Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

"Piorunochron" - Lisha vel Heroina [Piszę, bo lubię]
Dla Wiktorii


Leżała z twarzą skierowaną ku ziemi, wciągając w nozdrza wilgotny, mętny zapach. Czuła miniaturowe odnóża mrówki przechadzającej się po bladym policzku, nie strzepując jej wyłącznie z jednego powodu – nie miała ochoty. Czarne włosy poprzyklejały się do szyi, a podziurawiona tu i ówdzie koszulka do pleców. Powiew chłodnego wiatru wywołał gęsią skórkę, dziewczyna zadrżała, ale pozostała na miejscu. Miała zamknięte oczy, ozdobione posklejanymi rzęsami, podkreślone cieniami wyczerpania.
Zobaczył ją z daleka, gdy tylko wyszedł przed dom. Wyglądała, jakby chciała zlać się z trawą. Podszedł, nie zważając na deszcz. Długie włosy o odcieniu ciemnego blondu natychmiast przylgnęły do ramion i barków. Czarna koszulka przesiąkła zimnym deszczem, który teraz nieubłaganie zalewał okolicę. Chłopak usiadł tuż obok wątłej postaci, opierając łokieć na zgiętym kolanie i przyglądając się skapującym z kosmyków kroplom. Nie odezwał się słowem.
Jedynie czekał.


~~*~~


- Dlaczego mi po prostu nie powiesz? – dopytywał, ale odpowiedź nie nadchodziła. Zbliżył się o krok i położył dłoń na ramieniu dziewczyny. Stała odwrócona tyłem do niego, lewym bokiem opierając się o starą, obskrobaną szafkę szkolną o pogiętej blasze. – Hej…
Uniosła dłoń i strąciła rękę chłopaka. Podciągnęła torbę na ramię i ruszyła w stronę wyjścia. W dwa palce chwyciła krawędź kaptura czarnej bluzy i przesłoniła materiałem czoło. Pchnęła oszklone drzwi, wychodząc na chłód wczesno listopadowego popołudnia. Z kieszeni wyciągnęła pojedynczego cienkiego papierosa i podpaliła go nową zapalniczką. Naklejono na niej wizerunek szczeniaka z wyciągniętym ozorem. Zwierzę szczerzyło się, jakby gość z aparatem był najwspanialszą rzeczą, jaką przyszło mu zobaczyć w swym krótkim życiu.
Szła tą samą ulicą, co zawsze. Znała na pamięć każdą dziurę w asfalcie i każde pęknięcie w chodnikowych płytkach. Nic nie mogło jej zaskoczyć, a jednak pisku opon i zbliżającego się z ogromną prędkością samochodu nie przewidziała. Auto minęło ją o centymetry, po czym przejechało jeszcze kilka metrów i uderzyło w znak ograniczenia prędkości do trzydziestu. Z szoferki wyskoczył czerwony ze złości mężczyzna, rzucając mięsem w zaskoczoną dziewczynę.
Zaciągnęła się papierosem, rozchyliła wargi i powoli wypuściła dym wprost na twarz kierowcy. Uniosła wyprostowany palec wskazujący, wskazując na znak drogowy. Odwróciła się i poszła dalej, tym razem po chodniku, a kiedy usłyszała za sobą soczyste „dziwka”, zamachała mężczyźnie środkowym palcem, nie zaszczycając go już ani jednym spojrzeniem. Usłyszała jednak zbliżające się kroki. Mimo to nie odwróciła się, klnąc w duchu na nieuważnego kierowcę.
Zdziwienie powróciło, gdy zamiast łysola kątem oka dostrzegła rude włosy powiewające na wietrze.
- Widziałam, jak tamten popapraniec o mało co cię nie potrącił. W porządku? – zapytała średniego wzrostu dziewczyna o brązowych oczach.
Czarnowłosa wzruszyła ramionami.
- To dobrze – kontynuowała ruda. – Widzimy się dzisiaj na imprezie? – Widząc przeczące kręcenie głową, nalegała: - Chodź, rozerwiesz się trochę.
- Jak będę miała ochotę się rozerwać, odbezpieczę granat – padła odpowiedź.
Dobiegło ją parsknięcie.
- Zabawne.
- Szkoda, bo to nie miało być zabawne. – Po raz kolejny pociągnęła z papierosa, patrząc, jak jego przeciwny koniec żarzy się na pomarańczowo. Odsunęła rulonik od ust i strzepnęła popiół na, i tak już szary, chodnik. – Słuchaj, muszę iść. – Wyrzuciła niedopałek i zadeptała butem.
- Ale…
Machnęła rudej dłonią i szybkim krokiem ruszyła znaną ścieżką. Poczuła jednak, jak koleżanka chwyta ją za ramię. Usłyszała, jak mówi, ale nie oderwała wzroku od wyblakłych budynków w dali:
- Ostatnio jesteś jakaś dziwna – powiedziała, krzywiąc się lekko.
- Doprawdy? – zapytała lekko kpiąco czarnowłosa. – Starzy się rozwiedli, zdechł mi pies i… - urwała, zorientowawszy się, że więcej zdradzić nie chce. Z pewnością zostałaby wyśmiana. – Mam problemy, a durne imprezy z durnymi nastolatkami, którzy sądzą, że schlanie się w trupa jest fajne, raczej nie pomogą mi w poukładaniu sobie życia. Dziękuję, ale nie. – Wyrwała rękę z uścisku koleżanki i skręciła za najbliższy róg. Ucisk na sercu zelżał, gdy schowała się za szaroburą ścianą, a jej ulga była tym większa, kiedy ruda sobie odpuściła.
Czasami miała ochotę zniknąć. Po jej policzkach ściekły strużki łez. Powiedziała więcej, niżby chciała.


~~*~~


Usiadła przy laptopie w salonie niewielkiego mieszkania, które wynajmował jej ojciec, od kiedy matka wystawiła jego rzeczy za drzwi. Beznamiętnie przeglądała przypadkowe strony internetowe, kiedy na dworze zagrzmiało. Podskoczyła, piszcząc przy tym. Natychmiast zerwała się z miejsca i podbiegła do okna. Przytknęła dłonie do szyb. Niebo przesłoniły ciemne, granatowe chmury, których wcześniej nie dostrzegła. Wiatr szarpał gałęziami drzew, odrywając ostatnie, pożółkłe liście i rozsiewając je po okolicy.
- Nie…
Dziewczyna odruchowo sięgnęła do pustej kieszeni ciemnych dżinsów. Rozbiegane spojrzenie zielonych oczu błądziło przez chwilę po pokoju, w końcu napotykając leżącą w rogu kanapy komórkę. Chwyciła ją smukłymi palcami i drżąc na całym ciele, wybrała numer do ojca. Rozległ się pierwszy sygnał, potem drugi, trzeci…
Zostaw wiadomość po sygnale – dobiegło z aparatu.
Poczuła, że uginają się pod nią kolana. Opadła na podłogę, a kiedy rozbrzmiał kolejny huk i usłyszała gromkie dudnienie kropel o zewnętrzny parapet, załkała. Wtedy też rozdzwonił się telefon. Ścisnęła mocno słuchawkę w dłoni i przyłożyła ją do ucha.
- Tato…?
- No, co tam, córciu? Dzwoniłaś. – Ciepły głos przyniósł odrobinę otuchy.
- Kiedy będziesz w domu? – zapytała cicho, siłą woli powstrzymując głos od drżenia. Nerwowo przygryzła paznokieć, wyczekując odpowiedzi.
- Raczej późno, mam jeszcze sporo pracy. Ale obiad jest w lodówce, nie czekaj na mnie. Córcia?
Nie słuchała dalej. Oczy zapiekły, a po chwili wypełniły się gorącymi łzami. Rozłączyła się i rzuciła telefonem o podłogę. Klapka odpadła, bateria przesunęła się po podłodze i wpadła pod kanapę. Czarnowłosa wciągnęła gwałtownie powietrze w płuca i podskoczyła do telefonu. Wyświetlacz zrobił się czarny, a wciskanie klawiszy nie dawało żadnego efektu. Próbowała wyciągnąć brakującą część spod mebla, ale nie mogła wymacać jej palcami. Wezbrała w niej frustracja.
Grzmoty zastąpił głośny trzask rozdzieranego przez piorun nieba. Światło żyrandola zamigotało. Dziewczyna patrzyła na żarówkę z błaganiem w oczach.
Zgasła.


~~*~~


Nie wiedziała, ile czasu minęło. Pięć minut, trzydzieści, sześćdziesiąt… Dla niej wszystko graniczyło teraz z wiecznością. Co chwila dało się słychać huk, a niebo rozświetlało się na biało. Towarzyszył temu nieprzerwany szum lejącej się wody. Płakała.
To szaleństwo, rozbrzmiewało w jej myślach. Pragnęła, by burza ustała, a miejsce chmur zajęło gorące słońce. Bardziej niż kiedykolwiek potrzebowała śpiewu ptaków albo chociaż cichego trzeszczenia lodówki. Nic, prąd wysiadł na całym osiedlu.
Było tak ciemno… Dochodziła dziesiąta wieczór, ale czarnowłosa nie miała, jak tego sprawdzić. Jedyny zegar wskazówkowy wisiał w kuchni, a laptop się rozładował. Nie mogła uruchomić telefonu bez baterii. Nic nie mogła…
Siedziała skulona w rogu kanapy, wciskając się w ogromne, czerwone poduszki. Twarz ukryła pod kapturem, szlochając. Wewnątrz mieszkania panowała cisza, niepokój wisiał w powietrzu i zdawał się przytłaczać drobną osóbkę. Uderzył kolejny piorun, a ona krzyknęła i mocniej przycisnęła uda do klatki piersiowej.
Nagle znieruchomiała, słysząc kroki na drewnianej podłodze. Ktoś wszedł do mieszkania. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie zamknęła drzwi wejściowych na zasuwkę. Wstrzymała oddech, kiedy przed oczami stanęły jej sceny ze znanych horrorów. Zdawać by się mogło, że krew na chwilę zastygła w jej żyłach.
Poczuła dotyk czyjejś dłoni na przedramieniu, a serce o mało co nie wyskoczyło z piersi. Pisnęła.
- To tylko ja. – Usłyszała ciepły, cichy głos. Z początku nie skojarzyła, do kogo należał.
- Marcin…? – zapytała niepewnie, ledwo wypowiadając słowa. Miała ściśnięte ze strachu gardło.
- Tak – odpowiedział, siadając na kanapie tuż obok niej. Objął ją ramieniem, a jasne włosy opadły, łaskocząc dziewczynę po policzkach.
- Co tu robisz? – prawie szepnęła, dziękując w duchu Bogu, że nie jest już sama. Nigdy nie była wierząca, ale nagle wiara nabrała odrobiny sensu.
- Wiedziałem, że coś jest nie w porządku. Nagle stałaś się zimna, oschła, nie chciałaś ze mną rozmawiać, ani powiedzieć mi, o co chodzi. Nie przyszłaś na imprezę, chociaż zawsze je lubiłaś. Pomyślałem więc, że… Rai? – przerwał, słysząc, jak przyjaciółka cicho chlipie. – Raisa…
Raisa. Tak, to chyba było jej imię. Nie mogła sobie teraz przypomnieć, dlaczego matka nie mogła nazwać ją w normalny sposób, tylko spędziła godziny na szukaniu tak zapomnianego miana.
Marcin pochylił się jeszcze bardziej.
- Ej, mała, co jest? – zapytał tak łagodnie, że tylko wzmógł płacz.
Zagrzmiało. Dziewczyna objęła głowę rękami, zasłaniając uszy. Chwycił ją w pasie i delikatnie obrócił. Nosem dotknęła szyi przyjaciela, wdychając przyjemny zapach męskich perfum, które tak uwielbiała.
- Boję się burzy – odpowiedziała, przełykając łzy. – I jeszcze nie ma światła…
Zacisnęła oczy, wyciskając z nich kolejne krople. Natychmiast zostały starte prze ciepłą dłoń chłopaka. Odsunął się, by oprzeć czoło o czubek głowy Raisy.
- Cii… Nie masz się, czego bać. To tylko Anioły grają w kręgle – powiedział uspokajająco, wodząc opuszkami palców po linii szczęki czarnowłosej.
Kąciki jej ust drgnęły, ale nie uniosły się w uśmiechu. Mimo wszystko, poczuła się odrobinę lepiej. Zadrżała, kiedy przesunął palcami po bladej szyi. Mocniej wtuliła się w jego pierś, ciesząc z bliskości silnych ramion, teraz ciasno oplatających jej ciało. Przyjemne ciepło, bijące od klatki piersiowej przyjaciela, koiło poszarpane nerwy. Tym razem grzmot wydał się mniej straszny, zdołała stłumić okrzyk.
- Chyba któryś nich właśnie zaliczył strike’a – zaśmiał się Marcin. Był teraz bliżej, niż się wydawało. Uczucie mrowienia rozlało po brzuchu. Uniosła lekko głowę, wpatrując się w radosne oczy chłopaka.
- A co z piorunami? – dociekała.
Uśmiechnął się.
- Nie przejmuj się nimi – odparł. – Będę twoim piorunochronem.
Tym razem odpowiedziała nerwowym chichotem, a niepokój rozwiał się w jednej chwili. Przez chwilę żadne z nich nie odezwało się słowem. Raisa nawet w ciemności dostrzegła, że uśmiech znika z ust jasnowłosego.
- Co się stało? – zapytała, a niepewność rozbrzmiała w słowach.
Nie odpowiedział od razu, ale kiedy to uczynił, słowa wypowiadał powoli, jakby z wahaniem.
- Nie. Wszystko w porządku.
Pochylając się, nie odwracał wzroku. Dziewczynie zdawało się, że ona pierwsza przymknęła oczy, jeszcze zanim musnął ustami drobne wargi. Zadrżała, ale nie z powodu grzmotu.
- Cii…
Pocałował delikatnie, nie mając pewności, czy Raisa się nie odsunie. Upewnił się dopiero wtedy, kiedy wplotła palce w jego włosy. Przyciągnął do siebie przyjaciółkę najbliżej, jak mógł, głaszcząc po plecach, zataczając dłońmi łagodne koła.
Kolejnego pioruna nawet nie usłyszała, zatracona w czułości, jaką ją obdarzył. I po prostu cieszyła się, że strach przed burzą zniknął. Miała swój piorunochron.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »