Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

Początek czegoś nowego cz.2. - Shy [Piszę, bo lubię]

Zwiedzania ciąg dalszy. Po opuszczeniu muzeum poświęconego piosenkarce, które świadczy raczej o czyimś narcystycznym podejściu, ale robi pozytywne wrażenie, Hugh puka się w głowę i przypomina sobie, że nie poczęstował mnie niczym zdatnym do picia i nawilżenia gardła. W rzeczy samej, przybyłam do Starlight Lane „o suchym pysku”. Znów udajemy się w stronę kuchni, gdzie lokaj wręcza mi świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy, uprzednio wyjęty z lodówki. Połykam gęstą ciecz łapczywie. Dodatkowe kostki lodu mrożą mój mózg i zastanawiam się, czy z zapaleniem migdałków nadam się do pilnowania dwójki dzieci oraz usługiwania im. Pamiętając o dobrej etykiecie, wycieram owocowe wąsy pod nosem podaną przez kamerdynera, jednorazową serwetką. Korzystając z przerwy w swoistego rodzaju wycieczce, udaję się również do toalety nieopodal kuchni. Chociaż jedno małe pomieszczenie, które nie przytłacza bogactwami i nosi oznaki użytkowania, na przykład ta pęknięta kafelka tuż pod moją stopą…
Gdy po załatwieniu się myję ręce, zauważam w odbiciu prostokątnego lusterka prawdziwe zmęczenie. Przydałaby się puderniczka, bo cerę miałam już wyraźnie naznaczoną potem. Niestety wszystko, co posiadałam zabrali ochroniarze, toteż urwałam listek aksamitnego, błękitnego papieru toaletowego i przytknęłam w kilku miejscach, zbierając z twarzy nieznośne sebum. Hugh czekał pod drzwiami, gotów zabrać mnie do kolejnych części domu. Skinęłam ochoczo, kiedy zaproponował, że pokaże mi prywatną pracownię pana Y. Spodziewałam się przytulnego, wyłożonego drewnem warsztatu, pokoju kameralnego i zacisznego. Tym razem nie zaliczyłam pomyłki, gdyż moje wyobrażenie niemal całkowicie odpowiadało faktycznemu stanowi. Lwią część gabinetu zajmował pisarski kącik. Solidna maszyna ustawiona była na potężnym, dębowym biurku, obok leżały czyste rolki papieru, po drugiej stronie zapisane arkusze. Zauważyłam także dwa laptopy. Nie śmiałam dotykać niczego – pracownia ta wydawała się bardziej osobistym zakątkiem niż studio nagraniowe czy muzeum. Stojąc wciąż w progu, rozglądałam się po owym rozgardiaszu i artystycznym nieładzie, nakreślającym niejako cechy właściciela. Podobały mi się te nieschludnie zasłane kanapy, porozrzucane po ławie przedmioty osobiste, powciskane między grzbiety książek ramki ze zdjęciami i inne, typowo męskie rzeczy.
– Tutaj pan Y pisze i ćwiczy role. Drzwi są zamykane na klucz, sprzątamy jedynie na wyraźne życzenie...
– Ekhm – chrząkam, przerywając Hugh’owi zapewne pouczający wykład. Moją uwagę przerywają naklejone na jedną z beżowych ścian napisy, które wprawiają mnie w głęboką konsternację. Czyżby pan willi był ekscentrykiem, a może tylko niespełnionym poetą? – Ciekawe…
– Co takiego? – Hugh chyba nie lubi niewiedzy.
– Te słowa? – odpowiadam pytaniem i zaczynam cytować: – „Biła brawo ponad gniazdem pszczół, czekając na ukąszenie jednej z tysiąca.” To jakaś maksyma, motto?
– Metafora, właściwie – mówi lokaj – na pierwszy rzut oka wydaje się pozbawiona sensu, aby go odnaleźć, radzę zajrzeć do powieści pana Y. Lubi zawierać zagadkowość w tym, co tworzy. Pewnie dlatego jest popularniejszym aktorem, aniżeli pisarzem.
Patrzę na kamerdynera z lekkim niedowierzaniem. O ile panią X chwalił ponad niebiosa, do jej męża trzyma wyraźny dystans. Zanim wymyślam dobrą ripostę, Hugh wyprasza mnie i zamyka sekretny pokój na zamek. Do obejrzenia pozostały sypialnie dzieci. Ta należąca do państwa jest obecnie remontowana. Obie dziewczynki, czteroletnie bliźniaczki – Nicety i Grace – śpią w jednym, niezwykle cukierkowym pomieszczeniu, jednak do dyspozycji mają jeszcze trzy sale, wszystkie wypełnione przepięknymi zabawkami. Oprócz tych dobrodziejstw posiadają też wielką garderobę i osobną łazienkę. Ich apartament wprawia mnie w zachwyt i w głębi serca jestem zadowolona, że większość czasu spędzę na zabawie z kilkulatkami. Wystarczył zaledwie rzut oka na przewspaniałą kolekcję lalek, bym zapragnęła powrócić do czasów dzieciństwa. Oczywiście ze swojego własnego nie pamiętałam aż tylu Barbie, akcesoriów i pięknych, piętrowych domków z pełnym asortymentem. Łóżka dziewczynek przypominają wyjęte z baśni o księżniczkach posłania z kolumnami i zwiewnymi, różowymi zasłonkami.
– Plan dnia bliźniaczek oraz inne znajdziesz tutaj – oznajmia Hugh, sięgając po wypchaną do granic możliwości teczkę, spoczywającą na komodzie wśród kolorowych kominków na zapachowe świeczki. Z tego wszystkiego zapomniałam, iż pod pachą wciąż noszę księgę kucharską, dzięki której zaspokoję głód całej gwiazdorskiej familii.
– Dziękuję – szepczę.
Lokaj zgina rękę w łokciu i kuka na zdobiący prawy nadgarstek zegarek.
– Wybiła godzina siedemnasta. O dziewiętnastej zasiadamy do kolacji. Poznałaś najważniejsze partie domu, wobec czego masz chwilę dla siebie. Możesz samotnie pochodzić po ogrodzie, popływać w basenie lub posiedzieć na tarasie. Możesz skorzystać z sauny lub z kuchni, jeśli zgłodniejesz do czasu wspólnego posiłku.
– Świetnie! – Mam wrażenie, że moje tęczówki zaiskrzyły na myśl o basenie. – Tylko… gdzie właściwie muszę…
– Zaprowadzę cię. Pokoje służby są ulokowane w tym skrzydle, gdzie znajduje się kuchnia, spiżarnia i jadalnia.
Nadzieje na luksusowe wnętrze pryska niczym bańka mydlana, gdy Hugh wprowadza mnie do korytarza, w którym drzwi są rozlokowane niezwykle blisko siebie, jak w mało atrakcyjnym hotelu. Cóż, Melisso, nie przyjechałaś tu na wakacje, tylko do pracy, do ciężkiej cholery. Lokaj wręcza mi srebrny klucz i odchodzi szybkim krokiem, życząc jeszcze przyjemnej aklimatyzacji w nowym miejscu zamieszkania. Wzdycham i szybko wkraczam do oazy prywatności, chcąc zaznać odrobiny ciszy oraz spokoju. Moja sypialnia wcale nie jest klitką; ma z dwanaście metrów kwadratowych. W kącie przy oknie stoi pojedynczy tapczan, obok wiklinowa etażerka z lampką. Jest również komoda, zdolna pomieścić wszystkie rzeczy, jakie ze sobą zabrałam. W łóżko wbudowany jest schowek! Ściany są szare i nijakie, podłoga wyłożona ciemnymi panelami. Z ulgą odkrywam osobną łazienkę, jednak nie jest to już takie miłe, gdy dostrzegam dodatkowe drzwi, wychodzące zapewne do pokoju innej pracownicy. Jest ciasny prysznic, pralka, suszarka, toaleta oraz umywalka. Warunki oceniam na czwórkę z małym plusem. Muszę być zadowolona z tego, co mam!
Adaptację do otoczenia rozpoczynam remontem. Otwieram walizkę i plecak, a następnie delikatnie wyjmuję starannie złożone rzeczy i układam w komodzie. Pierwszą szufladę przeznaczam na bieliznę oraz piżamy, drugą na ubrania dzienne, natomiast trzecią i czwartą pozostawiam tymczasowo puste. Na górze układam książki, parę ramek ze zdjęciami rodzinnymi i kuferek z kosmetykami. Bluzy i dżinsową kurtkę wieszam na przyczepionych do ścian haczykach, obok lampki kładę kilka przyborów podręcznych. Pomieszczenie wygląda o wiele lepiej niż pierwotnie, wobec czego z zadowolonym uśmiechem udaję się pod prysznic, pragnąc zmyć z siebie stres i brud. Brud obowiązkowo. Podczas szorowania włosów śpiewam na cały głos, pewna, że nikt nie usłyszy. Przebrana w czyste ubrania i z turbanem na głowie, ląduję w łóżku, trzeszczącym jak diabli. Pod plecami czuję wręcz sprężyny. Ignorując niewygodę, bo przecież nie wolno udawać kruchej zawodniczki, sięgam po książkę kucharską, liczącą trzysta dwadzieścia pięć stron. Pani X lubuje się w owocowych koktajlach i sałatkach warzywnych, pan Y przepada za zwyczajnymi, domowymi daniami, natomiast przy przepisach dla dzieci rozpoczyna się ostra jazda bez trzymanki. Jeśli kanapeczki, to muszą być pokrojone w równe „wagoniki” lub odpowiednio ozdobione: tu zdjęcie wyciętej z chleba głowy, posiadającej paprykowe usta, oczy z plasterków jajek i groszkowy nosek. Jeśli zupki, konieczne jest, aby były zmiksowane na jednolitą i płynną masę, najlepiej bardzo gęstą. Jeśli parówki, to bez sosu pomidorowego i wyciągnięte z wody po upływie dokładnie pięciu minut. Jeśli owoce, to podane w formie deseru z dodatkiem dwóch łyżeczek cukru i pompką bitej śmietany. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać… Zamknęłam tomisko z hukiem, pewna, że przenigdy nie spamiętam tych kilkudziesięciu dziwacznych zasad. Z niechęcią otwieram teczkę, znajdując w niej nie tylko plan dnia dziewczynek, ale również całe ich profile i instrukcje wychowawcze. Dowiaduję się, że Nicety jest małą rozrabiaką i ciągle rozbiera lalki, natomiast Grace lubi wymuszać płacz oraz bywa nieufna. Bliźniaczki preferują długie kąpiele z odpowiednim poziomem piany, zabawy na placu zabaw i oglądanie bajek. Sypiają od trzech do czterech godzin w ciągu dnia. Rzecz jasna, czuwanie nad nimi należy do mnie. Resztę wydruków pozostawiam na później… Od przeglądania zdjęć różnych dań burczenie się nasiliło, więc nie waham się powędrować do kuchni, by zwędzić przekąskę. Szybko suszę włosy, wiążę je w wysoki kucyk i założywszy klapki, wychodzę. Stąd do wybranego celu mam blisko, co niezmiernie mnie cieszy, jako że z natury jestem nocnym Markiem i często podjadam o późnej godzinie. Jedyna wada lokacji to znaczna odległość od sypialni dziewczynek.
Na miejscu spotykam Jelenę, gospodynię. Przygotowuje już kolację, krzątając się wokół jak ćma i wprawnymi ruchami wyjmując potrzebne rzeczy. Widząc mnie, uśmiecha się szeroko i wyciąga ramiona w matczynym geście.
– Witaj, Melisso! – Cmok w lewy policzek. – Dzisiaj jesteś nowa i wolna, ale od jutra zaczniesz ciężką harówkę! – Cmok w prawy policzek.
– Dziękuję – rumienię się. – Nie boję się żadnych wyzwań – mówię hardo.
– Przyszłaś pomóc? – pyta dobrotliwie. Już wiem, że znajdę oparcie w tej niskiej, przysadzistej kobiecie z oczyma w odcieniu bezchmurnego nieba.
– Przyszłam… po kanapkę – odpowiadam, tłumacząc dodatkowo głód niewielką ilością kalorii spożytych w ciągu dnia.
Jelena śmieje się serdecznie.
– Nie krępuj się, mamy jedzenia pod dostatkiem – tłumaczy, wymachując nożem do masła.
Niepewnie otwieram pierwszą lepszą lodówkę i wybieram orzeźwiający sok jabłkowy oraz marmoladę. Na kredensie odkrywam nawet masło orzechowe! Mniam.
– Tylko nie objadaj się przed kolacją – poucza gospodyni, nim wychodzę z kuchni z talerzem wypełnionym kanapkami. Kiwam grzecznie głową i uciekam przed dalszą konwersacją. Podstawowe bariery zostały pokonane. Można wręcz rzec, że zaczynam się czuć doskonale w willi!
Oczywiście nie wiem, do czego doprowadzi spłynięcie marmolady na moją koszulkę…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »