Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

Ustrojstwo - Q [Pisze, bo lubię]


/To opowiadanie potrzebuje krótkiego wyjaśnienia, koniecznego do zrozumienia treści. Było ono wysyłane na konkurs, którego tematem było "Spróbujcie wyobrazić sobie daleką, lub niedaleką przyszłość, w której Voyager-1 niespodziewanie wraca na ziemię..." Nie wygrało, więc daję tu./

Było to jedno z tych wydarzeń historycznych, które uznano za znaczące dopiero po jakimś czasie, przez przypadek i z wielkimi oporami, głównie dlatego, że mało kto chciał przyznać, że ludzkość popisowo się zbłaźniła.
Spadające z nieba rzeczy nie były specjalną nowością na Florydzie. Tamtejsi ludzie byli już przyzwyczajeni do tego, że nagle coś może rozbić im się na głowie - a to żrące guano mew pasionych na chemicznych odpadkach, a to granat zrzucony przez przelatującego akurat w pobliżu robota zwiadowczego, jeśli ten akurat będzie miał zły okres w swoim cyklu i postanowi podnębić jeszcze trochę niedobitki ludzkości. Całe szczęście, że w tym rejonie guano spadało częściej niż roboty. Łatwiej było się przed nim ochronić za pomocą papierowej czapki.
Upadek starożytnego Voyagera został więc zaobserwowany ledwo przez dwie osoby i potraktowany cokolwiek podejrzliwie.
- Pułapka - zakomunikował Szabrownik, patrząc pytająco na stojącego nieopodal i wpatrującego się w dal Michała. Przesłonił ręką oczy, aby lepiej widzieć w piekącym słońcu. Szabrownik miał minus trzy dioptrie wady wzroku, ale zapewne nie potrafiłby powiedzieć, co to jest ta cała dioptria i co powinien z nią zrobić. Wiedział tylko, że widzi coraz gorzej, a że los ślepca bez opieki zdecydowanie nie był godny pozazdroszczenia, przygarnął jakiś czas temu sierotę, aby ktoś mu mógł podać puszkę z cienką lurą na starość.
Michał, który z oczami miał wszystko w porządku, pokręcił głową.
- Złom. Walło w ziemię z takim impetem, że nawet jeśli lecąc nie było złomem, to teraz jest.
Szabrownik rozważył wszystkie za i przeciw. Jeśli to uszkodzona lub wyczerpana jednostka bojowa, istniała możliwość, że po sprzedaniu obwodów zostaną bogaci. Jeśli to jednostka uszkodzona niedostatecznie, najprawdopodobniej zostaną martwi. Jeśli to pułapka...
Pot spłynął mu po poznaczonym bruzdami czole.
- Bierz kijaszka i idziemy.
Kijaszek był w rzeczywistości mniej więcej połową jakiegoś starego modelu strzelby, podłączonej do zbiornika ze szlamem, jak nazywano substancję, którą roboty lubiły oblewać ludzi, gdy akurat skończyły im się granaty. Szlam uszkadzał jedynie organiczne tkanki, ale na maszynę zawsze można było się zamachnąć lufą.
Dojście do niewielkiego krateru, jaki wybił spadający obiekt, zajęło im raptem kilka minut przedzierania się po ruinach. Podeszli ostrożnie, Michał pierwszy, na kolanach przysuwając się do krawędzi i ledwo rzucając okiem na leżący na dnie złom.
- Martwy - rzucił niepewnie. Nigdy nie widział czegoś takiego. Na pewno obiekt był czymś w rodzaju robota lub pojazdu, dość niewielkim, ważącym może z tonę, jednak nie zgadzał się stopień uszkodzeń - ustrojstwo wyglądało na praktycznie nietknięte. Możliwe, że miało to związek z otaczającymi go wokół kawałkami lśniącego butelkową zielenią materiału, Michał jednak znał się na technologii na tyle, że wiedział, kiedy należy przed nią uciekać. Został dźgnięty przez Szabrownika palcem pomiędzy żebra, ostrożnie zaczął więc schodzić na zwiady, potykając się nierównym, spadzistym terenie i nie spuszczając urządzenia z oczu. Te ani drgnęło, jakieś kable i rusztowania wystawały mu z mechanicznych trzewi. Czy tak wyglądał wyflaczony robot? Chłopak podszedł na tyle blisko, aby móc dgnąć dziwne znalezisko kijaszkiem. Wobec braku reakcji dźgnął je z większym entuzjazmem.
- Schodź! - krzyknął do Szabrownika, kopiąc w obudowę. - Nie wiem, co to jest!
- To raczej nie jest zachęcające!
Szabrownik zszedł jednak do niego i, udając znawcę, popukał w metalowy talerz.
- To stacja badawcza.
- Co?
- Stacja badawcza. Od starego typu zwiadowczego, z pierwszej fali. - Szabrownik mówił z przekonaniem, próbując otworzyć metalową puszkę, będącą rdzeniem urządzenia. - Rozumiesz, wykrywało ludzi, aby... Zresztą, nie ważne, tylko co to stare chujstwo robi tutaj... Daj kijka.
Potraktowana kijkiem pucha odskoczyła z trzaskiem. Wysypało się niewiele, kilka kabli i lśniąca tabliczka, która dotknąwszy piachu niemalże natychmiast zmatowiała. Szabrownik drgnął. To trochę przypominało materioczułe bomby... Przez chwilę trwał w bezruchu, kawałek metalu jednak glównie leżał i wyglądał niewinnie.
- Zdejmij koszulę - polecił Szabrownik.
Michał wykonał polecenie, wobec czego mógł przez materiał wziąć do rąk to dziwactwo. Nie wydarzyło się nic niespodziewanego, wyglądało na to, że była to po prostu jakaś tablica, zapisana starym alfabetem. Może to była jakaś instrukcja, jednak obluzowała się i wypadła? Podstawił ją przed nos Michałowi.
- Podobno umiesz czytać.
- To nie po polsku - zauważył chłopak, również przypatrując się intensywnie.
- Wiem, cholera, jeśli to jest tak stare, to pewnie po angielsku. Chwaliłeś się, że umiesz.
- Bo umim - naburmuszył się chłopak. - Tu jest napisane "Proszę nie śmiecić u nas". Starożytni mieli naprawdę pojebane poczucie humoru.
Szabrownik tylko zmrużył oczy. Trzeba będzie skrzyknąć chłopaków, wyciągnąć ustrojstwo i może nawet uda im się dostać za nie żarcia na dwa miesiące. Na nic innego nie można było liczyć, ten stary gruchot mógł najwyżej służyć do ponownego przetworzenia. Chwycił metalową tabliczkę gołą dłonią i oplątał wokół niej jeden z rzemyków, które nosił na szyi. Może to nie było nic warte, ale nadal trochę się błyszczało.

- Pojebane poczucie humoru - powtórzył cicho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »