Noc
była głęboka. Gwiazdy lśniły wysoko na nieboskłonie, mrugając
pomiędzy rozłożystymi koronami drzew. Ciszę przerywało
pohukiwanie sowy i trzepot jej skrzydeł, gdy wyruszyła na łowy. W
leśnej gęstwinie słychać było szelest liści poruszanych przez
drobne stopy igielnych istot. W głębi puszczy, pomiędzy grubymi,
szorstkimi pniami, uważne oko mogło dostrzec zwodnicze błękitne
ogniki rozpraszające nieco ciemności nocy. Jednakże te drobne
istotki miały zdradziecką cechę. Prowadziły zbłąkanego wędrowca
prosto na bagna rozciągające się na obrzeżach puszczy, która
w tych miejscach przeradzała się w las łęgowy. Wydostać się ze
zdradzieckich toni nie było łatwo i tylko z pomocą przyjacielskiej
ręki.
Drzewa
kołysały się w rytm tajemniczej melodii, wypełniającej teraz
całą puszczę. Serce lasu ożywało. Driady zaczęły
hipnotyzujący, magiczny taniec pomiędzy pniami drzew. Ich długie,
srebrzyste włosy powiewały na wietrze, między kosmykami lśniły
uplecione w wianki księżycowe lilie. Smukłe ciała poruszały się
w kręgu, wyginając się i okręcając wokół własnej osi.
Było w tym coś zachwycającego, urzekająco pięknego.
Do
pieśni drzew cichymi głosami włączyły się ptaki. Upojna melodia
przeniknęła całą ziemię, wszystkie żywe istoty i korę drzew.
Zza chmur wychylił się księżyc; w oddali rozległo się
przesiąknięte rozpaczą i dziwnym zewem wołanie wilka.
W
samym sercu puszczy rosły potężne, stare jak świat dęby. Po
tysiąckroć liście ich już opadły i wzrosły na nowo, po
tysiąckroć deszcze i słońce, śniegi i wiatr uderzały w ich
rosłe konary, lecz one się nie ugięły. Wciąż trwały i tylko
ich kora stawała się coraz bardziej sucha, pomarszczona, lecz wciąż
płynęły w niej życiodajne soki. Dęby tworzyły okrąg, pośrodku
którego nie było nic, jeno warstwa wysuszonych, dębowych
liści. Choć korzenie drzew rozrastały się w głąb lasu, a ich
nasiona obejmowały we władanie coraz większe tereny w samej
puszczy, pośrodku tego kręgu nie wyrosło nic, jakby miejsce to
było chronione jakimś potężnym czarem. Możliwe, że tak w
istocie było.
Tej
nocy jednak miało się to odmienić. Tęskna pieśń lasu nasyciła
powietrze. Drżało ono, drżała ziemia, drżało wszystko, dając
sygnał, przyzywając, chcąc, by prawowity pan powrócił i
objął tę ziemię z powrotem we władanie. Żeby wszystko było jak
dawniej, kiedy jeszcze puszcza nie musiała się skrywać ze swoim
życiem przed ludźmi i tętniła życiem nie tylko nocą, ale i
także dniem.
W
miarę, jak pieśń stawała się coraz potężniejsza, warstwa
dębowych liści poruszała się coraz bardziej – z początku
niedostrzegalnie, aż w końcu całej puszczy ukazała się powstała
z nich istota. Wszystko, co żywe, wstrzymało oddech na tę jedną
chwilę.
Bo
oto powstał, by objąć pieczę nad swoją ukochaną ziemią, nie
mogąc patrzeć na jej cierpienie i bolesne wezwanie.
Król
Dębu.
Król
Puszczy.
Podoba mi się. Stworzyłaś bardzo fajny, baśniowy klimat, szczególnie końcówka przypadła mi do gustu. Nie będę się rozpisywać, bo chyba nie ma takiej potrzeby, jet ok :)
OdpowiedzUsuńJej, dziękuję ^^
UsuńTak, to prawda, klimat iście bajkowy :). Chociaż powiem Ci, nieco się zagubiłam, bo nie wiedziałam do czego zmierzasz, wspominając o zdradzieckich bagnach i driadach, jednak ostatecznie chyba nie ujmuje to ostatecznemu wrażeniu, jakie wywarł na mnie Twój tekst. Bardzo przyjemne pióro, jestem ogromnie ciekawa, jakie inne teksty wyjdą spod Twojej ręki.
OdpowiedzUsuńTylko to wołanie wilka przesiąknięte zewem jest dla mnie zbyt, że tak powiem, udziwnione (wydaje mi się nawet, że to pleonazm, bo czyż zew to nie właśnie wołanie?), ale poza tym styl jest niezwykle przyjemny i zgrabny. Czekam na Twoją lutową pracę :).
Ostatecznie ostatecznemu... Jestem geniuszem. Powinno być "końcowemu wrażeniu". I ja śmiem prawić kazania o błędach ^^.
UsuńHa, masz rację, brzmi to nieco dziwnie, nie zwróciłam nawet uwagi! Dziękuję, następnym razem będę bardziej uważać. (: Następna praca chyba tez będzie taka trochę w bajkowej konwencji, chyba że dopadnie mnie wena na coś zupełnie innego.
UsuńDziękuję ślicznie i pozdrawiam cieplutko!
Faktycznie, klimat przyjemnie bajkowy :) Tekst całkiem miły dla oka i nie było wielu błędów.
OdpowiedzUsuń*"Wydostać się ze zdradzieckich toni nie było łatwo i tylko z pomocą przyjacielskiej ręki" - tylko z pomocą przyjacielskiej ręki nie było łatwo się wydostać? Nie o to chyba ci chodziło;
*"Driady zaczęły hipnotyzujący, magiczny taniec pomiędzy pniami drzew. Ich długie, srebrzyste włosy" - włosy drzew? ;>;
*"Do pieśni DRZEW cichymi głosami włączyły się ptaki. Upojna melodia przeniknęła całą ziemię, wszystkie żywe istoty i korę DRZEW" - powtórzenie. W ogóle czytając ten tekst, co chwilę potykałam się o jakieś "drzewo". Zdaję sobie sprawę z tego, że trudno jest opisać las bez częstego używania tego słowa, ale jednak tę liczbę dałoby się zniwelować :)
*"Dęby tworzyły okrąg, pośrodku którego nie było nic, jeno warstwa wysuszonych, dębowych liści" - moim zdaniem niepotrzebnie dodałaś, że liście są dębowe. Dla mnie to akurat oczywiste, skoro leżą w środku kręgu dębów.
I jak zauważyła Fryga - zew to wołanie ;)
Pozdrawiam!