Marta weszła do domu, nucąc cicho
pod nosem jakąś bliżej nieokreśloną melodię. Do jej mieszkania
wdzierały się przez osłonięte firankami okna promienie
wrześniowego słońca. Odłożyła na kuchenny blat torbę z
zakupami i wróciła do przedpokoju, by zdjąć buty. Spojrzała w
lustro i z zadowoleniem stwierdziła, że wygląda całkiem nieźle.
Wieczorem miał odwiedzić ją jej chłopak, specjalnie dla niego
zamierzała przygotować spaghetti. W jej opinii było to niezbyt
wymagające danie, wolała popisywać się przed nim swym kucharskim
kunsztem, niemniej wiedziała, że on za makaronem z sosem bolognese
po prostu przepada. Spojrzała na zegarek i zawahała się. Do
wieczora pozostało niewiele czasu, a chciała jeszcze zrobić się
na bóstwo, dlatego od razu zabrała się do gotowania. Na patelnię
wlała oliwę i zabrała się za krojenie pomidorów. Gdy tłuszcz
się rozgrzał, wrzuciła nań mięso i przystąpiła do mieszania.
Wesoło pogwizdując, zaczęła grzebać w kuchennej szafce w
poszukiwaniu bazylii.
— Jasna cholera, bazylia! — uderzyła się nadgarstkiem w czoło. Gdy wychodziła ze sklepu, miała dziwne wrażenie, że zapomina o czymś ważnym. Niespecjalnie chciało jej się opuszczać mieszkanie, zwłaszcza że czasu do przyjścia Michała nie zostało zbyt wiele, dlatego postanowiła pożyczyć niezbędny składnik od któregoś z sąsiadów. Jako że sąsiadka z przeciwka była jej dobrą koleżanką, postanowiła zapukać najpierw do jej drzwi. Niestety, nikogo nie zastała w domu. Westchnęła. W mieszkaniu obok nikt nie mieszkał, pozostali jej więc sąsiedzi z góry. Lubiła ich, niemniej jednak ostatnio wolała ich unikać ze względu na częste awantury, jakie miały miejsce pod ich dachem. Poprzedniego wieczora też był u niej Michał i właśnie wtedy, gdy zaczynało się robić bardzo gorąco, na górze rozpętało się piekło. Jak można się domyślić, amorom niespecjalnie sprzyjają donośne wrzaski i wyzwiska, dlatego atmosfera nieco siadła i chłopak Marty postanowił jednak nie zostawać na noc. Była trochę zła i na niego, i na sąsiadów, że przez nich skazana była na wieczór z książką. W końcu zapowiadało się tak miło... Westchnęła ponownie i zaczęła wdrapywać się na schody.
— Jasna cholera, bazylia! — uderzyła się nadgarstkiem w czoło. Gdy wychodziła ze sklepu, miała dziwne wrażenie, że zapomina o czymś ważnym. Niespecjalnie chciało jej się opuszczać mieszkanie, zwłaszcza że czasu do przyjścia Michała nie zostało zbyt wiele, dlatego postanowiła pożyczyć niezbędny składnik od któregoś z sąsiadów. Jako że sąsiadka z przeciwka była jej dobrą koleżanką, postanowiła zapukać najpierw do jej drzwi. Niestety, nikogo nie zastała w domu. Westchnęła. W mieszkaniu obok nikt nie mieszkał, pozostali jej więc sąsiedzi z góry. Lubiła ich, niemniej jednak ostatnio wolała ich unikać ze względu na częste awantury, jakie miały miejsce pod ich dachem. Poprzedniego wieczora też był u niej Michał i właśnie wtedy, gdy zaczynało się robić bardzo gorąco, na górze rozpętało się piekło. Jak można się domyślić, amorom niespecjalnie sprzyjają donośne wrzaski i wyzwiska, dlatego atmosfera nieco siadła i chłopak Marty postanowił jednak nie zostawać na noc. Była trochę zła i na niego, i na sąsiadów, że przez nich skazana była na wieczór z książką. W końcu zapowiadało się tak miło... Westchnęła ponownie i zaczęła wdrapywać się na schody.
Nacisnęła
dwukrotnie dzwonek i niecierpliwie zaczęła przenosić ciężar
ciała z nogi na nogę. „Szybciej byłoby faktycznie skoczyć do
tego cholernego sklepu” — pomyślała, jednak teraz za późno
było na takie wnioski. Nacisnęła dzwonek jeszcze raz, bez nadziei
na powodzenie. Już miała odchodzić, gdy w drzwiach pojawiła się
masywna sylwetka jej sąsiada. Był niemal dwumetrowym, dobrze
zbudowanym brunetem o ciemnych oczach. Reprezentował ten typ
mężczyzny, którego kobieta nie chce spotkać, idąc samotnie
wieczorem, nawet jeśli ów przedstawiciel płci brzydszej ma
gołębie serce. Ten, jak wiedziała, raczej nie przypominał
potulnego baranka, w każdym razie umiał głośno wyrażać swoje
racje.
— Cześć,
miałam nadzieję, że kogoś zastanę. Lidka w domu? Mam do niej
prośbę. No chyba, że Ty możesz mi pomóc.
— Właściwie
to jej nie ma — powiedział i spojrzał na Martę z ukosa. Nie
spodobało jej się to spojrzenie, poczuła się bardzo nieproszonym
gościem.
— Chciałam
pożyczyć bazylię, macie może?
Mężczyzna
bez słowa odsunął się od drzwi i poszedł w kierunku kuchni.
Drzwi zostawił uchylone jedynie na wąską szparę, więc Marta
postanowiła zajrzeć do środka, by sprawdzić, czy Lidka
rzeczywiście jest nieobecna. W końcu kłócili się wczoraj tak
zajadle i tak nagle skończyli to robić, że obawiała się, iż
Lidka mogła po prostu od niego oberwać.
Nagle przy wejściu do kuchni ujrzała kilka kropel jakiejś brunatnej cieczy, im bliżej drzwi, tym większe. Przełknęła głośno ślinę. Czy to możliwe, żeby ten osiłek zamordował żonę z zimną krwią? Ogarnęła ją fala paniki. Błyskawicznie odwróciła się na pięcie i pobiegła w dół. Usłyszała za sobą głos wołający: „Hej, już znalazłem”, ale nie zamierzała zawracać. Wpadła do swojego mieszkania i szybko zamknęła drzwi na wszystkie zamki. Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy nie zablokować ich szafką na buty, ale stwierdziła, że mocne, dębowe drzwi powstrzymają mordercę do przyjazdu policji.
„Policja!” — pomyślała i natychmiast zaczęła szukać telefonu. Ręce trzęsły jej się tak bardzo, że nie mogła utrzymać w nich torebki. Wywróciła ją do góry dnem i wysypała na podłogę wszystkie rzeczy. Rozgrzebała je i wreszcie dojrzała telefon.
— Halo? Proszę natychmiast przyjechać. Mój sąsiad prawdopodobnie zabił swoją żonę.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Instynktownie przesunęła się w głąb mieszkania. Była śmiertelnie przerażona – nie chciała stać się następną ofiarą psychopaty.
Nagle przy wejściu do kuchni ujrzała kilka kropel jakiejś brunatnej cieczy, im bliżej drzwi, tym większe. Przełknęła głośno ślinę. Czy to możliwe, żeby ten osiłek zamordował żonę z zimną krwią? Ogarnęła ją fala paniki. Błyskawicznie odwróciła się na pięcie i pobiegła w dół. Usłyszała za sobą głos wołający: „Hej, już znalazłem”, ale nie zamierzała zawracać. Wpadła do swojego mieszkania i szybko zamknęła drzwi na wszystkie zamki. Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy nie zablokować ich szafką na buty, ale stwierdziła, że mocne, dębowe drzwi powstrzymają mordercę do przyjazdu policji.
„Policja!” — pomyślała i natychmiast zaczęła szukać telefonu. Ręce trzęsły jej się tak bardzo, że nie mogła utrzymać w nich torebki. Wywróciła ją do góry dnem i wysypała na podłogę wszystkie rzeczy. Rozgrzebała je i wreszcie dojrzała telefon.
— Halo? Proszę natychmiast przyjechać. Mój sąsiad prawdopodobnie zabił swoją żonę.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Instynktownie przesunęła się w głąb mieszkania. Była śmiertelnie przerażona – nie chciała stać się następną ofiarą psychopaty.
— Możesz
mi wytłumaczyć, dlaczego uciekałaś przede mną w takiej panice?
- krzyczał mężczyzna stojący pod drzwiami.
— Policja
już tu jedzie, nie wywiniesz się, wiem, że ją zabiłeś! -
dopiero kiedy to wykrzyczała, zdała sobie sprawę, jak absurdalne
są jej oskarżenia. Z drugiej strony, trudno było jej uwierzyć,
że plamy na podłodze są czymś innym niż krwią. Za drzwiami
rozległ się głośny śmiech sąsiada, który umilkł nagle, gdy
na klatkę wkroczyło trzech umundurowanych funkcjonariuszy. Marta
zbliżyła się do drzwi i odważyła się wreszcie odblokować
zamki. Ostrożnie otworzyła i wskazała palcem na sąsiada:
— Proszę go aresztować!
— Proszę go aresztować!
— Spokojnie,
proszę pani, o co chodzi?
— Byłam u niego po bazylię i widziałam krew, dużo krwi na podłodze! — Sąsiad spojrzał na nią i uniósł brwi tak wysoko, jak tylko mógł. Uśmiechnął się, ale tym razem nie był już taki pewny siebie.
— Byłam u niego po bazylię i widziałam krew, dużo krwi na podłodze! — Sąsiad spojrzał na nią i uniósł brwi tak wysoko, jak tylko mógł. Uśmiechnął się, ale tym razem nie był już taki pewny siebie.
— Rozbiłem
słoik z sokiem malinowym, wariatko — popukał się w czoło.
Policjanci spojrzeli po sobie rozbawionym wzrokiem i stwierdzili, że
wobec tego nic tu po nich. Odeszli, mrucząc coś o histeryczkach.
Potężny mężczyzna wrócił do swojego mieszkania, zamknął drzwi i spakował resztę ciała swojej żony do walizki, postanawiając, że gdy już się go pozbędzie, dokładnie wyszoruje podłogi.
Potężny mężczyzna wrócił do swojego mieszkania, zamknął drzwi i spakował resztę ciała swojej żony do walizki, postanawiając, że gdy już się go pozbędzie, dokładnie wyszoruje podłogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz