Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

"O szczegóły nie pytajcie" - Leksa [Piszę, bo lubię]
Jarząbek miotał się bezsilnie w żelaznym uścisku śmierci; ta przyszła pod postacią wychudzonych rąk, które miażdzyły tchawicię biednego zwierzęcia. Kyn jednak nie miał żadnej litości. Ptak targnął się w ostatniej, rozpaczliwej próbie ucieczki i w końcu zniecruchomiał. Chłopak, który go trzymał, oblizał spierzchnięte wargi i mocno już stępionym nożem oskórował jarząbka. Na widok świeżej krwi przez ciało Kyna przebiegł dreszcz... Chłopak wgryzł się w surowe mięso zwierzęcym odruchem. Nawet w tak prymitywnej formie, posiłek wydawał się chłopcu niemal ucztą. Już tydzień minął, odkąd miał cokolwiek w ustach! Byle dokładnie obgryźć kości, wnętrzności też się nadadzą...
Po skończonym posiłku otarł strużkę krwi spływającą mu po policzku. Muszę wyglądać masakrycznie, pomyślała trzeźwiejsza część jego jaźni. Z jakiegoś powodu ta myśl go rozśmieszyła.
- Ech, co ty znowu sobie zrobiłeś, wyglądasz masakrycznie! - Lyth pokręciła głową z niedowierzaniem. - Nie stać cię na choć odrobinę finezji?
Kyn pokręcił głową. - To nie jest czas na rozpamiętywanie przeszłości - powiedział na głos, pamiętając zwariowane historie o podróżnikach, którym samotność zaplątała język. - Opuściłem cię, Lyth. Okłamałaś mnie, a potem wygnałaś... - Zjawy jednak nie chciały odejść.
Pamiętał tamtą sytuację, jednak przeżywał ją na nowo. We wszechobecnej ciemności swojego umysłu widział obraz Lyth - nakładające się na siebie uśmiechnięta dziewczynka, jego przyjaciółka, jak i ta, która go wygnała.
- Chodź tutaj, uleczę to, paskudna rana! - powiedziała. Chłopak wyciągnął złamaną rękę, uśmiechając się przepraszająco. Chociaż utajnione medyczne zaklęcia jego przyjaciółki dawały niesamowite efekty, ona zawsze płaciła za to pewną cenę. Nie byłoby dobrze, gdyby ktokolwiek się o nich dowiedział, zwykli niewolnicy nie mogli używać magii.
- Lyth? - nagle Kynowi wpadła do głowy pewna myśl. Strachliwie rozejrzał się dookoła. - Co myślisz o Królu?
Dziewczyna zmierzyła go spojrzeniem, które mogłoby zabić. - To zły władca. I okrutny człowiek... Ale co możemy zrobić? - westchnęła. - Aguavel to może i małe państwo, ale nasze. Król trzyma w ryzach całą naszą magię. Leśny Pan zamknął lasem granice, by szaleństwo magii nie udzieliło się innym krajom. - Rozkaszlała się. - Chociaż tyle zawdzięczamy mojemu... Aaaaaaaa.... - westchnęła, osuwając się w omdleniu. Zanim jednak jej ciało dotknęło ziemi, Kyn złapał ją. - Lyth! Ocknij się! - Ale ona była coraz słabsza. To wszystko przez Króla. To żniwo jego decyzji. Nagle, w tym jednym momencie, Kyn się zdecydował: trzeba się go pozbyć. Za wszelką cenę.

Sponiewierany chłopak leżał na ziemi w środku boru, jednocześnie odpoczywając po niespodziewanie sutym posiłku, jak i będąc wyczerpanym koszmarem, wspomnieniem na granicy snu i jawy.
Pat, pat, pat, pat...
- Prrr! Brygada.... Stać!
Spod półprzymkniętych oczu Kyn z rosnącą paniką obserwował jawiące się przed nim zastępy konnych. Co oni tu robili? Tak blisko Aguavel! Przecież tego kraju strzegł ogromny bór, stworzony przez Leśnego Pana, ojca Króla!
Zajęty myślami, usłyszał szybkie kroki wokół siebie i ktoś mu chlusnął w twarz wodą. Takie marnotractwo, znów odezwała się jego trzeźwiejsza część. Pośpiesznie zlizał z twarzy krople drogocennego płynu. Otarł oczy wierzchem dłoni, nie chowając brudnych od ptasiej krwi rąk. Zanim jednak zdołał zrobić cokolwiek więcej, poczuł na szyi chłód stalowego ostrza.
- Skąd się tu wziąłeś, człowieku? - mroźny głos właściciela szabli nie pozostawiał żadnego pola do manewru.

- Skąd się tu wziąłeś, człowieku? - chłodny głos właściciela szabli nie pozostawiał pola do manewru. Kyn jednak nie miał wyboru. - Materia to tylko energia - rzekł, odkształcając po okręgu śmiercionośne narzędzie. Impet odciął głowę właścicielowi szabli, po czym broń wróciła do swojej pierwotnej postaci. Ten człowiek nie powinien był go powstrzymywać.
Wziął szablę i popędził w stronę apartamentów Króla, mijając po drodze służących niewolników, dla których oszalały człowiek z pokrwawioną szablą w środku nocy był pewnie nie lada atrakcją. Nie stanowili zagrożenia, nie stawiali oporu.
W końcu znalazł te drzwi, przebił się przez nie bez wysiłku. Teraz to on szachował Króla. Nareszcie!
- AAA!!! - w triumfalnym okrzyku wbił żołnierską stal w oko władcy. Oddychał ciężko. Naprawdę? To było takie łatwe?
Kyn roześmiał się śmiechem szaleńca. Co powstrzymywało innych przed podjęciem tego kroku?
- Więc jednak przyszedłeś. - Zimny, wyniosły głos gdzieś z tyłu kazał mu się obrócić. Czynił to jednak powoli, niechętnie. Pod warstwą bezlitosnego szału krył się ten jedyny, znajomy głos...
- Lyth!
- Przepraszam, nie chciałam - powiedziała smutno. - Ta sama magia, którą mój ojciec - ojciec!, przemknęło się przez głowę chłopaka - związał, by naszemu kraju nie groziło aż takie niebezpieczeństwo, wiązała mnie samą jako spadkobierczynię. Mówisz, że jesteś niewolnikiem? Masz dług wobec magii. Za swoich rodziców. Oni zdradzili. - Dziewczyna mówiła coraz bardziej urywanym głosem, lekko zdyszana. Szaleństwo tliło się w jej oczach. - Chcieli magii. Dla siebie. Och, teraz czuję tę moc! Nic dziwnego, że Król oszalał... Taka siła! Oto dziedzictwo Leśnego Pana! - teraz już nawet nie usiłowała nad sobą panować.
Z coraz większą paniką Kyn patrzył na to, co się działo z jego przyjaciółką. Wokół niej unosiła się gęsta mgła, a paznokcie niebezpiecznie iskrzyły.
- Król był zły. Ale ty podniosłeś na niego rękę... Nie ma wybaczenia. - Mówiąc to, dziewczyna uderzyła Kyna w czoło nasadą dłoni. - Wyklinam cię. Jesteś wygnany. Niech twoje ciało więcej tu nie wróci.
Chłopak patrzył badawczo na Lyth, próbując się doszukać w niej choć odrobiny człowieczeństwa, choć odrbiny tego, czym była dla niego kiedyś. Te znajome oczy, twarz, dłonie... W końcu coś kazało mu zaufać dziewczynie - jego Królowej. Umarł Król, niech żyje Królowa!, pomyślał sarkastycznie.
- Zaopiekuj się tym ludem - rzekł tylko. - I zachowaj zmysły.
Na twarzy Lyth połyskiwała pojedyncza, słona łza.

- Leśny Pan wiedział, co się stanie. - Kyn mamrotał do siebie. - Wiedział, że jego syn nie wytrzyma presji pradawnej magii. Dlatego włożył wszystkie swoje siły życiowe w wyrośnięcie tego lasu. Miał być... nieprzebyty. Chronił świat przed szaleństwen tego, który umiał wiązać magię i chronił Aguavel przed atakiem. Izolował. Moi rodzice chcieli zabić Króla. Nie udało im się. Ja wypełniłem ich wolę. Ale wcześniej musiałem stać się niewolnikiem. Ale posiadłem magię. Wiedziałem, że materia to tylko energia! - Kyn roześmiał się śmiechem szaleńca, którego sam Król by się nie powstydził. Rozejrzał się po raz kolejny po twarzach wojskowych, po tych zniesmaczonych i znudzonych minach. To wszystko było takie... absurdalne. I lekkie. - O szczegóły nie pytajcie. Wiem, co zamierzacie. Nie uda się wam! Lyth uwolni magię, a jedynymi, którzy za to zapłacą, będziecie wy! - Słońce dawało ciepłe światło, przebijając się raźno przez prześwity w koronach drzew; oświetlało klingę przy gardle Kyna i krew na jego rękach.
- Materia to tylko energia.
Muszę ostrzec Lyth.
I zniknął.

Wiele kilometrów dalej w olbrzymim pałacu, leżąca na olbrzymim łożu z baldachimem dziewczyna drgnęła. Pamiętała tylko ciało Króla, takie puste... I Kyn. Wygnała go. Nie miała wyboru. Ale od tamtego czasu nie pamiętała nic. Widziała za to twarz Kyna, wykrzywioną w bólu.
- Zaopiekuj się tym ludem. I zachowaj zmysły.
To drugie już jej się nie udało, a to pierwsze...
- Och, Kyn! - szepnęła w przestrzeń. - Co ty znowu sobie zrobiłeś?
Niemal słyszała, jak ktoś odpowiada: przepraszam, nie chciałem. Ale to nie mogła być prawda. Teraz to Kyn się poświęcił. Zgodnie z pierwszą zasadą magii, przekształcił się całego w energię, by wesprzeć ją i uwolnić od szaleństwa magii. Tak po prostu... przestał istnieć.
Przepraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »