***
Spoglądam na pamiętnik
z czystą furią, doprawdy nie powinnam tyle w nim pisać. Gdyby
wpadł w niepowołane ręce mogłabym mieć naprawdę spore kłopoty.
Uśmiecham się niczym wariatka po obejrzeniu kolejnej dawki
ogłupiającego serialu i zastanawiam się czy istnieje dla mnie
jakakolwiek droga ucieczki. To tak boli, nawet nie wyobrażasz sobie
jak bardzo. Znowu zbliżasz się do mnie… za blisko. Zamykam serce
i duszę, nie pozwolę, abyś splugawił coś więcej niż tylko moje
ciało! Cholerna Emily z tym swoim wiecznie uśmiechniętym obliczem!
Elizabeth ciągle zakochana i chodząca z głową w chmurach!
Wszystkie zazdrościcie mi mojego idealnego życia! Idealne? Doprawdy
wolałabym przeżywać rozstanie z chłopakiem, albo po raz setny
zastanawiać się którą sukienkę powinnam ubrać na sobotnią
randkę, aniżeli czuć to, co teraz czuję… Przyjaciółki,
głupie, interesowne wywłoki. Spadam, ciągle spadam. Nie chcę,
doprawdy nie chcę się tak czuć! Adam ciągle napastuje mnie tymi
swoimi miłosnymi wyznaniami. Brakuje tylko pierścionka
zaręczynowego i zadowolonego uśmieszku mojego kochanego tatuśka. A
potem? Biała sukienka z gorsetem, białe pończochy, czerwone
podwiązki, białe szpilki i cholerny marsz Mendelsona! Uśmiechnięty
i zadowolony z siebie Adam… Och, Adamie zupełnie nieświadomy
swojego smutnego losu! Otwieram szufladę. Są! Pochwalam siebie w
myślach za zrealizowanie ostatniej recepty, chociaż dziś jeszcze
ich wszystkich nie wezmę. Dziś nie. Płaczę, oj Cath, nie powinnaś
być taka słaba! Cath opanuj się do cholery! Cath, nie wolno
płakać, płacz jest dla słabych, a ty jesteś silna. Zakradam się
do gabinetu pod jego nieobecność, włamuję się do sejfu – hasło
jest takie przewidywalne, jak on mógł! Znajduję jej aktualny adres
i czuję jak automatycznie wszystko zaczyna się we mnie gotować.
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa! Wszędzie kłamstwa! Ta podła suka
żyje! Jak mogła mnie zostawić?! Zostawiam wszystko idealnie tak
jak było i uciekam stamtąd. Płaczę, ciągle płaczę, no dobrze
przez chwilę pozwolę sobie na słabość. Zamykam się w swoim
pokoju, nie ma mnie dla nikogo, nie ma mnie dla świata. Dwadzieścia
jeden nieodebranych połączeń. Połowa od Adama, reszta od Ems i
Effy. Wyłączam telefon, tak po prostu, mam ich wszystkich gdzieś.
Znowu nie zrobiłam nawet połowy z tego, co zamierzałam. Znowu
pozwoliłam, aby uczucia zagrały pierwsze skrzypce. Nigdy więcej!
Powoli uspokajam nerwy, włączam Revenge i obiecuję sobie, że po
seansie włączę z powrotem telefon i będę udawać. Udawać, że
nic się nie stało, że kolejna silna chwila załamania nerwowego po
prostu nie miała miejsca. Znowu będę silna, twarda i
nieprzystępna. Przecież nie posiadam uczuć, prawda?
***
Uśmiechnęłam się pod
nosem, wchodząc do ulubionej kawiarni i szukając wzrokiem Adama.
Godzinę wcześniej bez zastanowienia przyjęłam jego zaproszenie na
kawę i byłam ciekawa, co tym razem się wydarzy. Uwielbiam
modernistyczny styl Insomnii, w szczególności te wszystkie białe
dodatki.
- Cześć kochanie – powiedziałam, całując Adama na przywitanie i ze słodkim uśmiechem na ustach siadając naprzeciwko niego przy stoliku.
- Jesteś – rzucił, zupełnie jak gdyby miał wątpliwości, co do tego czy w ogóle się dzisiaj pojawię. Nonsens! W końcu spóźniłam się tylko dwadzieścia minut! – Już myślałem, że nie przyjdziesz.
- Gigantyczne korki. – Moja ulubiona wymówka wypowiedziana najsłodszym tonem na jaki było mnie stać jak zwykle zdziałała cuda. – Przepraszam? – wzruszyłam szeroko ramionami, zupełnie nieskłonna do jakiejkolwiek skruchy, choć z delikatnym uśmiechem na ustach, który miał wszystko załagodzić.
- Najważniejsze, że już jesteś – skwitował po chwili namysłu, uśmiechając się niedbale i patrząc mi prosto w oczy. – Właściwie to chciałem zapytać cię czy nie miałabyś ochoty na kilkudniowy wyjazd nad morze z Riley i Joshem.
- Cóż, musiałabym się bardzo porządnie zastanowić. – Udałam wielkie zainteresowanie menu, uśmiechając się pod nosem. – A tak na serio, to czemu nie? Termin?
- Myśleliśmy o przerwie świątecznej. – Spojrzał mi prosto w oczy, zupełnie jakby chciał się dowiedzieć, czy naprawdę tak uważam. W końcu chyba dał sobie spokój, bo nic nie powiedział i przeniósł wzrok na swoją kartę dań.
- Cudownie. Tylko pamiętaj, że ostatnie trzy dni mam zarezerwowane dla Ashley. – Przypomniałam, na wypadek gdyby to nie było dla niego jasne i oczywiste. Była to taka nasza, mała ośmioletnia tradycja i nie miałam zamiaru jej zmieniać dla jakiegoś wypadu nad morze.
- Jasne – powiedział po prostu, decydując się w końcu na kawę i torcik bezowy. Ja wzięłam tylko dietetyczne latte, modląc się w duchu o brak jakiegokolwiek komentarza z jego strony na ten temat. – Cath ja…
- Ty co? – Zachęciłam delikatnym i pogodnym uśmiechem, kiedy niespodziewanie przerwał swoją wypowiedź w pół zdania, co nie należało szczerze mówiąc do jego zwyczajów. Obserwowałam go przez kilka minut z rosnącym zdziwieniem aż w końcu zdecydował się przemówić.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to twoje wymarzone towarzystwo, ale może być naprawdę nieźle jak się postarasz. – Sama nie wiem czy to jego wypowiedź czy sam fakt, że w ogóle odważył się coś takiego powiedzieć tak na mnie podziałało, ale nagle odechciało mi się tej kawy i tego spotkania.
- Ja mam się starać? Ja?! – Bliska byłam podniesienia na niego głosu, jednak ostatkiem silnej woli powstrzymałam się przed tym. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mój gniew niczego tutaj nie zmieni. – Czy muszę ci przypominać co ta… mała… plugawa… żmija… mi zrobiła? – Powiedziałam, cedząc każde słowo i mimowolnie wstając z miejsca. – Nie chce mi się z tobą gadać. Uważam to spotkanie za zakończone.
- Poczekaj! – Był tak bardzo zaskoczony moim teatrzykiem, że zareagował dopiero wtedy, gdy znalazłam się już przy drzwiach wyjściowych, w nieelegancki sposób trzaskając nimi głośno. Byłam po prostu wściekła na niego niesamowicie. Wsiadłam do samochodu i odjechałam z piskiem opon, zupełnie nie zwracając uwagi na jego wołanie. Niech spada!
- Cześć kochanie – powiedziałam, całując Adama na przywitanie i ze słodkim uśmiechem na ustach siadając naprzeciwko niego przy stoliku.
- Jesteś – rzucił, zupełnie jak gdyby miał wątpliwości, co do tego czy w ogóle się dzisiaj pojawię. Nonsens! W końcu spóźniłam się tylko dwadzieścia minut! – Już myślałem, że nie przyjdziesz.
- Gigantyczne korki. – Moja ulubiona wymówka wypowiedziana najsłodszym tonem na jaki było mnie stać jak zwykle zdziałała cuda. – Przepraszam? – wzruszyłam szeroko ramionami, zupełnie nieskłonna do jakiejkolwiek skruchy, choć z delikatnym uśmiechem na ustach, który miał wszystko załagodzić.
- Najważniejsze, że już jesteś – skwitował po chwili namysłu, uśmiechając się niedbale i patrząc mi prosto w oczy. – Właściwie to chciałem zapytać cię czy nie miałabyś ochoty na kilkudniowy wyjazd nad morze z Riley i Joshem.
- Cóż, musiałabym się bardzo porządnie zastanowić. – Udałam wielkie zainteresowanie menu, uśmiechając się pod nosem. – A tak na serio, to czemu nie? Termin?
- Myśleliśmy o przerwie świątecznej. – Spojrzał mi prosto w oczy, zupełnie jakby chciał się dowiedzieć, czy naprawdę tak uważam. W końcu chyba dał sobie spokój, bo nic nie powiedział i przeniósł wzrok na swoją kartę dań.
- Cudownie. Tylko pamiętaj, że ostatnie trzy dni mam zarezerwowane dla Ashley. – Przypomniałam, na wypadek gdyby to nie było dla niego jasne i oczywiste. Była to taka nasza, mała ośmioletnia tradycja i nie miałam zamiaru jej zmieniać dla jakiegoś wypadu nad morze.
- Jasne – powiedział po prostu, decydując się w końcu na kawę i torcik bezowy. Ja wzięłam tylko dietetyczne latte, modląc się w duchu o brak jakiegokolwiek komentarza z jego strony na ten temat. – Cath ja…
- Ty co? – Zachęciłam delikatnym i pogodnym uśmiechem, kiedy niespodziewanie przerwał swoją wypowiedź w pół zdania, co nie należało szczerze mówiąc do jego zwyczajów. Obserwowałam go przez kilka minut z rosnącym zdziwieniem aż w końcu zdecydował się przemówić.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to twoje wymarzone towarzystwo, ale może być naprawdę nieźle jak się postarasz. – Sama nie wiem czy to jego wypowiedź czy sam fakt, że w ogóle odważył się coś takiego powiedzieć tak na mnie podziałało, ale nagle odechciało mi się tej kawy i tego spotkania.
- Ja mam się starać? Ja?! – Bliska byłam podniesienia na niego głosu, jednak ostatkiem silnej woli powstrzymałam się przed tym. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mój gniew niczego tutaj nie zmieni. – Czy muszę ci przypominać co ta… mała… plugawa… żmija… mi zrobiła? – Powiedziałam, cedząc każde słowo i mimowolnie wstając z miejsca. – Nie chce mi się z tobą gadać. Uważam to spotkanie za zakończone.
- Poczekaj! – Był tak bardzo zaskoczony moim teatrzykiem, że zareagował dopiero wtedy, gdy znalazłam się już przy drzwiach wyjściowych, w nieelegancki sposób trzaskając nimi głośno. Byłam po prostu wściekła na niego niesamowicie. Wsiadłam do samochodu i odjechałam z piskiem opon, zupełnie nie zwracając uwagi na jego wołanie. Niech spada!
***
Byłam tak zdenerwowana
porannym spotkaniem z Adamem, że nawet się nie spostrzegłam, a już
znalazłam się pod domem Ash, następnie w jej pokoju i zalewałam
się łzami nad niewdzięcznym chłopakiem, a raczej jego
nietaktownej uwadze. Moja najlepsza przyjaciółka najpierw
wysłuchała mojego, długiego wywodu w milczeniu, a następnie
powiedziała dobitnie, co o tym wszystkim sądzi. Nie obyło się
również od nutki feminizmu i klnięcia na facetów na czym to świat
stoi.
- Od razu lepiej – skwitowałam, uśmiechając się przez łzy, kiedy już zgodnie z naszym starym zwyczajem zmieszałyśmy obiekt całego tego zamieszania z błotem i leżałyśmy na podwójnym łóżku Ash, przeglądając najnowsze, modowe katalogi. – Myślę, że powinniśmy wybrać się na zakupy. Wieki nie byłam w żadnym, porządnym sklepie.
- Dobry pomysł – stwierdziła Ashley, dodając po chwili namysłu. – Fryzjer również nie zaszkodzi. Obu nam się przyda nowa fryzura.
- W sumie, dlaczego nie? Zastanawiałam się nad przefarbowaniem włosów – powiedziałam zgodnie z prawdą, uśmiechając się figlarnie. – Rudy.
- Może być ciekawie – przyznała Ash, przyglądając mi się z uwagą godną dobrego stylisty.
- Otóż to – rzuciłam podekscytowana i praktycznie zdecydowana na prawdziwą rewolucję w moim życiu. Aż zacierałam ręce na samą myśli na to jaka będzie reakcja innych ludzi na nowy kolor moich włosów.
- Myślę, że powinnyśmy zająć się wszystkim od razu – stwierdziła Ash, wybierając numer swojego fryzjera. Umówiła nas na popołudniową wizytę, przedstawiając po krótce czym dokładnie jest zainteresowana. Kiedy nacisnęła czerwoną słuchawkę była już po zakończonych negocjacjach z najlepszym fryzjerem w Londynie.
- Będziemy wyglądały nieziemsko, zobaczysz – mruknęła zadowolona z siebie, uśmiechając się od ucha do ucha. Od czasu jej rozstania z chłopakiem nie widziałam jej takiej szczęśliwej i radosnej, a minęły już dwa miesiące od tamtej pory.
- Na to właśnie liczę – powiedziałam również się uśmiechając i wprost nie mogąc się doczekać wizyty w salonie fryzjerskim. Czułam, że dzięki temu rozpocznie się dla nas jakaś nowa, wspaniała epoka. Byłam pełna nadziei i z zapałem brałam się za kolorowanie przyszłości dniem dzisiejszym. Wiedziałam, że najcięższą pracę należy wykonać u źródeł, aby później móc się dalej rozwijać. Nasze wesołe plotkowanie przerwało niespodziewane pukanie do drzwi.
- Od razu lepiej – skwitowałam, uśmiechając się przez łzy, kiedy już zgodnie z naszym starym zwyczajem zmieszałyśmy obiekt całego tego zamieszania z błotem i leżałyśmy na podwójnym łóżku Ash, przeglądając najnowsze, modowe katalogi. – Myślę, że powinniśmy wybrać się na zakupy. Wieki nie byłam w żadnym, porządnym sklepie.
- Dobry pomysł – stwierdziła Ashley, dodając po chwili namysłu. – Fryzjer również nie zaszkodzi. Obu nam się przyda nowa fryzura.
- W sumie, dlaczego nie? Zastanawiałam się nad przefarbowaniem włosów – powiedziałam zgodnie z prawdą, uśmiechając się figlarnie. – Rudy.
- Może być ciekawie – przyznała Ash, przyglądając mi się z uwagą godną dobrego stylisty.
- Otóż to – rzuciłam podekscytowana i praktycznie zdecydowana na prawdziwą rewolucję w moim życiu. Aż zacierałam ręce na samą myśli na to jaka będzie reakcja innych ludzi na nowy kolor moich włosów.
- Myślę, że powinnyśmy zająć się wszystkim od razu – stwierdziła Ash, wybierając numer swojego fryzjera. Umówiła nas na popołudniową wizytę, przedstawiając po krótce czym dokładnie jest zainteresowana. Kiedy nacisnęła czerwoną słuchawkę była już po zakończonych negocjacjach z najlepszym fryzjerem w Londynie.
- Będziemy wyglądały nieziemsko, zobaczysz – mruknęła zadowolona z siebie, uśmiechając się od ucha do ucha. Od czasu jej rozstania z chłopakiem nie widziałam jej takiej szczęśliwej i radosnej, a minęły już dwa miesiące od tamtej pory.
- Na to właśnie liczę – powiedziałam również się uśmiechając i wprost nie mogąc się doczekać wizyty w salonie fryzjerskim. Czułam, że dzięki temu rozpocznie się dla nas jakaś nowa, wspaniała epoka. Byłam pełna nadziei i z zapałem brałam się za kolorowanie przyszłości dniem dzisiejszym. Wiedziałam, że najcięższą pracę należy wykonać u źródeł, aby później móc się dalej rozwijać. Nasze wesołe plotkowanie przerwało niespodziewane pukanie do drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz