie porównałby ukochanego przysmaku do słodkiego, aromatycznego soczku, przywodzącego na myśl nektar bogów! Na sam pomysł skrzywiał się paskudnie, rzucając niechętne spojrzenie ku stercie fantastycznej literatury młodzieżowej. Roiło się tam od różnych typów nocnych stworzeń, a ulubione kreatury Drakula wypisał nawet na kartce, aby mieć się z czego okazjonalnie pośmiać. Tak przedstawiała się lista:
1. Romantyczne głupki świecące się w słońcu. Błyszczące. Nieważne…
2. Piękni, idealni, synchronizujący dumne uniesienie lewej brwi ze złapaniem spadającego jabłka.
3. Wampiry w roli władców namiętnego seksu, choć z biologicznego punktu widzenia… no, pomyślcie sami!
4. Karmiące się zwierzętami dziwaki, przyczyniające się do wyginięcia takich gatunków jak: tygrysy, niedźwiedzie, sarenki.
5. Modne wampirze strojnisie, węszące za wyprzedażami u Dolce Gabbana. Co za próżność!
6. Po raz kolejny… ciśnienie w martwym ciele!
(trzeciego i szóstego punktu Drakula uczepił się szczególnie, choć nie wiadomo, czy przejęty zazdrością)
Powracając jednak do uroczystego, niedzielnego obiadu, czy raczej kolacji… Ofiara jeszcze smacznie spała, choć z szacunku wampir zamierzał poczekać do momentu przebudzenia. Oczy niewiasty przewiązał szkarłatną przepaską z satyny, a ją samą umieścił w wyłożonej atłasem trumnie, ułożonej niemal pionowo. Wokół paliły się świece; ogień dodawał aury tajemnicy oraz intymności. Pan tych ponurych włości był zdecydowanie szarmancki. Nie porzucał zwłok na pastwę losu, zachowując humanitarne środki obchodzenia się ze schwytaną owieczką. Ta obecna miała dość przeciętną urodę: nijakiej struktury, mysie włosy, brzoskwiniowa cera i wąziutkie wargi.
Kiedy poruszyła leniwie głową, zachwycony Drakula zbliżył się do „naczynia”, nie mogąc powstrzymać się od wystawienia na wierzch kłów. Dziewczę zaczęło szamotać uwiązanymi członkami, kwiląc cicho.
– Halo?! – krzyknęła po chwili.
– Halo? – powtórzył bez namysłu wampir.
– Halo? Gdzie ja jestem?! – pisnęła. – Kto tu jest?!
Dostojny, blady mężczyzna podrapał się po głowie. Że też ze wszystkich istot na świecie musiała trafić mu się histeryczka! Oczywiście z tradycją kolacji wiązała się wcześniejsza zabawa, mająca na celu podnieść poziom zdenerwowania ofiary. Pomyślcie, dlaczego.
– Tylko ja – burknął, przyglądając się swoim niezdrowo długim, ostro zakończonym paznokciom.
– To znaczy kto? Ratunku! RATUUUNKUUU!
– Vladimir. Noszę czarną pelerynę z czerwonym podbiciem, czarną muchę i białą kamizelkę. Nie widzę własnego odbicia w lustrze. Zgadnij, kim jestem. – Strzepnął niewidoczny pyłek z ramienia i wyczekująco zerknął na nastolatkę.
Ta, głośno oddychając, nagle uśmiechnęła się szeroko poprzez łzy.
– S-serio…? Jesteś… wampirem? – zapytała, drżąc z podniecenia. Drakula prawie mógł dosłyszeć przyśpieszone bicie serca dziewczęcia.
– Tak, chcesz zobaczyć? – zaproponował, licząc, że widok szkarady wystraszy ją na śmierć.
Energicznie kiwnęła głową.
– Tylko pamiętaj, aby wstrzyknąć mi jad do serca, oszczędzisz mi bólu i szybciej się przemienię… Pamiętaj o tym! Błagam!
– Wampiry nie mają jadu – prychnął, marszcząc z niesmakiem nos. – Czy ja wyglądam na cholerną kobrę?
Jednym pociągnięciem zsunął przepaskę z twarzy młodej kobiety. Kiedy ujrzała w pełni Drakulę, niemal wgięło ją w podłogę trumny. Kilkakrotnie zamrugała, raz po raz otwierając wielkie, błyszczące od łez oczy.
– O Chrystusie... – wyszeptała. – Ty nawet nie wyglądasz jak Edward! – zawołała, nie kryjąc oburzenia. Znów poczęła wierzgać wściekle nogami.
Drakula złapał się za głowę.
– Następna... Fenomen Cullena odebrał mi cały autorytet – warknął, wyciągając palec w stronę niewiasty. – W ramach nagrody będziesz umierać dłużej, ha! – Chwycił miękki, ciepły nadgarstek i przybliżył go do otwartych ust.
– Zaczekaj! Proszę, wysłuchaj mnie!
Przechylił się do tyłu i zerknął z nienawiścią na dziewczynę.
– Słucham. Tylko prędko, bo burczy mi w brzuchu – oznajmił łaskawie. W międzyczasie zawiązał pod szyją białą serwetę. Wbrew pozorom, nie lubił być ubrudzony krwią. A fuj.
Poczerwieniała ofiara zaczęła rozglądać się nerwowo po krypcie, jakby liczyła, że gdzieś obok znajdzie kołek lub główkę czosnku. Zbieranie myśli wyraźnie przychodziło jej z wielkim trudem.
– M-może wiem, d-dlaczego nie masz takiej s-sławy… – wyjąkała, patrząc uważnie w oblicze Drakuli. Ten uniósł brwi.
– Sława, też coś… – Buńczucznie skrzyżował ręce, oczekując dalszego wywodu.
– Gdybyś był jak Edward, poszłyby za tobą tabuny i wcale nie musiałbyś nikogo dusić do nieprzytomności! – wypaliła.
– Bo on taki piękny, tak? – podchwycił wampir z nutą złości. – Bo ma burzę rudych kudłów i kwadratową szczękę, tak?
– Nie tylko – wymruczała nastolatka. – Jest modnie ubrany, ma piękny uśmiech i potrafi kochać do bólu. Prezentuje siłę, odwagę, męstwo, refleks, szybkość…
– Dość!
– …spłodził córkę! Założę się, że ty tego nie umiesz!
Drakula warknął ostrzegawczo.
– Żałosne. Po prostu żałosne.
– Wystarczy zmienić trochę styl i przestać przygładzać włosy do czaszki jakimś tanim żelem – dodało prędko dziewczę, widząc zbliżającego się wampira.
– To nie żel, tylko ludzki tłuszcz – odparł śmiertelnie poważnym tonem wampir. Bez cienia uśmiechu.
Ofiara przełknęła głośno ślinę, trzęsąc się niczym osika.
– Och, miło wiedzieć. Ze mnie na pewno pozyskasz go dużo… – parsknęła, niezadowolona z obrotu spraw.
– Wreszcie gadasz do rzeczy – pochwalił Drakula, poprawiając pelerynę i przymierzając się do posiłku.
– Więc nie chcesz być jak Edward? – wtrąciła, lekko odsuwając dłoń. – Spójrz na siebie! Możesz osiągnąć wszystko, tylko przemień mnie i zdobądźmy razem…
– Mam lepszy pomysł. – Drakula sięgnął po leżące nieopodal lusterko i ułożył przedmiot tuż przed twarzą niewiasty. – Widzisz to śliczne, zapłakane i wystraszone lico? Ja też! A wierz mi. Jestem niesamowicie poirytowany oraz głodny. – Odrzucił zwierciadełko w tył i bez oczekiwania na odpowiedź młodej kobiety, przekłuł jej gorącą szyję. Co prawda wisienkę zwykł zostawiać na koniec posiłku, ale w tym przypadku…
Kiedy dziewczę było już nieżywe, Drakula delikatnie otarł chustą kapki krwi z kącików ust.
– Cholerne fanki Zmierzchu – napsioczył.
A później zagłębił się w północnej lekturze książki „Raz, dwa, trzy, Edwardem możesz być i ty!”.
*
Świetne opowiadanie, jestem stuprocentowo po stronie Draculi - pewnie nieźle się uśmiał po wiadomości o liczbie Złotych Malin, jaką otrzymała ostatnia część cyklu;););)
OdpowiedzUsuń