Wysoka
brunetka stała na przystanku czekając na autobus. Kiedy podjechał dziewczyna
powolnym krokiem podeszła drzwi, które automatycznie się otworzyły. W momencie,
gdy weszła do środka wzrok wszystkich ludzi w pojeździe zwrócił się w jej
stronę. Dostrzegła na ich twarzach szerokie uśmiechy, które z każdą sekundą
zmniejszały się aż w końcu całkiem zniknęły. Pojawiły się za to zdziwienie, a
po chwili współczucie. Kobieta nie zwracając na to uwagi powoli podeszła i
usiadła na pierwszym wolnym miejscu obok starszej kobiety. Obróciła twarz w jej
stronę i uśmiechnęła się szeroko. Staruszka odwzajemniła go, lecz po chwili
spuściła wzrok. Czarnowłosa nawet nie zareagowała. Przyzwyczaiła się do takiej
reakcji ludzi. Teraz nie czuła już nawet złości, lecz jedynie zrezygnowanie.
Rozumiała to, gdyż wcześniej tak samo patrzyła na osoby takie, jak ona w tej
chwili. W końcu autobus ruszył. Kobieta myślała o bardzo przyziemnych sprawach.
Co ugotuje na obiad, co musi kupić do domu, kiedy spotkać się z rodzicami. Kiedy
autobus zatrzymał się na przystanku, kobieta wstała i skierowała się w stronę
drzwi. Zeskoczyła z dwóch metalowych schodków i
ruszyła w stronę miejsca docelowego. Po kilkunastu minutach dotarła do
największego parku w mieście. Usiadła na pierwszej wolnej ławce. Wzięła głęboki
wdech rześkiego, porannego powietrza, po czym rozejrzała się. Szeroki uśmiech
rozjaśnił jej twarz. Piękne liście dębów, brzóz i innych drzew przybrały
ciekawe ubarwienie. Niektóre upadły i utworzyły barwny, jesienny dywan. Nieliczni
ludzie zatrzymywali się, by obejrzeć piękne liście. Kwiaty kwitły wspaniale, a
kolory były niesamowicie intensywne. Słońce przeświecało między kolorowymi koronami
drzew. Pracownicy parku grabili liście, przekopywali rabaty, okrywali słomą
delikatne krzewy. Kobieta spojrzała w górę wystawiając twarz wprost w słońce.
Dojrzała na niebie szybujące ptaki, które wyruszały w swoją podróż do ciepłych
krajów.
Czarnowłosa
kochała jesień. Nie taką zimną, deszczową, lecz taką, jak opisują dzieci. Ta
pora roku podobała jej się najbardziej ze wszystkich, gdyż kojarzyła jej się
z miłością. To właśnie wtedy malowniczymi, parkowymi alejkami, zasypanymi
przez kolorowe liście, wędrowali przytuleni zakochani, wyznając sobie najskrytsze
myśli oraz uczucia. Przyjemnie też było usiąść na ławce i popatrzeć, jak
cała przyroda cieszy się z ostatnich ciepłych dni. W ten cudowny czas
liście tańczyły na wietrze, a wiatr delikatnie rozwiewał chmury na niebie
kołysząc równocześnie drzewami. Liście szybując w powietrzu upiększały świat,
który płonął barwami jesieni. Tworzyły barwny kobierzec dekorujący świat. Ta
piękna pora roku owocująca w barwne liście i kasztany zwiastowała mroźną, białą
zimę. Człowiek jesienią wyciszał się, stawał się bardziej skłonny do zadumy.
Oszczędzał swoją energię na wiosnę, by potem jak kwiaty rozkwitnąć nagle i
pokazać, że zasnęło się tylko na jakiś czas. Wszystko wokół sprawiało wrażenie,
że świat jest na wyciągnięcie dłoni. Uczucie to było niepowtarzalne. Tylko
jesień miała w sobie coś magicznego. Spacery pośród kolorowych drzew, mając pod
nogami szelest liści były najwspanialszym uczuciem, jakie zdążył poznać świat.
Złota polska jesień w słoneczny dzień to widok zapierający dech w piersiach.
Nagle
rozmyślania kobiety przerwał jęk uginającej się pod czyimś ciężarem ławki.
Zaskoczona opuściła głowę i przyjrzała się osobie, która dosiadła się do niej.
Tą osobą okazał się być wysoki mężczyzna. Krótko przystrzyżone, czarne, w
lekkim nieładzie włosy dodawały uroku jego okrągłej twarzy. Oczy miał duże, a
ich tęczówki były koloru najprawdziwszej czekolady. Jego górna warga była
pełniejsza od dolnej. Pokryty małymi piegami, trochę zadarty nos nadawał jego
twarzy łobuzerskiego wyglądu. Z pod wpółprzymkniętych powiek przypatrywał się dziewczynie.
Jego spojrzenie przenikało ją na wskroś. Poczuła falę gorąca zalewającą jej
policzki. Zawstydzona po raz pierwszy w swoim życiu spuściła wzrok.
–
Cześć – jego głos był niski, chrapliwy. Kobieta zadrżała.
–
Cześć – odparła uśmiechając się nieśmiało.
–
Jestem Damian – powiedział mężczyzna.
–
Kasandra – odparła kobieta i zamilkła. Obróciła twarz w przeciwną stronę
wdychając świeże powietrze, lecz kątem
oka wciąż patrzyła na chłopaka. Zaskoczona dostrzegła, że już jej się nie
przygląda. Zmarszczyła brwi. Od czasu jej wypadku jeszcze nie zdarzyło jej się
żeby ktoś przestał się gapić, gdy nie zwracała na to uwagi. Mężczyzna zamknął
oczy i oparł się plecami o oparcie ławki. Kobieta wzdrygnęła się, gdy poczuła
jego rękę na swoich ramionach. Całe ciało jej zesztywniało. Od czasu wypadku
żaden chłopak już jej nie dotknął tak swobodnie. Drgnęła, gdy mężczyzna dłonią
obrócił jej twarz w swoją stronę. Kobieta zarumieniła się. Wtem poczuła, jego
miękkie wargi na swoich. Odwzajemniła pocałunek. Kiedy mężczyzna odsunął się od
niej, by zaczerpnąć powietrza kobieta zorientowała się co wyprawia. Poderwała
się gwałtownie z ławki.
–
Co to ma być? – krzyknęła nie panując nad swoimi emocjami. Mężczyzna zdumiony
szeroko otworzył oczy. – Myślisz, że jak jestem niepełnosprawna i brzydka to
możesz robić takie akcje? – chłopak podniósł się z ławki chcąc zaprotestować. –
No to Cię rozczaruje! Nie pozwolę na takie głupie zagrywki z twojej strony –
krzyknęła, poczym obróciła się na pięcie, by jak najszybciej się oddalić. Wtem
poczuła mocny uścisk na swoim nadgarstku. Obróciła się ze złością wypisaną na
twarzy. Lecz cała wściekłość uleciała z niej, jak z przekłutego balonu, gdy
dostrzegła jego twarz. Malowało się na niej poczucie winy.
–
Nie bij mnie tylko – powiedział i uśmiechnął się lekko. – Nie jesteś wcale
brzydka – rzekł i powoli dłonią dotknął policzka kobiety. – Kto ci nagadał tych bzdur? Chodzi o tę brązową
bliznę na twoim policzku? A może oto, że straciłaś czucie w lewej dłoni? –
zapyt6ał dotykając przykurczonej dłoni kobiety. – Jesteś piękna – rzekł i
złożył lekki pocałunek na jej ustach. Kiedy się odsunął Kasandra zapragnęła by
nie przestawał. Chciała by wiecznie ją tak całował. – Nawet jeśli teraz każesz
mi odejść to wiedz, że nie uczynię tego. Skoro Cię już poznałem nie pozwolę byś
zniknęła.– rzekł Damian i lekko przytulił Kasandrę. Kobieta odwzajemniła
uścisk. Po poparzonych policzkach spłynęły słone łzy. Ten chłopak zmieni moje życie pomyślała. Słońce oświeciło parę, po
czym zniknęło za białymi chmurami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz