Strach
paraliżuje. Sprawia, że nie jestem w stanie biec. Nogi odmawiają
mi posłuszeństwa. I wtedy słyszę jego miarowy, spokojny oddech.
Nie jestem w stanie biec równie szybko. Nie jestem tak szybka
jak on. Już nie. Czuję dotyk jego palców na moim nadgarstku.
Zaczynam przerażająco krzyczeć. Ptaki zrywają się do lotu w tę
ciemną noc. On zatyka mi dłonią usta. Krzyk urywa się w połowie.
Czuję, jak pod naporem jego ciała upadam na ziemię. Z malutkich
zadrapań na moim ciele wypływa krew. Kiedy jego dłonie kierują
się na moje pośladki staram się wyrwać. Dostaje w twarz. Jęczę
z bólu, a ciepła krew płynie z rozciętej wargi. On się
śmieje. Szyderczo, podniecony. Powoli ściąga mi spodnie. Próbuję
się wyrwać, ale to na nic. Wiem, że nikt mnie nie uratuje. Zostanę
zgwałcona. Tutaj w lesie, na brudnej ziemi, w ciemną noc. Mimo
protestów umysłu zaczynam szlochać. To tylko wzmaga jego
śmiech. Czuję jego dłonie na moich udach. Sunie nimi coraz wyżej,
by po chwili zedrzeć ze mnie bieliznę. Krzyczę, gdy wchodzi we
mnie brutalnie. Każdy jego szybki, niedelikatny ruch sprawia mi ból.
Mój szloch miesza się z jego jękami. Nagle przystawia usta
do mojego ucha.
–
To jeszcze nie koniec moja mała – szepcze i liże moje ucho.
Wzdrygam się. Jego ciałem wstrząsa potężna dawka śmiechu. –
Nie jesteś już nic warta. Teraz jesteś tylko człowiekiem. Naszą
nową zabawką – mówi. – To co ci zrobiłem jest niczym w
porównaniu do tego co ona ci zrobi, moja mała siostrzyczko –
wyjękuje, a ja zapadam się w ciemność.
***
Budzi
mnie potworne zimno. Czuję, jak obejmuje moje ciało. Wszystko
zesztywniało. Nie jestem w stanie się ruszać. Staram się coś
usłyszeć, ale moje ludzkie ciało jest bardzo niedoskonałe.
Ograniczone zmysły sprawiają, że narasta we mnie gniew. Jestem tak
bardzo nieprzyzwyczajona do bycia człowiekiem. W końcu decyduje się
na ryzykowny krok. Otwieram oczy. Siłą woli powstrzymuje jęk
rozczarowania. Mimo otwartych oczu nic nie widzę, gdyż są czymś
zawiązane. Nagle rozlega się dźwięk upadającego przedmiotu.
Instynktownie odwracam głowę w stronę jego źródła. W
powietrzu wokół mnie zaczyna unosić się zapach
kwiatowo-piżmowych perfum. Ktoś dotyka mojej piersi. Wtedy zdaję
sobie sprawę, że jestem naga. Przykryta jedynie jakimś cienkim
materiałem. Kiedy ktoś pozbawia mnie jedynego skrawka materiału
moim ciałem wstrząsa dreszcz zimna. Czuję, jak na skórze
pojawia się gęsia skórka. Płachta zakrywająca moje oczy
znika. Zaskoczona nagłą jasnością zamykam oczy. Mimo to łzawią.
Uchylam powieki i zerkam spod rzęs. Osoba, która stoi obok
miejsca gdzie leżę to kobieta. Ma piękną twarz z regularnymi
rysami. Jej pełne usta koloru wiśni aż się proszą o pocałunek.
Ma też czarne, długie włosy. Kiedy dostrzega, że na nią patrzę
uśmiecha się ukazując białe, równe zęby. Wzdrygam się,
gdy dostrzegam długie kły. Też kiedyś takie miałam. Zaciskam
mocno powieki, by łzy nie wypłynęły. Ona nie może dojrzeć
smutku na moim obliczu. To tylko jeszcze bardziej by ją ucieszyło,
a mnie poniżyło. Wystarczyło, że mogła patrzeć na moje nagie
ciało.
– Gotowa
moja mała? – pyta kobieta, a jej szyderczy uśmiech staje się
jeszcze szerszy. Rzucam w jej stronę harde spojrzenie i mam
nadzieję, że nie dojrzy mojego strachu. Nie zmieniając wyrazu
twarzy kobieta odwraca się, podchodzi do metalowego stolika na
kółkach i przysuwa go w moją stronę. Obracam głowę i
dostrzegam na nim nożyczki i inne narzędzia do tortur. W tym samym
momencie strach obejmuje każdą cząstkę mojego ciała. Człowieczy
instynkt działa natychmiast. Przekręcam się, po czym upadam na
podłogę. Natychmiast zrywam się i zaczynam biec w stronę drzwi.
Ale zapomniałam o jednym. Kobieta jest wampirem. Stworzeniem sto
razy szybszym niż człowiek. Dobiega do mnie niecałą sekundę
później. Obejmuje mnie w pasie i przystawia usta do mojej
szyi. Zanurza w niej swoje kły. Krzyczę z bólu, ale on po
chwili mija. W pomieszczeniu rozlega się zwielokrotniony śmiech
kobiety. Mój strach dodaje jej sił. Kobieta bierze mnie na
ręce i podchodzi do miejsca w którym leżałam. Teraz już
widzę, że jest to lóżko wyglądem przypominające
szpitalne. Dziewczyna rzuca mnie na nie brutalnie. Schyla się i
wyciąga spod łóżka pasy takie jak w szpitalu
psychiatrycznym. Związuje mnie i podchodzi znów do metalowego
stolika. Bierze z niego skalpel i odwraca się w moją stronę. Kiedy
dostrzegam ostre narzędzie już nie mogę powstrzymać łez, które
zaczynają płynąć nieprzerwanym strumieniem. Kobieta zbliża się
w moją stronę.
– Malutka
nie bój się. Jeśli będziesz współpracować nie
będzie aż tak bardzo boleć. Może… – mówi czarnowłosa
i wolną dłoń kładzie na moim prawym policzku. Ściera z niego
słone łzy, po czym uderza, aż odrzuca moją głową w bok.
Uśmiecha się. – Gdzie znajduje się to czego Wszyscy szukają_ –
pyta. – Nie wiem o czym mówisz – odpowiadam. Kobieta
przystawia skalpel do mojego uda uśmiechając się słodko. Ponawia
pytanie. Kręcę przecząco głową, więc ona zadaje inne. Zaciskam
tylko mocniej usta. Słyszę, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, ale
nie mogę się na tym skupić, gdyż kobieta wydaje okrzyk
zdenerwowania i wbija ostrze głęboko w skórę. Krzyczę, aby
po kilku sekundach zacząć błagać o życie. W oczach czarnowłosej
dostrzegam odmowę. Jest za bardzo wkurzona. Już za długo szuka
tego, czego, jak to ujęła „wszyscy szukają.” Przenosi ostrze
raz po raz na każdą część ciała. Moje człowiecze ciało nie
wytrzymuje ogromu cierpienia. Mdleje. Jednak błogosławiony stan nie
może trwać wiecznie. Kobieta oblewa moja twarz wodą za każdym
razem kiedy tracę przytomność. Krzyczę tak długo, aż zupełnie
tracę głos. Pozostają mi tylko słone łzy. Zamykam oczy i
pogrążam się we wspomnieniach, w których znów jestem
nieludzkim stworzeniem.
Mam
dziewięć lat. Siedzę na bujanej ławce w ogrodzie. Jest środek
lata. Wystawiam twarz w stronę słońca i wzdycham. To moja ulubiona
pora roku. Nie tylko ze względu na wakacje. Kocham słońce i śpiew
ptaków nad ranem. Rowerowe wycieczki, wieczorne spacery i
bujanie się na ławce. Zamykam oczy i pozwalam by lekki wiatr
obmywał moją twarz. Wiem, że mój tata do mnie podchodzi
zanim zdąży zrobić pierwszy krok. Siada obok mnie na ławce.
Otwieram oczy i odwracam twarz w jego stronę. Uśmiecha się, a ja
to odwzajemniam.
–
Mamy dla Ciebie imię – mówi
po prostu. Moją twarz rozjaśnia szeroki uśmiech. U nas w rodzinie
jest dziwna tradycja. Imię nadaje się dziecku w dniu jego
dziewiątych urodzin. – Razem z Radą doszliśmy do wniosku, że
nadamy Ci imię Esmeralda. Oznacza to „strażniczkę tajemnic.”
Wybraliśmy to imię ze względu na Twoje przeznaczenie. W dniu
Twoich piętnastych urodzin, a według naszej rasy, w dniu w którym
staniesz się pełnoletnia zdradzimy Ci największe tajemnice, które
sprawią, że będziesz znana na całym świecie. Pokiwałam
energicznie głową na znak, że zrozumiałam, po czym przytuliłam
się do ojca. Kiedy pomyślałam, jak dumna będzie ze mnie moja
zmarła mama uśmiecham się szeroko ukazując swoje jeszcze
nierozwinięte kły.
Kobieta
wbija skalpel w mój brzuch. Krzyczę pogrążona w agonii, po
czym przeskakuje umysłem do innego wspomnienia.
Mam
piętnaście lat. Właśnie dziś staje się pełnoletnia. Stoję
przed wielkim lustrem w garderobie i przyglądam się sobie. Moje
naturalnie bordowe włosy opadają kaskadą w dół. Zgrabne
ciało odziałam w czarną, krótką sukienkę. Na nogach mam
czarne, dziesięciocentymetrowe szpilki na platformie. Moje czerwone
oczy błyszczą z podniecenia. Właśnie dziś poznam swoje
przeznaczenie. Pełne usta podkreślam krwistoczerwoną szminką.
Obracam się wokół własnej osi, a mój śmiech odbija
się od ścian. W umyśle słyszę wołanie ojca. Uśmiecham się
szeroko, wychodzę z garderoby i gaszę światło. Staję przed
schodami i biorę głęboki wdech. Słyszę, jak na dole
niecierpliwią się goście. Powoli robię pierwszy krok i schodzę w
dół. Kiedy wyłaniam się zza zgięcia schodów
błyskają flesze, a tłum gwiżdże, klaska i woła moje imię. U
dołu schodów czeka na mnie ojciec i mój przybrany brat
Kaspian, syn mojej macochy. Kiedy jestem już blisko mój
ojciec łapie mnie za dłoń i uśmiecha się z dumą. Kaspian
taksuje moje ciało wzrokiem i uśmiecha się lubieżnie. Spoglądam
na niego z wyższością. On puszcza do mnie oko. Odwracam się do
niego tyłem i prowadzona przez tatę postępują krok w przód
unikającym samym klapsa w pośladek. Kiedy otaczają mnie znajomi
ludzie odrywam się od nieprzyjemnych myśli. Rozmawiam z każdym
gościem, uśmiecham się, dziękuję za życzenia i prezenty. Po
godzinie, gdy już przywitałam się ze wszystkimi wychodzę do
ogrodu. Siadam na bujanej ławce, jak robię to od lat i zamykam
oczy. Ktoś siada obok mnie. Nie otwierając oczu uśmiecham się. W
tym samym momencie czuję, jak ojciec pochyla się nad moim uchem.
– Księżniczko
już czas na tajemnice – szepcze. – Poznasz swoje przeznaczenie –
mówi, po czym zaczyna opowiadać. Otwieram gwałtownie oczy, a
one z każdym kolejnym słowem mojego ojca rozszerzają się. Kiedy
tata odsuwa się ode mnie moim ciałem wstrząsa dreszcz. Całe
podniecenie ulatuje i zamienia się miejscem ze strachem. Nigdy
wcześniej nie zaznałam tego uczucia. Strach jest nie do zniesienia.
Zrywam się z ławki i patrzę na tatę z niedowierzaniem.
– Córeczko
wiem, że nie tego się spodziewałaś. Jednak jesteś teraz oprócz
mnie jedyną strażniczką tej tajemnicy. Kiedy umrę zostaniesz
jedyną powierniczką. Twoja mama zginęła próbując dochować
tajemnicy. Wiedz, że Twoje imię będzie sławne. Jednak ze sławą
łączą się również ciemne strony. Stworzenia nocy będą
chciały cię dopaść i wykraść tajemnicę. Posuną się do
najgorszych rzeczy – rzecze ojciec i podchodzi do mnie. Obejmuje
mnie, całuje w policzek, po czym wchodzi do domu zostawiając mnie
samą. Opadam znów na ławkę i chowam twarz w dłoniach. Nie
dane jednak jest mi cierpieć w samotności. Obok mnie siada Kaspian.
Jego piękną twarz rozjaśnia łobuzerski uśmiech. Odwróciłam
od niego wzrok. W tym samym momencie poczułam jego dłonie na
piersiach. Otworzyłam szeroko oczy i wściekła wymierzyłam mu
policzek.
– Nigdy
mnie nie dotykaj – syczę i wstaję. On łapie mnie za dłoń i
ciągnie w swoją stronę. Przystawia swoje usta do moich.
– W
końcu mi ulegniesz. Będziesz moja siostrzyczko – mówi
zmysłowym głosem, po czym śmieje się. Wściekłość dodaje mi
sił. Wyrwałam rękę z jego uścisku i uciekłam do środka. Jego
śmiech towarzyszy mi jeszcze długo.
Ból
na chwilę zmniejsza się. Zaskoczona otwieram oczy. Nikogo jednak
nie dostrzegam. Przepełnia mnie nadzieja, że kobietę spotkało coś
niespodziewanego i musiała wyjść. Jednak moje marzenia zostały
rozwiane, gdy poczułam czyjeś dłonie na mojej głowie. Kiedy
piszczenie rozlega się w moim umyśle znów zaczynam krzyczeć.
To czas najważniejszego wspomnienia.
Mam
osiemnaście lat. Powinnam mieć przed sobą wieczność. Jednak w
moim przypadku to niemożliwe. Jestem strażniczką, której
zdaniem jest ochrona najważniejszego sekretu jaki widział świat.
Przez trzy lata udawało mi się uciekać. Aż do dziś. Złapali
mnie. Czuję, jak łańcuchy wcześniej zamoczone w tojadzie, palą
skórę na moich nadgarstkach. Zaciskam zęby z bólu, a
przed sobą widzę twarz Kaspiana. Silniejszego i przystojniejszego
niż trzy lata temu. Jego czerwone usta, które każda
chciałaby całować, rozciągnięte są w uśmiechu. Głowę ma
przechyloną na bok, a czarna grzywka opada mu na oczy, które
lśnią z podniecenia.
– Siostrzyczko…
Proszę Cię tylko o jedną rzecz. Zdradź m sekret, gdzie leży TO
czego szukam? – pyta, a gdy widzi mój zacięty wyraz twarzy
jego uśmiech na chwilę znika. – Nie chcesz mówić? A
myślałaś kiedyś o tym, że ten los zgotował ci twój
własny ojciec? Prosiłem go, by to mnie „ obciążył” tą
tajemnicą. Jednak on mi nie ufał! Pytanie brzmi dlaczego? Bo
mógłbym użyć tej wiadomości do własnych celów?
Pewnie tak, ale zrobiłbym to w dobrej wierze. Ja chcę tylko
oczyścić świat. Jeśli mi pomożesz siostrzyczko to uczynię Cię
królową nowego świata – rzecze i śmieje się.
– Nigdy
w życiu – odpowiadam wiedząc, że wydaję na siebie wyrok
śmierci. Lecz lepsza moja śmierć niż milionów. Zabiorę tę
tajemnicę ze sobą do grobu. Twarz Kaspiana wykrzywia się w wyrazie
wściekłości. Chłopak wyciąga coś z kieszeni spodni i podbiega
do mnie. Patrzy mi głęboko w oczy. Ślina wezbrała w kącikach
jego ust. Uśmiecha się i otwiera moje usta. Staram się wyrwać,
ale na próżno. Trzyma zbyt mocno. Zębami odkorkowuje
probówkę z czarnym płynem i wlewa mi go do gardła.
Przypadkiem wyrywa mi się jęk, gdy ciecz spływa ogniem w dół.
Otwieram szeroko oczy ze zdumienia, gdy czuję jak kurczą się moje
kły. Jęczę, gdy dźwięki lasu znikają i zostaje tylko to co
blisko. Tracę ostrość mego wzroku. Jednak czuje też, jak
pieczenie na nadgarstkach ustaje. Kaspian postąpił dwa kroki do
tyłu. Już nie widzę jego twarzy. Mrugam szybko oczami
zdezorientowana.
– Jak
się czujesz moja mała Esmeraldo? – pyta Kaspian i uśmiecha się.
– Teraz jesteś człowiekiem. Podziękuj czarownicom za stworzenie
„lekarstwa” dla wampirów – mówi i pstryka
palcami. Czuję, jak więzy krępujące moje ręce opadają.
Zaskoczenie szybko zostaje zastąpione przez samozachowawczy
instynkt. Zaczynam uciekać. Co chwilę potykam się i upadam, ale
znów wstaję i biegnę. Słyszę za sobą jego śmiech. Mój
umysł zaprząta tylko jedna myśl. „ Wszystko przegrałam”
Ból
znów ustał. Mrugam szybko oczami. Swoim słabym wzrokiem
dostrzegam, jak czarnowłosa kobieta rozmawia z mężczyzną. Mrużę
powieki i dostrzegam, że tym mężczyzną jest Kaspian. Dostrzega
on, że jestem przytomna i uśmiecha się lubieżnie. Moim ludzkim
ciałem wstrząsa obrzydzenie. On wzrusza ramionami i podnosi głos
tak bym słyszała każde jego słowo.
– Dzwonili
do mnie inni. Znaleźli kolejnego strażnika, który zgodził
się współpracować. Już wiemy, gdzie jest broń. Esmeralda
nie będzie nam już potrzebna – mówi. Dostrzegam, jak z
metalowego stolika podnosi pistolet. Pochyla się nade mną i
przystawia go do mojej skroni. – Żegnaj – szepcze. Po pustym
pomieszczeniu rozlega się zwielokrotniony strzał.
Przegrałam.
Znaleźli broń. To oznacza koniec świata. Koniec ludzkiej rasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz