Stoję na chłodnej posadzce pośrodku jasnego pomieszczenia. Na wprost
mnie, odległa o niecałe półtora metra, stoi ona – moje lustrzane odbicie.
Przyglądam jej się uważnie, a ona patrzy na mnie w ten sam sposób. Mamy długie
włosy i ciemne oczy. Jej skóra ma identyczny odcień co moja. Ma moją szczupłą i
zgrabną sylwetkę. Wygląda tylko na trochę bardziej wyspaną. Przekrzywiam lekko
głowę, ona również. Ja w prawo – odbicie w lewo . I robimy jednakowe miny –
skupione, choć pełne leniwego spokoju. Na próbę lekko się uśmiecham, a odbicie
powtarza mój gest. Obie jesteśmy zadowolone. Mówię to na głos, a z naszych ust
wychodzą dokładnie takie same dźwięki, dwie różne melodie, nakładające się na
siebie. Uśmiecham się szerzej, a potem wspólnie wpadamy w wir zmiennych emocji.
Chichoczemy
histerycznie, śmiejemy się głośno i głęboko, śpiewamy, wrzeszczymy z przerażenia.
Złościmy się, krzyczymy i przeklinamy, marszczymy brwi w zamyśleniu, otwieramy
zdziwione usta, rumienimy się, ciężko dysząc z wysiłku, robimy skwaszone miny,
a potem zastygamy w niemym zachwycie. Zadajemy pytania i udzielamy odpowiedzi,
konspiracyjnie szepczemy, mówimy głośno i wyraźnie. Jesteśmy złe, wesołe i
rozdrażnione. Mrużymy powieki, robimy zeza, przybieramy różne zabawne wyrazy
twarzy. Kaszlemy i ziewamy, zasłaniając buzię dłonią, lekko wydymamy usta, jak
do pocałunku.
I we wszystkim
jesteśmy zgodne i wszystko robimy równocześnie i nawet bym nie pomyślała, że
mogłoby być inaczej. Żadna nie odzywa się bez zgody drugiej. Nie jestem mniej
lub bardziej i ona też jest tak samo jak ja.
W końcu męczymy
się i stajemy twarzą w twarz, ciężko
oddychając. Przez chwilę nic nie czujemy. Potem ja marszczę lekko nos, krzywię
się, zamykam oczy, lecz ona nie powtarza tego po mnie. Zaczynam płakać.
Szlocham i przygryzam wargę, łzy ciekną mi ciurkiem po twarzy. Odbicie stoi,
niewzruszona jak marmurowy posąg i coś w jej spojrzeniu mówi mi, że jest na
mnie zła. Czuję się winna i nie wiem jak zareagować. Zakrywam oczy złączonymi
palcami, przyciskam dłonie do policzków. Ale ona nic nie robi i tylko kropelka
krwi z przygryzionej wargi cieknie jej po brodzie.
Nigdy bym nie pomyślała, że lustro może stanowić taką ciekawą inspirację, mimo że jako kobieta spędzam w nim mnóstwo czasu! Bardzo ładny tekst;)
OdpowiedzUsuń*przed nim oczywiście :))
OdpowiedzUsuń