„Jest tak samo, może tylko trochę smutno i nie mówisz dobranoc i nie mogę przez to usnąć.”
HuczuHucz, Gdyby
nie to
Kōfuku z wyjątkową gracją i finezją przyozdabiał trawnik
zawartością swojego żołądka. Chris chwiał się na nogach obok niego i
przytrzymywał za ramiona, by Uzumaki nie zaliczył pięknego orła do przodu,
wprost w pozostałości po obiedzie.
— Maks… nie łącz więcej alkoholi. — Brwi Chrisa ściągnęły się
nad jego zmarszczonym nosem, gdy odetchnął głębiej i poczuł niekoniecznie
przyjemny zapach.
Przyjaciel był w stanie kiwnąć mu lekko głową, na znak, że się z Chrisem zgadza, po czym przeszedł go dreszcz i dostał kolejnych torsji.
Przyjaciel był w stanie kiwnąć mu lekko głową, na znak, że się z Chrisem zgadza, po czym przeszedł go dreszcz i dostał kolejnych torsji.
*
— ... dlatego proszę cię, byś z nim została. To naprawdę tak
wiele?
Sprawa przedstawiała się tak – Chris miał kaca-mordercę,
niepokojący telefon od byłej dziewczyny i problem numer jeden,
który nazywał się Kōfuku. A Aurora miała wolne, mnóstwo wolnego czasu i
głupiego Chopina, który znów chciał ją wyciągnąć na randkę. Przecież Chris
szedł jej na rękę, że znalazł jej zajęcie! Powinna być mu wdzięczna, a nie
marudzić, że nie będzie opiekować się obcym facetem, który nie potrafi nawet
pić.
— Uważaj, bo uwierzę w to, że jest ci obcy.
Z Aurorą i Maksem było tak, że od kiedy Chris
wspaniałomyślnie stwierdził, że Kōfuku będzie ich gościem na czas bliżej
nieokreślony, nie odzywali się do siebie ani słowem. Znaczy, nie odezwali się
do siebie, kiedy Chris był w pobliżu, ale można to było spokojnie podciągnąć
pod „zawsze”.
— Jest obcy i tyle. Znam go dwa tygodnie. To, że z nami
mieszka, o niczym nie świadczy. — Aurora dźgnęła go palcem w pierś. — A ty nie
powinieneś latać do Melki za każdym razem, kiedy do ciebie napisze. Nie
jesteście już razem, pamiętasz? Ty masz swoje życie, ona swoje. Zrozum to
wreszcie!
Chris chwycił twarz Aurory w swoje dłonie i pochylił się do
przodu, by ich oczy były na jednej wysokości.
— To moja sprawa, do kogo będę chodził, a do kogo nie. Wiem,
że chcesz dobrze, ale Melisa jest ponad wszystkimi kategoriami. Rozumiesz?
— Nie. W ogóle tego nie rozumiem. — Westchnęła, opierając
własne czoło o czoło brata. — Chcę byś mi zapłacił za niańczenie twojego
gościa.
Chris wybuchnął śmiechem, obejmując szyję Aurory ramieniem.
— Przyjmujesz czeki?
*
Od kiedy Chris pamiętał, obok okna Melisy stała bardzo stara
akacja, która miała na tyle grube gałęzie, że Redeyes nie obawiał się o to, że
się pod nim załamią. Już dawno przestał pukać do drzwi frontowych. Pani Rose
nie powitałaby go z uśmiechem i na pewno nie udzieliłaby mu informacji o
samopoczuciu Melisy, o zaproszeniu do środka nie wspominając.
Zmierzchało. Chris widział przez okno państwo Rose'ów
siedzących przed telewizorem w salonie. Mimowolnie zacisnął mocniej szczękę.
Oni tam siedzieli i oglądali jakiś marny serial, kiedy ich córka dzwoniła do
niego o pomoc.
Odnotować, jeżeli nie wejdę do środka i nie wyrzucę ich
przez okno: powiedzieć Aurorze i tacie, że ich, kurwa, kocham.
W pokoju Melisy było ciemno. Chris, balansując na gałęzi,
pchnął przymknięte okno i wszedł do środka, uważając, by się o nic nie potknąć.
— Melly?
W rogu pokoju, na łóżku, coś się poruszyło. Chris pewnym
krokiem poszedł w tamtą stronę, po drodze potykając się o pluszowego królika.
Usiadł na zbyt miękkim materacu i pochylił się nad zwiniętą w kłębek
dziewczyną.
— Tommy. — Ręce Melisy objęły jego szyję, a usta odnalazły
jego usta.
*
Mel była jedyną osobą, która używała jego drugiego imienia.
Thomas nigdy mu się nie podobało i brzmiało równie drętwo jak Christopher, ale
do Christophera zdążył się już przyzwyczaić. Thomas był czymś nowym, co Chris
niekoniecznie akceptował.
Poznali się w pierwszej klasie liceum, gdy na matematyce
nauczycielka wymagała, by w jednej ławce siedział chłopak i dziewczyna. Chris
spóźnił się wtedy na lekcję i ostatnim wolnym miejscem było to obok Melisy
Rose.
A później tak jakoś poszło, że Mel była jego dziewczyną. W
tamtym momencie Chris był w stanie powiedzieć nawet, że była tą jedyną.
Jak we wszystkich historiach miłosnych, coś musiało się
najzwyczajniej w świecie spieprzyć i zamienić romans w dramat psychologiczny.
*
— Tommy, chciałam… — Oddech Melisy był urwany, a jej brązowe
włosy rozsypane po poduszce tak, że kształtem przypominały płomienie.
*
Była jedna zbyt huczna impreza, jeden kieliszek za dużo,
jeden zbyt mocny buch i zdecydowanie zbyt krótka spódniczka Melisy, by Chris
był w stanie się oprzeć. A później się okazało, że było o jedną gumkę za
mało.
— Jak mogłaś! — Pani Rose grzmiała wtedy niczym wiosenna
burza. — Przynieść taki wstyd rodzinie! — Jej oskarżycielsko wyciągnięty palec
przeniósł się na Chrisa. — A ty rodziców nie masz!? Nie nauczyli cię w domu…!
— Mamo! — Melisa podniosła się gwałtownie z kanapy,
wywracając kubek na stół. Nikt nie zwrócił uwagi na czerwoną herbatę smętnie
skapującą na dywan. — To nie jest tylko jego wina.
— To jest przede wszystkim twoja wina! Jesteś jeszcze tak
młoda i już sobie zniszczyłaś życie! Oboje sobie zniszczyliście.
— Nawet jeśli — Chris z trudem przełknął gulę, która
urosła mu w gardle i nie chciała zniknąć od momentu, w którym Melisa
powiedziała mu, że jest w ciąży. — to jest to nasze życie, a nie pani.
*
— Tom, ja tak bardzo chciałam…
— Wiem.
*
— Christopherze. — Głos Eleny Redeyes był chłodny niczym
śniegi Syberii. — Jak ty sobie to wyobrażasz?
— Szczerze? Nie wyobrażam sobie tego wcale. — Chris miał
wtedy nerwowy odruch wyłamywania sobie palców. — Ale się cieszę.
— Wiesz, co to oznacza? Dla ciebie, dla tej dziewczyny?
Będzie po trzydziestce, zanim będzie mogła zrobić jakąkolwiek karierę, a ty
przez ten czas będziesz musiał harować jak wół, by utrzymać ją i dziecko.
— Wiem, babciu, ale przecież nie zabiję własnego dziecka.
Dwunastoletnia Aurora, siedząca na kanapie obok niego,
wstała, by usiąść mu na kolanach i objąć jego szyję.
— Ja i tak będę cię kochać, Chris.
Na początku było wręcz pięknie. Pomimo wrogiego nastawienia
rodziców Melisy, sceptyczności babki, milczenia ojca, wyrzutów dyrekcji i
szeptów innych uczniów, Chris nigdy nie czuł się tak szczęśliwy jak wtedy.
Później miał wrażenie, że tylko jemu zaczęło zależeć. Że
nagle Melisie wszystko przeszło. Cała ta miłość do Chrisa, chęć bycia z nim,
urodzenia mu dziecka – wszystko zniknęło jak ręką odjął.
*
W sąsiednim pokoju zapłakało dziecko. W tym samym momencie
Melisa także zaczęła płakać.
— Tom…
Chris przytulił ją do siebie. Ten sam scenariusz powtarzał
się za każdym razem, jak jakiś dzień świstaka.
— Tak bardzo chciałam urodzić ci to dziecko…
Młodszy brat Melisy został uciszony za ścianą przez jej
matkę. Chris słyszał jej głos przez cienkie ścianki.
Teraz powinien powiedzieć, że to wie. Pocieszyć ją, zapewnić,
że wszystko będzie dobrze i przelecieć na dobranoc, bo przecież tego od niego
chciała, po to dzwoniła.
— Mel, przestań pierdolić. Gdybyś chciała je urodzić, to byś,
kurwa, nie piła i nie paliła podczas ciąży. To ty je zabiłaś i powinnaś się w
końcu z tym pogodzić.
Aurora miała rację. To Melisa zniszczyła swoje życie, ale nie
miała prawa niszczyć życia Chrisa.
*
Redeyes już dawno nie czuł się tak lekko, wracając do domu.
*
Aurora siedziała naprzeciwko Kōfuku i mierzyła się z nim
wzrokiem. Nie potrafiła stwierdzić, o czym myśli teraz brunet. Od początku,
kiedy pojawił się w ich domu i jakiś cudem przekonał Chrisa, by ten pozwolił mu
zostać, Aurora nie potrafiła powiedzieć o nim niczego konkretnego.
Niewiele wyższy od niej, wcale ładny, wysportowany, skryty.
Coś jej do tego obrazka nie pasowało. Było w nim zbyt dużo niejasności. W
dodatku jego wzrok. Może Aurora była przewrażliwiona, ale Kōfuku patrzył na nią
tak, jakby była naga. I jakby sprawiało mu to ogromną przyjemność.
Amasa od zawsze mieszkała z facetami, przyjaźniła się z
facetami i to głównie faceci ją otaczali. Nigdy nie czuła skrępowania, gdy
chodziła w luźniej bluzce bez stanika i majtkach, ale gdy chodziło o bruneta,
było to zbyt podniecające, by mogła sobie pozwolić na coś takiego przy Chrisie
i tacie.
Ale teraz, całkiem na przekór sobie, założyła bawełnianą
bluzkę w serek z rękawami trzy czwarte i krótkie szorty. Nie przejmując się
czujnym wzrokiem Kōfuku, zaczęła robić kolację. Włosy spięła w luźny kok na
czubku głowy, ale kilka niesfornych pasm wymsknęło się spod gumki i opadło na
jej kart oraz czoło. Dziewczyna kilkakrotnie musiała zakładać je za ucho, ale
to i tak nic nie dało.
Zastygła z nożem do pieczywa w lewej ręce, gdy poczuła obecność
Maksa za sobą. Nie słyszała wcześniej jego kroków.
— Mógłbym prosić bez pomidora?
— Jasne. To z czym chcesz? Z ogórkiem? — Musiała oprzeć ręce
na blacie, bo zaczęły jej drżeć. Nóż ślizgał się w spoconej dłoni.
— Może być bez niczego.
Nie widziała wyrazu jego twarzy. Kroiła powoli warzywo,
czując na sobie jego wzrok i tak naprawdę chciała go czuć. Podobało jej się to,
że chłopak na nią patrzył i wcale się z tym nie krył.
Zaraz? Czyżby Aurora podobała się Maksowi? I czyżby Maks
pociągał Aurorę w taki sposób, w jaki Chris pociągał większość dziewczyn? Amasa
nigdy nie twierdziła, że jest brzydka. Była bardzo ładna. Miała typową
azjatycką urodę, była dość wysoka, miała długie nogi i niemały biust. Wielu
chłopców się za nią oglądało i wielu zapraszało ją na randki, tak jak ten
nieszczęsny Chopin, tylko, że ona wszystkim odmawiała. A teraz stała skąpo
ubrana tyłem do Kōfuku, który właściwie nie był wcale wyjątkowy, ale na pewno
nią zainteresowany.
Co się z nią działo?
— Proszę.
Odwróciła się, by podać mu kanapkę. Maks wziął ją od niej i
być może jej się zdawało, ale specjalnie przejechał palcami po jej skórze.
Amasa szybko uciekła ze swoją kolacją do salonu i włączyła
telewizję, by zająć czymś myśli. Uzumaki dołączył do niej, siadając po drugiej
stronie stołu, tak, by w razie czego wygodniej mu było na nią patrzeć.
Przez chwilę oglądali pierwszy film Spider-mana, ale Kōfuku
szybko się nim znudził, nie rozumiejąc tego, co mówią do siebie bohaterowie.
Aurora nie kwapiła się, by mu go przetłumaczyć. Była zajęta czymś innym.
On mi się patrzy na biust. Ogląda moje piersi. Ocenia jaki
mają rozmiar?
Dziewczyna miała ochotę się powachlować poranną gazetą. Co
się działo z jej ciałem? Co się działo z nią? Powinna go zdzielić tą gazetą po
głowie, a nie nadal udawać, że nic nie widzi.
— Taka ewolucja jest niemożliwa… — mruknął do siebie Kōfuku,
zwracając uwagę Aurory.
Przez chwilę patrzyli na siebie uważnie, po czym Aurora
weszła jedną nogą na stół i go pocałowała.
Nie odepchnął jej.
*
Eliot Frobish był typowym sympatycznym chłopakiem z
sąsiedztwa. Chodził z Aurorą do klasy od początku gimnazjum. Miał burzę ciemno
blond loków, okulary na pół nawet przystojnej twarzy i ładny uśmiech. Chodził z
Aurorą też na taniec nowoczesny i był jej partnerem. Od samego początku był też
w niej głupio zakochany, chociaż dziewczyna już kilka razy tłumaczyła mu, że są
tylko przyjaciółmi. Eliot jednak nie poddawał się i liczył na to, że Redeyes
kiedyś zmieni zdanie i się z nim w końcu umówi.
Tym razem nie zamierzał przychodzić z żadnymi kwiatami czy
słodyczami. Po prostu tam wejdzie i ja zaprosi. Na noc muzeów. Obejrzą tę
wystawę poświęconą anatomii człowieka, może trochę malarstwa
dwudziestowiecznego. O, i koniecznie broń białą. Podobno odnowili kolekcję.
Pełen dobrych przeczuć, Elion zapukał energicznie do drzwi
mieszkania Redeyesów.
Drzwi otworzył mu brunet. Japończyk. Chińczyk. Koreańczyk.
Azjata w każdym bądź razie. Bez bluzki. Z niezłym brzuchem. Eliot go z żadną
rodziną Aurory nie kojarzył. Podobno ona sama nie znała krewnych od strony ojca.
— Amasa! — Stojący przed Eliotem facet miał
wyrazisty akcent i, co gorsza, zwracał się do Aurory tak, jak zwracał się do
niej tylko jej ojciec.
Z salonu wyszła dziewczyna. Wyglądała tak jak zazwyczaj, ale
było coś, co rzucało się bardzo w oczy, gdy się na nią patrzyło – jej usta były
zaczerwienione.
— Chopin? — Aurora bardziej obciągnęła bluzkę, podchodząc do
nieznanego Eliotowi bruneta. — Co ty tutaj robisz?
Eliot miał mętlik w głowie. Czuł się tak, jakby dostał
mentalny policzek.
— Chciałem ci życzyć dobrej nocy.
Nie wytrzymał. Uciekł spod drzwi mieszkania Redeyesów.
*
Chris cisnął buty gdzieś w kąt, zawiesił kurtkę na wolnym
wieszaku i powłóczył nogami do salonu. Aurora i Kōfuku oglądali program
kulinarny, w którym brzydka pani domu robiła sernik nowojorski.
— Kiedy prosiłem, byś się nim zajęła, nie chodziło mi o to,
byś go zanudziła na śmierć. — Poczochrał gwałtownie włosy siostry, tworząc jej
wcale nieartystyczne nieład na głowie.
— Och odczep się! — Rodzeństwo chwilę się przepychało przy
stole, śledzone uważnie przez rozbawionego Kōfuku. — Ciesz się, że w ogóle się
zgodziłam — fuknęła na brata. — Dwie dychy.
— To już prywatne opiekunki biorą mniej!
— Dwie dychy i kropka.
Chris niechętnie wyjął z portfela pieniądze i wręczył je
siostrze. Aurora poszła do swojego pokoju.
— Bardzo cię zamęczyła? — spytał Uzumakiego, podłączając
konsolę.
— Nie. Było fajnie. — Maks uśmiechnął się szeroko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz