Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

Czerwiec - Niah [Piszę, bo lubię]


„Jest tak samo, może tylko trochę smutno i nie mówisz dobranoc i nie mogę przez to usnąć.”
HuczuHucz, Gdyby nie to


Kōfuku z wyjątkową gracją i finezją przyozdabiał trawnik zawartością swojego żołądka. Chris chwiał się na nogach obok niego i przytrzymywał za ramiona, by Uzumaki nie zaliczył pięknego orła do przodu, wprost w pozostałości po obiedzie.
— Maks… nie łącz więcej alkoholi. — Brwi Chrisa ściągnęły się nad jego zmarszczonym nosem, gdy odetchnął głębiej i poczuł niekoniecznie przyjemny zapach.
Przyjaciel był w stanie kiwnąć mu lekko głową, na znak, że się z Chrisem zgadza, po czym przeszedł go dreszcz i dostał kolejnych torsji.
*
— ... dlatego proszę cię, byś z nim została. To naprawdę tak wiele?
Sprawa przedstawiała się tak – Chris miał kaca-mordercę, niepokojący telefon od byłej dziewczyny i problem numer jeden, który nazywał się Kōfuku. A Aurora miała wolne, mnóstwo wolnego czasu i głupiego Chopina, który znów chciał ją wyciągnąć na randkę. Przecież Chris szedł jej na rękę, że znalazł jej zajęcie! Powinna być mu wdzięczna, a nie marudzić, że nie będzie opiekować się obcym facetem, który nie potrafi nawet pić.
— Uważaj, bo uwierzę w to, że jest ci obcy.
Z Aurorą i Maksem było tak, że od kiedy Chris wspaniałomyślnie stwierdził, że Kōfuku będzie ich gościem na czas bliżej nieokreślony, nie odzywali się do siebie ani słowem. Znaczy, nie odezwali się do siebie, kiedy Chris był w pobliżu, ale można to było spokojnie podciągnąć pod „zawsze”.
— Jest obcy i tyle. Znam go dwa tygodnie. To, że z nami mieszka, o niczym nie świadczy. — Aurora dźgnęła go palcem w pierś. — A ty nie powinieneś latać do Melki za każdym razem, kiedy do ciebie napisze. Nie jesteście już razem, pamiętasz? Ty masz swoje życie, ona swoje. Zrozum to wreszcie!
Chris chwycił twarz Aurory w swoje dłonie i pochylił się do przodu, by ich oczy były na jednej wysokości.
— To moja sprawa, do kogo będę chodził, a do kogo nie. Wiem, że chcesz dobrze, ale Melisa jest ponad wszystkimi kategoriami. Rozumiesz?
— Nie. W ogóle tego nie rozumiem. — Westchnęła, opierając własne czoło o czoło brata. — Chcę byś mi zapłacił za niańczenie twojego gościa.
Chris wybuchnął śmiechem, obejmując szyję Aurory ramieniem.
— Przyjmujesz czeki?
*
Od kiedy Chris pamiętał, obok okna Melisy stała bardzo stara akacja, która miała na tyle grube gałęzie, że Redeyes nie obawiał się o to, że się pod nim załamią. Już dawno przestał pukać do drzwi frontowych. Pani Rose nie powitałaby go z uśmiechem i na pewno nie udzieliłaby mu informacji o samopoczuciu Melisy, o zaproszeniu do środka nie wspominając.
Zmierzchało. Chris widział przez okno państwo Rose'ów siedzących przed telewizorem w salonie. Mimowolnie zacisnął mocniej szczękę. Oni tam siedzieli i oglądali jakiś marny serial, kiedy ich córka dzwoniła do niego o pomoc.
Odnotować, jeżeli nie wejdę do środka i nie wyrzucę ich przez okno: powiedzieć Aurorze i tacie, że ich, kurwa, kocham.
W pokoju Melisy było ciemno. Chris, balansując na gałęzi, pchnął przymknięte okno i wszedł do środka, uważając, by się o nic nie potknąć.
— Melly?
W rogu pokoju, na łóżku, coś się poruszyło. Chris pewnym krokiem poszedł w tamtą stronę, po drodze potykając się o pluszowego królika. Usiadł na zbyt miękkim materacu i pochylił się nad zwiniętą w kłębek dziewczyną.
— Tommy. — Ręce Melisy objęły jego szyję, a usta odnalazły jego usta.
*
Mel była jedyną osobą, która używała jego drugiego imienia. Thomas nigdy mu się nie podobało i brzmiało równie drętwo jak Christopher, ale do Christophera zdążył się już przyzwyczaić. Thomas był czymś nowym, co Chris niekoniecznie akceptował.

Poznali się w pierwszej klasie liceum, gdy na matematyce nauczycielka wymagała, by w jednej ławce siedział chłopak i dziewczyna. Chris spóźnił się wtedy na lekcję i ostatnim wolnym miejscem było to obok Melisy Rose.
A później tak jakoś poszło, że Mel była jego dziewczyną. W tamtym momencie Chris był w stanie powiedzieć nawet, że była tą jedyną.
Jak we wszystkich historiach miłosnych, coś musiało się najzwyczajniej w świecie spieprzyć i zamienić romans w dramat psychologiczny.
*
— Tommy, chciałam… — Oddech Melisy był urwany, a jej brązowe włosy rozsypane po poduszce tak, że kształtem przypominały płomienie.
*
Była jedna zbyt huczna impreza, jeden kieliszek za dużo, jeden zbyt mocny buch i zdecydowanie zbyt krótka spódniczka Melisy, by Chris był w stanie się oprzeć. A później się okazało, że było o jedną gumkę za mało. 
— Jak mogłaś! — Pani Rose grzmiała wtedy niczym wiosenna burza. — Przynieść taki wstyd rodzinie! — Jej oskarżycielsko wyciągnięty palec przeniósł się na Chrisa. — A ty rodziców nie masz!? Nie nauczyli cię w domu…!
— Mamo! — Melisa podniosła się gwałtownie z kanapy, wywracając kubek na stół. Nikt nie zwrócił uwagi na czerwoną herbatę smętnie skapującą na dywan. — To nie jest tylko jego wina.
— To jest przede wszystkim twoja wina! Jesteś jeszcze tak młoda i już sobie zniszczyłaś życie! Oboje sobie zniszczyliście.
— Nawet jeśli — Chris z trudem przełknął gulę, która urosła mu w gardle i nie chciała zniknąć od momentu, w którym Melisa powiedziała mu, że jest w ciąży. — to jest to nasze życie, a nie pani.
*
— Tom, ja tak bardzo chciałam…
— Wiem.
*
— Christopherze. — Głos Eleny Redeyes był chłodny niczym śniegi Syberii. — Jak ty sobie to wyobrażasz?
— Szczerze? Nie wyobrażam sobie tego wcale. — Chris miał wtedy nerwowy odruch wyłamywania sobie palców. — Ale się cieszę.
— Wiesz, co to oznacza? Dla ciebie, dla tej dziewczyny? Będzie po trzydziestce, zanim będzie mogła zrobić jakąkolwiek karierę, a ty przez ten czas będziesz musiał harować jak wół, by utrzymać ją i dziecko.
— Wiem, babciu, ale przecież nie zabiję własnego dziecka.
Dwunastoletnia Aurora, siedząca na kanapie obok niego, wstała, by usiąść mu na kolanach i objąć jego szyję.
— Ja i tak będę cię kochać, Chris.

Na początku było wręcz pięknie. Pomimo wrogiego nastawienia rodziców Melisy, sceptyczności babki, milczenia ojca, wyrzutów dyrekcji i szeptów innych uczniów, Chris nigdy nie czuł się tak szczęśliwy jak wtedy.
Później miał wrażenie, że tylko jemu zaczęło zależeć. Że nagle Melisie wszystko przeszło. Cała ta miłość do Chrisa, chęć bycia z nim, urodzenia mu dziecka – wszystko zniknęło jak ręką odjął.
*
W sąsiednim pokoju zapłakało dziecko. W tym samym momencie Melisa także zaczęła płakać.
— Tom…
Chris przytulił ją do siebie. Ten sam scenariusz powtarzał się za każdym razem, jak jakiś dzień świstaka.
— Tak bardzo chciałam urodzić ci to dziecko…
Młodszy brat Melisy został uciszony za ścianą przez jej matkę. Chris słyszał jej głos przez cienkie ścianki.
Teraz powinien powiedzieć, że to wie. Pocieszyć ją, zapewnić, że wszystko będzie dobrze i przelecieć na dobranoc, bo przecież tego od niego chciała, po to dzwoniła.
— Mel, przestań pierdolić. Gdybyś chciała je urodzić, to byś, kurwa, nie piła i nie paliła podczas ciąży. To ty je zabiłaś i powinnaś się w końcu z tym pogodzić.
Aurora miała rację. To Melisa zniszczyła swoje życie, ale nie miała prawa niszczyć życia Chrisa.
*
Redeyes już dawno nie czuł się tak lekko, wracając do domu.
*
Aurora siedziała naprzeciwko Kōfuku i mierzyła się z nim wzrokiem. Nie potrafiła stwierdzić, o czym myśli teraz brunet. Od początku, kiedy pojawił się w ich domu i jakiś cudem przekonał Chrisa, by ten pozwolił mu zostać, Aurora nie potrafiła powiedzieć o nim niczego konkretnego. 
Niewiele wyższy od niej, wcale ładny, wysportowany, skryty. Coś jej do tego obrazka nie pasowało. Było w nim zbyt dużo niejasności. W dodatku jego wzrok. Może Aurora była przewrażliwiona, ale Kōfuku patrzył na nią tak, jakby była naga. I jakby sprawiało mu to ogromną przyjemność.
Amasa od zawsze mieszkała z facetami, przyjaźniła się z facetami i to głównie faceci ją otaczali. Nigdy nie czuła skrępowania, gdy chodziła w luźniej bluzce bez stanika i majtkach, ale gdy chodziło o bruneta, było to zbyt podniecające, by mogła sobie pozwolić na coś takiego przy Chrisie i tacie.
Ale teraz, całkiem na przekór sobie, założyła bawełnianą bluzkę w serek z rękawami trzy czwarte i krótkie szorty. Nie przejmując się czujnym wzrokiem Kōfuku, zaczęła robić kolację. Włosy spięła w luźny kok na czubku głowy, ale kilka niesfornych pasm wymsknęło się spod gumki i opadło na jej kart oraz czoło. Dziewczyna kilkakrotnie musiała zakładać je za ucho, ale to i tak nic nie dało.
Zastygła z nożem do pieczywa w lewej ręce, gdy poczuła obecność Maksa za sobą. Nie słyszała wcześniej jego kroków.
— Mógłbym prosić bez pomidora?
— Jasne. To z czym chcesz? Z ogórkiem? — Musiała oprzeć ręce na blacie, bo zaczęły jej drżeć. Nóż ślizgał się w spoconej dłoni.
— Może być bez niczego.
Nie widziała wyrazu jego twarzy. Kroiła powoli warzywo, czując na sobie jego wzrok i tak naprawdę chciała go czuć. Podobało jej się to, że chłopak na nią patrzył i wcale się z tym nie krył.
Zaraz? Czyżby Aurora podobała się Maksowi? I czyżby Maks pociągał Aurorę w taki sposób, w jaki Chris pociągał większość dziewczyn? Amasa nigdy nie twierdziła, że jest brzydka. Była bardzo ładna. Miała typową azjatycką urodę, była dość wysoka, miała długie nogi i niemały biust. Wielu chłopców się za nią oglądało i wielu zapraszało ją na randki, tak jak ten nieszczęsny Chopin, tylko, że ona wszystkim odmawiała. A teraz stała skąpo ubrana tyłem do Kōfuku, który właściwie nie był wcale wyjątkowy, ale na pewno nią zainteresowany.
Co się z nią działo?
— Proszę.
Odwróciła się, by podać mu kanapkę. Maks wziął ją od niej i być może jej się zdawało, ale specjalnie przejechał palcami po jej skórze.
Amasa szybko uciekła ze swoją kolacją do salonu i włączyła telewizję, by zająć czymś myśli. Uzumaki dołączył do niej, siadając po drugiej stronie stołu, tak, by w razie czego wygodniej mu było na nią patrzeć.
Przez chwilę oglądali pierwszy film Spider-mana, ale Kōfuku szybko się nim znudził, nie rozumiejąc tego, co mówią do siebie bohaterowie. Aurora nie kwapiła się, by mu go przetłumaczyć. Była zajęta czymś innym.
On mi się patrzy na biust. Ogląda moje piersi. Ocenia jaki mają rozmiar?
Dziewczyna miała ochotę się powachlować poranną gazetą. Co się działo z jej ciałem? Co się działo z nią? Powinna go zdzielić tą gazetą po głowie, a nie nadal udawać, że nic nie widzi.
— Taka ewolucja jest niemożliwa… — mruknął do siebie Kōfuku, zwracając uwagę Aurory.
Przez chwilę patrzyli na siebie uważnie, po czym Aurora weszła jedną nogą na stół i go pocałowała.
Nie odepchnął jej. 
*
Eliot Frobish był typowym sympatycznym chłopakiem z sąsiedztwa. Chodził z Aurorą do klasy od początku gimnazjum. Miał burzę ciemno blond loków, okulary na pół nawet przystojnej twarzy i ładny uśmiech. Chodził z Aurorą też na taniec nowoczesny i był jej partnerem. Od samego początku był też w niej głupio zakochany, chociaż dziewczyna już kilka razy tłumaczyła mu, że są tylko przyjaciółmi. Eliot jednak nie poddawał się i liczył na to, że Redeyes kiedyś zmieni zdanie i się z nim w końcu umówi.
Tym razem nie zamierzał przychodzić z żadnymi kwiatami czy słodyczami. Po prostu tam wejdzie i ja zaprosi. Na noc muzeów. Obejrzą tę wystawę poświęconą anatomii człowieka, może trochę malarstwa dwudziestowiecznego. O, i koniecznie broń białą. Podobno odnowili kolekcję.
Pełen dobrych przeczuć, Elion zapukał energicznie do drzwi mieszkania Redeyesów.
Drzwi otworzył mu brunet. Japończyk. Chińczyk. Koreańczyk. Azjata w każdym bądź razie. Bez bluzki. Z niezłym brzuchem. Eliot go z żadną rodziną Aurory nie kojarzył. Podobno ona sama nie znała krewnych od strony ojca.
— Amasa! — Stojący przed Eliotem facet miał wyrazisty akcent i, co gorsza, zwracał się do Aurory tak, jak zwracał się do niej tylko jej ojciec.
Z salonu wyszła dziewczyna. Wyglądała tak jak zazwyczaj, ale było coś, co rzucało się bardzo w oczy, gdy się na nią patrzyło – jej usta były zaczerwienione.
— Chopin? — Aurora bardziej obciągnęła bluzkę, podchodząc do nieznanego Eliotowi bruneta. — Co ty tutaj robisz?
Eliot miał mętlik w głowie. Czuł się tak, jakby dostał mentalny policzek.
— Chciałem ci życzyć dobrej nocy.
Nie wytrzymał. Uciekł spod drzwi mieszkania Redeyesów.
*
Chris cisnął buty gdzieś w kąt, zawiesił kurtkę na wolnym wieszaku i powłóczył nogami do salonu. Aurora i Kōfuku oglądali program kulinarny, w którym brzydka pani domu robiła sernik nowojorski.
— Kiedy prosiłem, byś się nim zajęła, nie chodziło mi o to, byś go zanudziła na śmierć. — Poczochrał gwałtownie włosy siostry, tworząc jej wcale nieartystyczne nieład na głowie.
— Och odczep się! — Rodzeństwo chwilę się przepychało przy stole, śledzone uważnie przez rozbawionego Kōfuku. — Ciesz się, że w ogóle się zgodziłam — fuknęła na brata. — Dwie dychy.
— To już prywatne opiekunki biorą mniej! 
— Dwie dychy i kropka.
Chris niechętnie wyjął z portfela pieniądze i wręczył je siostrze. Aurora poszła do swojego pokoju.
— Bardzo cię zamęczyła? — spytał Uzumakiego, podłączając konsolę.

— Nie. Było fajnie. — Maks uśmiechnął się szeroko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »