Joanne
Valence niespełna tysiąc pięćset lat temu
została strącona z nieba za złe postępowanie. Stwórca nie patyczkując się z
nią, odciął jej skrzydła i zakazał ponownego wstępu do Królestwa Niebieskiego.
Dziewczyna od wieków zamieszkuje nieśmiertelne ciało siedemnastoletniej
dziewczyny, która nie zmienia się fizycznie. Jo już nauczyła się żyć ze
świadomością, że jest upadłym aniołem, jednak każdej księżycowej nocy
spoglądała w niebo, by powspominać czasy, w których mogła mieszkać w pięknym
domu, wieść cudowne życie u boku Pierwszego Anioła i śmiać się z naiwnych
śmiertelników, wierzących w to, że kiedyś dostaną się do Nieba. Ale to wszystko
już minęło. Teraz musiała żyć teraźniejszością, martwić się o to, czy ma coś do
jedzenia, czy ma się w co ubrać. Musiała też chodzić do szkoły. Zupełnie nie
wiedziała z jakiego powodu, lecz w liście, który dostała od Stwórcy po
pierwszym dniu spędzonym na Ziemi, wyraźnie było napisane, że musi kształcić
swoje liche umiejętności.
W
szkole nie szło jej zbyt dobrze. Nie dostawała dobrych stopni, nie miała
przyjaciół, z nikim nie chciała rozmawiać. Jednym słowem była odludkiem.
Dziewczyny z klasy przestały do niej zagadywać, uświadomiwszy sobie po jakimś
czasie, że Joanne nie chce z nimi rozmawiać. Nawet nauczyciele nie brali jej do
odpowiedzi, bo mówiła tylko monosylabami, a gdy musiała sklecić jakąś dłuższą
wypowiedź przy ludziach, po prostu jej to nie wychodziło. Nawet na wycieczkach
szkolnych trzymała dystans, do nikogo się nie odzywała.
Podobnie
było na nocowaniu pod namiotami w lesie. Blondwłosa Jo nie pomagała przy
rozpalaniu ogniska czy rozkładaniu namiotów. Siedziała samotnie pod drzewem,
wdychając charakterystyczny zapach lasu i słuchając ulubionej muzyki. Spędziła
w ten sposób całe popołudnie, a gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi i
chłopcy powoli składali drewno na ognisko, zbliżyła się trochę do ognia. Gdy
skierowała wzrok na płomienie, w jej dużych szarych oczach zatańczyły jasne
iskierki. Lubiła ogień, ciepło, którym promieniował, światło jakie dawał, to
wszystko kojarzyło jej się z dawnym życiem, z Niebem.
Przymknęła
oczy, a gdy je ponownie otworzyła, był już ranek. Wszyscy zbierali się do drogi
powrotnej, nikt nie zwracał na nią uwagi. Przyzwyczaiła się do tego, tak było
od zawsze. Jednak pomimo tego, że wiodła takie życie, nie przeszkadzało jej to.
-
Joanne! Wszyscy już poszli, na co czekasz? - usłyszała głos jednej z dziewczyn
z klasy.
-
Już idę! - odkrzyknęła. - No cóż, trzeba wracać - szepnęła do siebie, chwyciła
plecak i szybkim krokiem ruszyła za grupką uczniów.
Jeśli są jakieś błędy moje oko - nie zbyt wnikliwe;) - ich nie dostrzega. Opowiadanie ciekawe, pobudzające wyobraźnię i zachęcające do dalszego czytania Twoich tekstów;)
OdpowiedzUsuń