Ulicą płynie cicha melodia będąca odą
wiatru, cichą pieśnią śpiewaną ku ukojeniu serc. Dociera do Domu, wlewa się do
środka szparami i oknami. Obejmuje Go w posiadanie. Cichy przeciąg hula po
korytarzach, a pieśń ulicy tańcuje razem z nim.
Tancerka
wykonuje wdzięczny półpiruet. Unosi do góry nogę, by zaraz pozwolić jej opaść w
dół. Wyciąga przed siebie ręce, jakby chciała kogoś chwycić. Nikogo jednak nie
ma w polu widzenia i, zawiedziona, tancerka cofa dłonie. Jej krokami kieruje
pieśń ulicy, otulająca ją jak mgła. Jest głosem ludzi handlujących na bazarze.
Jest stukotem końskich kopyt o kamienny bruk chodnika. Jest brzękiem stali w
pochwach rycerzy. Jest szelestem ciężkich sukien dam.
Ogień
liże twarz tancerki, pomarańczowe błyski zatrzymują się na załamaniach sukienki,
na porcelanowych ramionach dziewczyny. Ona jednak nie myśli o niczym, pogrążona
całą sobą w tańcu. Czas spowalnia i przyspiesza na jej żądanie, na skinienie drobnej,
kruchej dłoni.
Z
zegara wyskakuje drewniana, malowana kukułka. Wyśpiewuje godzinę i chroni się z
powrotem w cisowym wnętrzu. Tancerka jednak nie słyszy jej nawoływań, monotonne
kukanie nie dochodzi do delikatnych uszu. Lekko pochyla głowę, zatrzymawszy się
wreszcie. Ręce opadają wzdłuż boków. Nieruchomieje. Zawsze otwarte niebieskie
oczy wpatrują się tępo w jeden punkt na ścianie wyłożonej brązową boazerią. Widoczna
podczas tańca iskierka radości gaśnie. Tancerka jest tylko lalką, marionetką w
teatrze cieni.
Przez
stół przebiega gwałtowny wstrząs. Tancerka zawisa na krawędzi. Jeszcze jedno
szarpnięcie – i leci w dół, ku ziemi, gdzie rozpryskuje się w drobny mak.
Piękny ten tekst!
OdpowiedzUsuńDziękuję! :3
Usuń