Wyszłam ze
swojego pokoju i spokojnie ruszyłam do kuchni gdzie, jak zawsze rano, mama z
nieobecnym wzrokiem, opróżniała kubek z mocną czarną kawą.
-Dzień dobry
skarbie- Jej ciepły głos rozlał się po całym moim ciele dając to przyjemne
uczucie ciepła.
-Część
mamusi- Mówiąc to pochyliła m się i pocałowałam ją w policzek. Złapałam za
kubek zaparzonej przez moją opiekunkę zielonej herbaty. Dzień, jak co dzień od
ponad roku nic się nie zmienia, a jak ja bym chciałaby zmieniło się coś, a
konkretni jedna rzecz.
Popijałam
ciepły, zielonkawy napar oparta o kuchenny blat, izolując się od
pracocholicznego szeptu pochodzącego od brunetki o niebieskich, podkrążonych
oczach i popielatej cerze, która tak bardzo potrzebowała słońca. Samotnej
matce, która oprócz trudnego przypadku w postaci córki słyszącej racjonalne
szepty miała jeszcze mnóstwo innych, które mogła jedynie diagnozować, a leczyć
już nie koniecznie. Wszystkie te eksperymentalne metody nawet w założeniu nie miały
przynieś pełnej wolności od choroby zwanej nowotworem. Często współczułam
swojej matce i już dawno przysięgłam sobie, że nie będę lekarzem, co najwyżej
psychiatrą koniec końców, do czego się lepiej nadaje ?
Chwyciłam za
soczyste czerwono-żółte jabłko i wyszłam z kuchni. W pokoju sięgnęłam po plecak
i już po chwili wychodziłam ubrana w wiosenną kurtkę i kozaki, które tak
ubóstwiałam. Spokojnym krokiem ruszyłam poboczem starej i przez to dziurawej
jak szwajcarski ser drogi. No ale cóż można się spodziewać po małej wioseczce leżącej
na obrzeżach trochę większej wioski ? Na pewno nic ponad to, dobrze, że chociaż,
kursują tu jakieś busy.
Stanęłam na
przystanku, a raczej znaku, który go symbolizował. Stało tam już kilka osób,
które zamierzało tak samo jak ja wybrać się do szkoły, która była najdalej oddalonym
Liceum, do której opłacało się codziennie dojerzdzać. Wsadziłam słuchawki do uszu by zagłuszyć tą
cholerna paplaninę, która nie jest przeznaczona dla mnie. Wzrok skupiłam na
jednym punkcie by odciąć się od otoczenia. W końcu przyjechał bus.
Przekroczyłam próg szkoły. Nienawidziłam, żadnych
zamkniętych pomieszczeń pełnych ludzi. Wtedy nie jestem wstanie odciąć się od
tych wszystkich fal, wysyłanych przez ten natłok ludzi, które jak to fale
odbijają się od wszystkie ich przedmiotów i potrafią tworzyć echo, a ich
natężenie czasami jest zabójcze. Co innego na Świerzym powietrzu gdzie jest jak
by ciszej, spokojniej. Korzystałam z
ostatnich chwil, gdy mój umysł mógł być opętany przez zniewalającą siłą muzyki
rozebrałam się w szatni i ruszyłam pod klasy. Wymieniając zdawkowe „część” z
znajomymi. Na ławce tuż obok drzwi do klasy numer 13 siedziała grupka osób,
która mnie akceptowała, reszta klasy i szkoły z paroma wyjątkami, uważała mnie
za dziwaczkę i sztywniaczkę. Niektórzy podejrzewali mnie nawet w żartach o
schizofrenie. Nie wiedzieli nawet jak byli bliscy prawdy.
Malwina
przywitała się ze mną serdecznie jak to tylko ona potrafi. Z uśmiechem i była szczęśliwa,
że mnie widzi. Już czułam tą jej ukryte pragnienie prowadzenia dyskusji na nowy
temat, który wpadł je przy czytaniu nowej książki. Jej entuzjazm był zaraźliwym
zastrzykiem energii, który odegnała resztkę zmęczenia po nie pełnych 7
godzinach snu. Koło niej, krótkim cześć przywitała mnie Diana. Po jej głowie
chodziło tyle zmartwień, że aż dziw, że osoba o takiej anielskiej osobowości ma
takie problemy. Aura, która wynikała z takiej mieszanki wykołowywał ból
brzucha.
–Jak tam ci
mina weekend ? – Standardowe pytanie i jak zawsze pierwsza zadała je Ola.
-Taka jak
zawsze, nic niezwykłego się nie wydarzyło. A u ciebie ? – Zapytałam jednak
zanim otworzyła usta wiedziałam już wszystko. Patrząc jej w oczy tylko przez
chwile zobaczyłam cały film puszczony w przyspieszonym tempie zrozumiały tylko
dla niej i osoby, która jest przyzwyczajona i oswojona z jej konkretnym torem
myślenia.
-Też jak
zawsze. – Odparła. Oczywiście, ze jak zawsze nikt swojego życia nie uważa za wyjątkowo
ciekawe i warte do relacjonowania w każdej sekundzie. Wizyta u babci w piątek,
potem wizyta Michała i tak dalej. Nauka.
Faktycznie jak zawsze. – Umiesz na chemie ?-Zapytała.
-To dzisiaj
ten sprawdzian. – Stwierdziłam krzywiąc się przy tym.- Coś tam się uczyłam. –
Powiedziałam przeciągając każde słowo pokazując swojej niezadowolenie ze swoje
wiedzy i niepewność, co do mojej oceny.
-E tam pewnie
znowu będziesz miała piątkę.- Rzuciła Malwina, próbując mnie pocieszyć i
wiedziałam, że jest tego pewna. No cóż
mój ocena nie zawsze zależała od moje faktycznej wiedzy.
-Tym razem
nie sądzę. –Odparłam, użalając się nad sobą, jak każda dziewczyna chcąca usłyszeć,
że jest inaczej niż sądzi, albo raczej jak mówi, że sądzi.
-Och Zuz…
-Jej głos został zagłuszony przez dźwięk dzwonka. W tej samej chwili na końcu
korytarz pojawiła się niezgrabna sylwetka nauczycielki, która szybkim krokiem ruszyła
w naszą stronę. Znienawidzona przez wszystkich, opętana jakąś dziwną manią
nasza nauczycielka fizyki. No cóż może nie przez wszystkich jednak opinia o
niej najlepsza nie jest. Jednak cóż nauczyć potrafi.
Koniec, końców
taki jest właśnie jest jej cel by uczniowie się z nią liczyli, a nie lubili.
Otworzyła drzwi i wszyscy zajeli swoje miejsce, czyli te, do których się
przyzwyczaili. Były dwa rzędy ławek po trzy osoby, więc mi przypadło miejsce w
drugiej ławce od okna pomiędzy koleżankami. Przed nami siadła zawsze wesoła
odpowiedzialna i pracowita jednak o nie do końca poważnym sposobie bycia Jula. Może
to, co o niej sądzę to dwie skrajności jednak u niej jedno płynie przechodzi w
drugie tworząc dość ciekawą, ale harmonijną mieszankę.
- Lekcja
temat… -Zaczęła swój wykład zerkając na nas z pod grubych okularów swoimi
czarnymi oczami. Wszyscy zaczeli pilnie notować. Teraz, gdy nie mogłam skupić
się na myślach konkretnych osób, wokół mnie powietrze brzęczało jak by wszędzie
było pełną bąków. Bałam się skupić na myślach nauczycielki, jakoś nie miałam
ochoty sprawdzać tego, co miała pod tymi krótko ściętymi malowanymi na rudobrązowe
pasemka włosach. Nie dodawały jej one uroku jednak sądzę, że w długich włosach
wyglądną by jak stu procentowa czarownica.
Pewnie to,
co robie wielu etyków uznałoby za nie ludzkie. Myśli to tak prywatna sprawa, ze
nie wolno do nich zaglądać. Takie czcze gadanie, jednak skupiając się w pełni
na myślach dwóch trzech max czterech osób na raz odcinam się od całej reszty szumu,
który mnie otaczał. I wbrew pozorom to nie było taki złe, bo wówczas rozkład
moje uwagi pozwalał mi na usłyszenie jedynie najbardziej płytkich codziennych
myśli, czy zmartwienia. Jednak gdy skupiałam się tylko na jednej konkretnej
osobie moja świadomość coraz głębiej zanurzała się w jego umysł, co sprawiało
że oprócz myśli widziałam też wspomnienia, później marzenia, nadzieje,
podświadome pragnienia. Po kilku godzinach tak sądzę, że mogłabym wiedzieć o
człowieku wszystko. Tak myślę, bo nigdy tego nie próbowałam. Kiedy to się
zaczęło, a ja zrozumiałam, że to nie jest ból głowy, wymysły, ani atak schizofremi
zaczęłam eksperymentować. Szukałam jakiś zmiennych sposobów by zniwelować
skutki tego dziwnego zjawiska.
Ale jak to
się zaczęło ? Zwyczajnie. No właśnie budzę się rano i słyszę myśli czuje cudze
uczucia. Co zabawne nic się nie stało wcześniej ani później? Żadnego wypadku,
operacji, spadającej gwiazdy po prostu od tak. Moja mam nie wierzyła mi, ale
ona pierwsza udzieliła mi wsparcia, gdy jej udowodniłam, ze to nie jest choroba
psychiczna tylko coś innego. Teraz namawia mnie na ciągłe badania, w których
absolutnie nic nie wychodzi, a argumentuje je przed kolegami z pracy tym, że
mam potworne migreny.
W czasie
wykład rzadko, kto nauczycielki naprawdę słucha, starając się utrzymać
minimalną równowagę w swoim umyśle przestawiałam z jednego umysłu na drugi, co
przypominało zbyt szybko zmieniane karty w slajdach, niekończone zdanie
przemykały prze mój umysł, czasem błyski wizji nie do końca wiadomo, o czym. Z resztą,
co mnie to obchodzi.
Zawsze byłam
zdania, że jest wiedza, której posiadać nie warto, jak wszystkie pragnienie i
problemy ludzi naokoło, czasem po prostu lepiej dać się uwieść tej słodkiej mgle
kłamstwa i iluzji, jaką często ludzie tworzą wokół swoich problemów, albo aurę
milczenia wokół swoich tajemnic. Jednak przez pierwszy miesiąc nie problemy
innych ludzi były moim największym zmartwieniem a ich marzenia, a raczej ich
wizualizacje szczególnie przez męską część populacji, choć przyznam, że kobiety
wbrew pozorom jakoś specjalnie w tyle nie są.
Nareszcie
dzwonek. Cała klasa jak na komendę wstała, towarzystwo się rozluźniło, a ja
znalazłam się w mgle głosów i szeptów, w której by się odnaleźć potrzebowałam
jakiegoś światełka. Kogoś, kogo dobrze znałam i był blisko mnie. W ciszy bardzo
łatwo skupić się na cudzym umyśle oddalonym nawet o kilka metrów jednak, gdy do
fal niewerbalnych dochodziły te wrąbane bardzo ciężko jest się w tym odnaleźć
to takie wskoczenie do zimnej wody w czasie ciepłego dni, minie chwila nim się
przyzwyczaisz.
Bardzo
szybko wyrobiłam w sobie podzielność uwagi na różne rzeczy, które działy się
wokół mnie i pomiędzy myli, które mnie otaczały. Och to takie skomplikowane, a
ja nadal tak wielu rzeczy nie wiem i nie rozumie. To jest jak umiejętność,
którą trzeba ćwiczyć i można poszerzać jej możliwości. Zastanawiałam się czy
pewnego dnia uda mi się odciąć i skupić jedynie na swoich własnych myślach.
-Teraz
chemia- westchnęła Ola, bała się tego sprawdzianu zawsze jakoś jej nie szło
stres źle na nią działał, kasował całe godziny nauki i mieszał resztę jak w
mikserze. Ma ambicje jednak nie zawsze udaje jej się pokonać własne słabości.
-Cześć – do
naszej grupy dołączyła Małgosia. Jej charyzma była wręcz obezwładniająca, mimo
braku urody, była niezwykle pewna siebie, co sprawiało, że była lubiana albo,
chociaż tolerowana. Na mnie działała jak narkotyk, w jej obcości wszystko
wokoło jakby cichło. Może to, dlatego że jej myśli zagłuszały wszystko jedyne,
co przy niej widzę to twarz tego jej faceta, który przez je pryzmat wygląda jak
bóg. Szkoda tylko, ze nigdy na żywo go nie poznałam. Po za tym przez jej umysł
przenikały zwykłe ludzkie sprawy jednak czasem trochę poważniejsze problemy niż
te, z którymi musieli mierzyć szczęśliwi ludzie, czyli ci, którzy urodzili się
zdrowi.
-Siema- Rzuciłam
z serdecznym uśmiechem na ustach.
Wszyscy moi
znajomi znali mnie tylko taką, trochę dziwną, kryjącą coś, czego nie chciałam
powiedzieć. Ceniłam ich za to, że nie drążyli, co byli czasem ciekawi, ale nikt
z nich nigdy nawet nie wspomniało o swojej ciekawości. Było już drugie półrocze
w pierwszej klasie liceum, a to wszystko zaczęło się zdecydowanie wcześniej.
Nie jestem dokładnie pewna, kiedy, bo może na to zanosiło się już wcześniej,
ale nie zwróciłam na to uwagi jednak pierwszy poważny atak typowo
schizofreniczny dostałam 13 listopada jeszcze, gdy chodziłam do gimnazjum i
trwa on do dziś.
Zdążyłyśmy
zaledwie dojść pod drzwi Sali nr 16 a dzwonek obwieścił początek następnej
lekcji. Tym razem starsza pani, która z nami miała lekcje spokojnie pojawiła
się na końcu korytarza dobre 2 minuty później. Była to miła osoba, jednak nie
tolerowała lenistwa zwłaszcza w klasie biologiczno-medycznej, do której tak
ciężko było się dostać. Wszyscy zajęli
swoje miejsca. Sala wyglądała tak samo jak ta od fizyki, dwa rzędy po trzy miejsca,
po prawej okna po lewej i z tyłu szafki. Z przodu oczywiście tablica. Jedyna
różnica była tak, że ławki nie były zwyczajnie drewniane tylko wybrukowane
płytkami przystosowanymi do doświadczeń. Szkoda tylko, że nigdy nie
wykonywaliśmy ich samodzielnie, to było zadanie nauczycielki.
Nikt nawet
nie kłócił się o przeniesienie sprawdzianu, tylko każdy z osobna grzecznie
wyciągną samotny długopis i czekał na swoją kartkę. Nauczycielka o wybuchowej
czarnej trwałej rozdała sprawdzianu. Kiedy miała trochę dłuższe włosy wyglądała
tak podobnie do żony, frakenstaina, że cała nasze 5 nie potrafiła się skupić na
lekcji, tym bardziej, że Jula nie potrafiła się powstrzymać przed podkreśleniem
tego jak to śmiesznie wygląda różnymi aluzjami.
Pochyliłam
się nad swoją kartką ignorując stado os i tą nieprzyzwoitą chęć poszukania
odpowiedzi w głowach kolegów. Przyznaje się bez bicia czasami to robiłam, nie
na wszystkich przedmiotach oczywiście, przykładowo na chemii i biologii nigdy.
Jednak na tak bezużytecznym przedmiocie, jakim jest EDB. Proszę was, do czego
przyda mi się data powodzi stulecia ?
Uczyłam się,
więc po chwili zaczęłam zaczerniać kartkę odpowiedziami, które wydawały mi się
prawidłowe. Mimo, ze nie była pewna wszystkiego, a jednego W ogóle zapomniała
udało mi sie oprzeć nieprzyzwoitej pokusie skupienia się na czyichś myślach,
moje pragnienie potęgowała też coraz bardzie irytując chaos pieszczący mój
umysł.
Dzwonek
zadzwonił. To nagłe przerwanie ciszy doprowadziła mój żołądek do gardła. Przy
okazji przywołując zimny dreszcz strach, który emitowało kilka osób, które
najwidoczniej nie udało się przebrnąć przez wszystkie pytania na czas.
Oddałam kartkę
i chwyciła za plecak chcąc jak najszybciej pozbyć się nieprzyjemnego uczucia,
które notabene nie było moje.
Reszta
lekcji minęła podobnie na usilnych staraniach zachowania moralnego dystansu do
cudzych myślach i jednocześnie na staraniach by natłok doznań nie wywołał
szaleństwa. Nadszedł w końcu upragniony ostatni dzwonek. Z uśmiechem na ustach
rozbawione swoją rozmową o wszystkim i niczym wyszłyśmy na zewnątrz. Wtedy ktoś
złapał Ole od tyłu, ta uśmiechnęła się a nad nią szczerzył zęby jej facet.
Michał. Nie przepadałam za nim przede wszystkim ze względu na jego samopoczucie
i myśli. Rozsiewał wokół siebie aurę niepewności, którą tak skrzętnie ukrywała
za głupimi żartami najczęściej o podłożu seksualnym. Jednak czasem zrzucał z
siebie tą iluzje wtedy roiło się nie przyjemnie. Po za tym jego umysł był tak
prosty niczym umysł dziecka. U niego nic nie było skomplikowane po prostu niska
samoocena i strach przed stratą Oli, jego szczęścia. Jedyna różnica polega na tym,
że dziecko nie może zapaść na taki stadium erotomani.
Jednak w tej
całej prostocie było coś dziwnego. Tak jak by ta cały dym iluzji, który był
wokół niego wydawała się na mnie odziałowywać. Nie potrafiłam przy nim trzymać
języka za zębami zawsze rzuciłam coś głupiego zboczonego, co pchało mnie częściowo
w ramiona jego choroby. Co zabawne jego dotyk działa na manie jak podłączenie
do prądu.
-Cześć skarbie
– mrukną pochylając się nad nią jak by chciał ja pocałować jednak ona mu nie
dała. Nie przepadała za jego władczą naturą i tym, że nie chciał ją puścić
tylko usilnie trzymał w ramionach.
-Co tam mędo
? –Rzucił w moją stronę. Niezadowolony z uniku swojej dziewczyny – Hej- tym
razem grzeczniej kiwną głową do Malwiny, która uśmiechnęła się do niego
serdecznie.
-Hej. –Odparła
miło jednak tak naprawdę myślała tylko o tym jak najszybciej odłączyć się od
tego szaleńca. Nie przepadała za nim. To nie było nic niezwykłego, była
grzeczną dziewczynką, która nie przepadała za zboczonymi skojarzeniami i jego
wyjątkowo swawolnym sposobem bycia. Jej wystarczało jak od czasu do ja rzuciłam
jakąś aluzje.
Zza Michała
wyszedł jego kolega z którym dość często się włóczył. Tomek ubóstwiał pić
właśnie z Michałem tym bardziej, że on był jedynym, który jakoś go tolerował. Był
niesamowicie ciekawski jednak przy mnie jakoś zawsze gryzł się w język.
-Nic
ciekawego, a u ciebie schizofreniku ?- Och te nasze przezwiska, najlepszy
sposób na pokazanie jak bardzo się kochamy. Bo jednocześnie był irytujący z
drugiej zaś nawet interesujący. Dla niego przez to, że zawsze miała odpowiedz
na jego atak byłam zboczoną mędą. Szkoda tylko, że na swój sposób mu się
podobałam, jednak wolał moją przyjaciółkę, na szczęście. Dla mnie ze względu na
jego niezwykłą zazdrość o Ole i ciągle latający język, był zboczonym
schizofremikie i tak sobie rzucaliśmy złośliwościami paradoksalnie w uprzejmy
sposób.
-Mam ochotę
na małe piwo. –Rzucił nie wiem czy dla moje informacji, czy swojej dziewczyny.
-Pójdziesz z
nami- zapytał Ola. W myślach błagając
mnie bym poszła, bo Tomek doprowadzał ją do szewskiej pasji, a ze mną, chociaż
nie było by aż tak źle, bo siedział cicho. Nie chciała jej zwieść. W końcu już
piątek 2 godziny mogę przetrwać. Starając się spojrzeć na to optymistycznie może
coś ciekawego się wydarzy i nie będę już skończonym no-live.
-To gdzie idziemy
?- Zapytałam bez sensu, bo odpowiedz była oczywista nawet bez tego, że
wcześniej słyszałam ją z mojego najpewniejszego źródła informacji. Mieli tylko
jedno miejsce do picia piwa. Michał nie był zachwycony faktem, że idę z nimi,
bo miał nadzieje, że będzie miał Ole tylko dla siebie. Jak by nie zwracał uwagi
na to, że sam przytargał ze sobą spory balast. Potem wróciła kwestia piwa.
Nasza męska część towarzystwa była od nas 3 lata starsza, więc z kupnem
alkoholu nie mieli problemu.
Malwina
odłączyła się od nas natychmiast po tym jak znaleźliśmy się na rozdrożu.
-To do
jutra.- Uśmiechnęła się na pożegnanie i zniknęła między blokami. Nasz grupka
natomiast skierowała się do marketu gdzie chłopcy kupili piwo na głowę. Michał
zawsze tak robił chyba z grzeczności, bo wiedział, że ja nie pije. Zawsze
kupował na wszelki wypadek by nie popełnić gafy w oczach Oli. Moja abstynencja
i konserwatywne poglądy na temat alkoholu zdecydowanie dziwiły całe moje
otoczenie, jednak nie mieli nic przeciwko. Jednak ja nie piłam, dlatego że
uważałam to za zabójcę szarych komórek, uzależniającą i kompletnie niepotrzebną
miksturę, co usilnie deklarowałam, po prostu picie stwarzało zagrożenie
zrobienie z siebie wariatki. We wszystkich książkach Fantazy gdzie pojawia się
magia i jej zalety alkohol najczęściej prowadzi do jej zaniku, no cóż z moją
jest inaczej. Alkohol otępia umysł, co sprawia, ze staje się mnie odporny na fale,
które zalewają mój umysł z siłą Tsunami. Odkryłam to dość szybko i na szczęście
nie byłam wtedy w towarzystwie osób niewtajemniczonych. Od to podkradłam mamie
coś z barka, tak na próbę uciszenia niechcianych krzyków, po lekturze jednej z
tego rodzajów dzieł. Po tym jak przeżyła dwa razy gorszy atak obcych myśli,
które przychodziły do mnie z odległości tak dużej, że na trzeźwo musiała bym
medytować by usłyszeć je równie wyraźnie, postanowiłam odpuścić sobie wszystkie
środki odurzające. Schowaliśmy się za
śmietnikami kawałek od tyłów sklepu. Jechało tam niemiłosiernie jednak
najwidoczniej naszym kolegom to nie przeszkadzało. Cała trójka pociągała z
puszek w milczeniu.
-A ty nie
chcesz ? – Zapytał pan M. Chcąc podtrzymać jakąś rozmowę chodź by i nieco
burzliwą. Z resztą uwielbiał się ze mną droczyć.
-Wiesz, że
nie- Odparłam jak by od niechcenia.
-Nie udawaj
takiej świętej- Wyszczerzył do mnie zęby jak to miał w zwyczaju. – Jedno piwo
cie nie zabije, co z ciebie za polka.
-Zabije-
Odparłam na przekór. - Jestem polką z trzeźwym umysłem. -Dodałam
- Na prawdę
? –Podsuną mi puszkę pod nos- To pomóż nam zachować trzeźwość umysłu i z łaski
swojej opróżnij tą puszkę bym nie musiał robić tego za ciebie.
Wzięłam od
niego puszkę. W błysku jego tryjunfu.
-Skoro tak
bardzo chcesz bym się jej pozbyła- Uśmiechnęłam się figlarsko do niego i
otworzyłam puszkę. Patrzyłam mu w oczy, kiedy jednym szybkim zamachem część
wylałam na niego reszta wylała się na ścianę, gdy puszka o nią uderzyła.
Wiedział, że
mógł się tego spodziewać. Jednak nie był specjalnie wściekły. Pojawił się
impuls by zrobić to samo mi, niestety czas pomiędzy iskrą myśli a działaniem
był za krótki by się uchylić i na mojej kurtce znalazł się chlust piwa, na szczęście
mały, bo w puszcze nie zostało już wiele. W sumie jemu też się nic nie stało,
gdyż miał na sobie czarną pseudo skurzana kurtkę, zasuniętą, więc na jego
koszula na tym nie ucierpiała, tylko na dżinsach były drobne ślady niedawnego
incydentu.
-No wiesz,
co- Rzuciłam robiąc obrażoną minkę, jak mała dziewczynka.
-Jak można
tak piwo marnować- pokręcił głową z niedowierzaniem. Wydawało mi się ze mówił
serio. Odsuną się ode mnie, gdy prychnęłam i podszedł do Oli, która opróżniła
już swoją puszkę, Obią ją zaborczo w pasie i przyciągną do siebie. Po chwili zacieli
się całować. Spotęgowane uczucie tej chwili dotarło do mnie w postaci impulsu,
wywołując niezwykle przyjemne mrowienie języka i dreszcz gdzieś w okolicach
bioder. Skrzywiłam się odwróciłam wzrok i spróbowałam odciąć się od te
sytuacji. By zająć czymś kanał odbioru zwróciłam swoją uwagę na Tomka. W sumie
nie znałam go za dobrze przez to jego dziwne onieśmielenie moja obecnością, a
gdy był z nami najczęściej skupiałam uwagę na myślach kogoś innego. Teraz
dotarła do mnie jego tęsknota i pragnienie, zobaczyłam też jego weekendowe
plany. Skrzywiłam się z niesmakiem. Z takim zapałem na pewno nadwyręży sobie
nadgarstek.
Zamierzał
się zmyć koniec końców dostał już to, co chciał. Darmowe piwo z przyjacielem i
dwoma aktorkami do jego marzeń.
Gdy tylko
znalazł wymówkę, by się urwać poszłam w jego ślady. Zanim zniknęłam za rogiem
dotarły do mnie jeszcze fale radości od zakochanego chłopczyka i wizja dwóch
splecionych ciał w ustronnym miejscu. Takie tam niewinne pieszczoty. Jednak
czasem się martwiłam, zbyt często musiałam znosić ludzkie myśli jednak nadal
nie potrafiłam wyznaczyć granicy między tym, co dzieje się w ludzkiej głowie, a
tym, co może się stać w tym świecie materialnym. Stanęłam na przystanku,
czekając na powrót do domu.
Weszła do małego budynku, który matka
odziedziczyła po mojej świętej pamięci babci. To tu znalazłyśmy spokój po tym
jak wszystko się zmieniło. Plecak wylądował w kącie, zmieniłam wyjściowe kozaki
na addidasy, które jeszcze na tą pogodę nie były idealne jednak to nie ważne.
Wsadziłam do uszu słuchawki i poszłam pobiegać po nieco mokrych polnych drogach
za domami.
W okolicy
tylko my nie uprawialiśmy pola i pozwoliliśmy na to, by nasz fragment zarósł
krzaczorami i innymi chwastami. Inni albo nadal hołdują tradycjom rodzinnym
albo już dawno się swojego pola pozbyli, na rzecz tych pierwszych.
Początek
wiosny taki cudowny czas, gdy wszystko ożywało i nabierało ciepłych kolorów,
które grzały serce niczym śmiech dziecka. Spokojnie ruszyłam polną drogą
nieskupiająca się na piosence płynącej z słuchawek, nie myśląc o niczym, po
prostu biegłam. Potrzebowałam tej chwili ciszy. To była moja regeneracja,
jedyna ostoja przed zapadnięciem w szaleństwo. Jak zawsze przemierzałam drogę
wyznaczoną przez ciągniki i przed tym jak dobiegłam do pierwszej brukowanej
drogi łączącej najdalsze domy z cywilizacją skręciłam w stronę opuszczonego
malutkiego dworku pod lasem. Przed laty opowiedziała mi babcia to tu
przyjeżdżali szlachcice by za dnia polować, a w nocy upić się winem. Moje pięć
minut dla siebie przerwał głos, który dobiegł gdzieś od strony starej stodoły.
Nie przebił się przez słuchawki, więc nie zrozumiałam słów, co było dziwne, bo
zawsze słowa pokrywały się z najgłośniejszymi myślami, których słyszałam
zawsze, gdy w okolicy była tylko jedna osoba. Zaintrygowana wyjęłam z uszów
słuchawki. Niedbale oparty o stary drewniany budynek z zapadającym się dachem
stał mężczyzna na oko Maximom 20 letni. Krótkie czarne włosy wyglądały jak
trawa rozwiewana przez wiatr, ciemne oczy obserwowały mnie z rozbawieniem.
-Pytałem –
Odparł spokojnie- Czego taka dziewczyna jak ty szuka na takim odludziu ?
Nie
słyszałam nic, tylko jego głos, który brzmiał jak by miał chrypkę jednak nie w
sensie negatywnym, w ręcz przeciwnie dodawało mu niesamowitej barwy, która
przyprawiała o dreszcz.
-Spalam
węglowodany- rzuciłam z wzruszeniem ramion skrzętnie ukrywając moje mieszane
uczucia co do zaniku mocy. Z jednej strony się cieszyłam, bo mogło to oznaczać,
ze w końcu pozbyłam się tego cholernego daru, z drugiej zaś strony to również
mogło być ostrzeżenie, że coś jest nie tak z moim rozmówcą.
-Ciekawe z
jakiego miejsca- Uśmiechną się do mnie kasując mnie bezwstydnie wzrokiem.
-Przepraszam,
ale nie mam czasu. –Rzuciłam tonem, który wyrażał moje niezadowolenie z jego
prostactwa.
Już miałam rzucić
się do biegu z powrotem do domu, gdy on znowu się odezwał.
-Masz
wyjątkowo ciekawy dar Zuzanno.
-Słucham ? –Rzuciłam
zaskoczona i jednocześnie przerażona tym, co powiedział.
-Wiem, że
słyszysz coś co słyszysz nie powinnaś i chce ci zaproponować współprace.
-Nie mam
bladego pojęcia o czym mówisz. –On tylko się uśmiechną takim tajemniczym pół
uśmiechem i odbił się od ściany przybierając postawę, której łatwiej będzie
rzucić się do biegu, przynajmniej tak przepuszczałam. Nie wyglądało na to, że
chciał mnie tak po prostu puścić.
-Standardowo
śpiewka, nie sądzisz ? Za dużo filmów, co ?
-To ty się
naoglądałeś za dużo filmów, bo posądzasz mnie o czytanie w myślach.
-A kto powiedział,
że właśnie o to ?
Gdy jego
głos zadźwięczał w moich uszach zrozumiałam, jaki błąd popełniła, koniec końców
on ują to bardzo ogólnikowo, a osoba nieznająca się na temacie powiedziałaby
coś równie ogólnikowego.
-Nikt, to
taki skojarzeni.- Starałam się złagodzić sytuacje. Wzruszyłam bezwiednie
ramionami.
-Czyżby ?-
Poruszył się i zaczą obchodzić mnie, nie zmniejszając dystansu, który nas
dzielił. Czułam się jak bezbronne zwierze na oku zwinnego i szybkiego
drapieżnika. Teraz, gdy najbardziej potrzebowałam swoich niezwykłych
umiejętności musiały mnie zawieść.
-Czego ty
ode mnie chcesz człowieku ?- Warknęłam zdegustowana i o wiele pewniej niż się
czułam.
-Już
mówiłem- przeszywał mnie spojrzeniem swoich oczu.- Współpracy.
-Niby w czym
? –Zapytałam. Nie wiedziałam, czemu kontynuuje tą rozmowę. Mogłam po prostu
odejść. Może intrygowało mnie to, że tu
nagle przy nim zmieniło się coś o co tak długo się modliłam. Z drugiej zaś
strony on był tajemniczy, wiedział o moich umiejętnościach, albo strzelał, że
coś jest nie tak i podpuścił mnie do powiedzenia co.
-Potrzebuje
twoich zdolności, parapsychicznych by obalić wredną królową, w miejscu, które
według większości przedstawicieli twojego gatunku nie istnieje.- Patrzył na
mnie czekając na reakcje.
Na dźwięk
jego słów wybuchłam śmiechem. On nic nie wiedział, był po prostu szalony.
Jednak czy przy tym nie był też niebezpieczny ?
-Może kiedyś,
kiedy wyjdziesz z wariatkowa, albo jak sama tam trawie twierdząc, że słyszę
cudze myśli. Rzuciłam lekceważąco. Włożyłam powrotem słuchawki do uszu i
rzuciłam się do biegu jednak zanim na nowo odcięłam się od świata..…
-I tak w
końcu będziesz moja. Możesz uciekać, możesz grać swoją role przed wszystkimi,
ale nic to nie zmieni. Wiedziałem, że mi nie uwierzysz, nawet nie starałem się
by tak się stało. Wy ludzie musicie zobaczyć i dotknąć by uwierzyć. – Jego głos
odbił się echem w moim umyśle, wyraźnie właśnie tam, w uszach dudniły basy
zagłuszając wszystko inne odwróciłam się. Tego szaleńca już nie było.
Rozejrzałam się spanikowana dokoła. Ani żywego ducha.
A jednak
mogło być gorzej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz