Pomału
opadałam z sił. Mój oddech stawał się coraz głośniejszy i
czułam całym ciałem rytm mojego serca. Już dawno przestałam
słyszeć mojego oprawce. Nie, dlatego, że go zgubiłam nawet mogłam
się założyć, że jest coraz bliżej, po prostu jego niezwykłe
ciche ruchy drapieżcy zagłuszało moje własne ciał. Jedynym
sposobem na przeżycie było znalezienie kryjówki. Ciemne, nocne
ulice wydawały się być świetnym schronieniem, jednak doskonale
zdawałam sobie sprawę, że nie przed tym, co mi siedziało na
karku. Za zakrętu wyrósł przede mną mur. Przeklęłam. To
oznaczało, że zgubiłam drogę. Licząc na własny instynkt
skręciłam w prawo i przestałam już zwracać uwagę, w jakie
uliczki skręcam. Stanęłam na końcu bardzo długiej i ślepej
uliczki. Wstrzymałam oddech. Kilka metrów za mną zaledwie
usłyszałam równy rytm kroków. Z przestrachem rzuciłam się do
kontenera na śmieci. Nie miałam już czasu, by do niego wejść, co
zapewne pomogłoby mi zakryć ślady w smrodzie gnijących śmieci,
skoczyłam, więc za niego kryjąc się w cieniu i mając na dzieje,
że mój zapach zaginie wśród tych wszystkich ohydnych zapachów.
Za wszelką starałam się uspokoić zbyt szybki oddech. Pot spływał
mi po twarzy i dekolcie, przyklejał kosmyki, krótkich czarnych
włosów do twarzy. Każdy zimny podmuch wiatru przyprawiał mnie o
dreszcz i gęsią skórkę. Jeszcze w klubie zrzuciłam z siebie
wszystkie okrycia wierzchnie, a potem już nie miałam czasu, ani
myśli by je wziąć. Więc siedziałam tak w zapomnianej przez
władze dzielnicy warszawy w samej bluzce bez rękawów króciutkich
szortach i trampkach. Jak ja bogu dziękowałam za to, że nie
ubrałam szpilek. Usłyszałam głuche echo kroków. Wstrzymałam
oddech nieznajomy szedł wolno, na pewno zataczając się pijackim
zamroczeniu. To na pewno nie był ktoś, kogo powinnam się bać,
jednak, gdy przechodził blisko mojej kryjówki zamknęłam oczy i
jak bym mogła nie pozwoliłabym sobie nawet na bicie serca byle
tylko zachować zupełną cisze. Po chwili odgłosy kroków zaczęły
cichnąć, gdy był już wystarczająco daleko, że słyszałam
zaledwie głuche dudnienie. Jednak nadal tkwiłam bez ruchu.
Morze
jak ten pijak przeszedł to On też już zrezygnował.-Moje myśli
rozpalały płonę nadziej i optymizmu.
Po
dłuższej chwili pozwoliłam sobie na to by wyjrzeć zza kontenera.
Gdy tylko to zrobiłam natychmiast schowałam się powrotem. U wylotu
uliczki niedbale oparty o ścianę budynku stał mężczyzna.
Widziałam tylko zarys jego sylwetki w nikłym świetle, ale mimo to
wiedziałam, że to On.
-Doskonale
wiem, że tam jesteś.- Krzykną swoim głębokim głosem.
Rozejrzałam
się po ścianach uliczki nie było tu nic, żadnej drogi ucieczki.
Byłam w pułapce.
Wzięłam
głęboki oddech i wyszłam zza kontenera i stanęłam z
rozstawionymi nogami gotowa w każdej chwili ponowić ucieczkę. Moją
jedyną szansą było prześlizgnięcie się pomiędzy jego palcami i
zniknięcie w labiryncie ciemnych uliczek. Teraz mogłam jedynie na
adrenalinę, krążącą w żyłach i własne umiejętności
inaczej….. no cóż długo nie pożyje. Ruszyłam ostrożnymi
kroczkami przed siebie, mierząc przeciwnika uważnym spojrzeniem. W
mroku błyszczały się jedynie jego szkarłatne tęczówki, których
nigdy nie ukrywał, po prostu pozwalał wierzyć, że to efekt
koloryzujących soczewek. Szkoda, że taka nie była prawda. Teraz
oprócz koloru przerażała jeszcze kształt źrenic, gdyż był
podłużny jak u węża. Kolejny wolny krok, żadnej reakcji, nadal
stał tam oparty o ścianę i przeszywał mnie spojrzeniem. Kiedy
byłam już zaledwie metr od wylotu, wąskiej uliczki on odbił się
od ściany i kilkoma susami staną na środku mojej drogi ucieczki,
niczym strażnik i czekał. Przypominało mi to zabawę dzieci w
berka, takie podchody, ale tu tylko jemu było do śmiechu, bawił
się zemną w kotka i myszkę. W tym problem, że to on był kotem.
Wyciągnęłam ostatni z trzech srebrnych sztyletów, które mi
jeszcze zostały. Przegrywałam, ale nawet jakby nie zamierzałam się
poddać bez walki. Zmrużyłam oczy, bo widzieć choćby najmniejszy
jego ruch i zerwałam się biegiem na linii, której bronił rzuciłam
się i przeturlałam pod ostrzem miecza i pomiędzy jego nogami,
jednym zwinnym wyskokiem wróciłam do pionu i rzuciłam się na
oślep przed siebie. Mogłam liczyć jedynie na łut szczęścia on
był ode mnie szybszy, a ja miałam zaledwie kilka sekund przewagi,
jeśli zacznie się zastanawiać, w którą stronę biec źle się to
dla mnie skończy. Instynktownie wybierałam kierunki nie zatrzymując
się nawet na kilka sekund. Jednak po chwili adrenalina przestał być
tak dobrym paliwem, nogi bolały mnie już niemiłosiernie o płucach
nie mówiąc. Ostatkami stalowej woli zmuszałam się by utrzymać
narzucone tempo. Tym razem jak wstrzymywałam oddech nie słyszałam
nic, oprócz szaleńczego bicia sera. Koniec zabawy, czas to
zakończyć- zdawała się szeptać mrok wokół mnie.
Kolejny
zakręt i ślepa uliczka. Odwróciłam się w stronę atakującego. W
mocno zaciśniętych palcach, na wysokości ucha trzymałam sztylet.
Praktycznie spojrzałam w lufę pistoletu. Mojego pistoletu na
srebrne kule wymoczone w święconej wodze z wyrzeźbionym krzyże.
Była to broń, co prawda przystosowana do walki demonami jednak na
śmiertelników równie dobrze działała.
-Myślała,
że chcesz mnie żywą- Warknęłam patrząc na niego, gdy stał nie
cały metr ode mnie.
-Żywą,
ale nic o pełnym zdrowiu nie wspominałem.- Uśmiechną się do mnie
ukazując ostre kły. –Skarbie spokojnie, odłóż broń, to nie
będzie aż tak źle.
Wiem,
że nie powinnam mu wierzyć w ani jedne słowo jednak teraz to była
moja jedyna opcja. Skrzywiłam się i upuściłam ostrze, po czym
kopnęłam je by znalazło się poza moim zasięgiem. Srebrna klinga
błysnęła smutno po raz ostatni i zniknęła w mroku. Tym razem
dotrzymał słowa schował pistolet za pasek. Mogłam mu go zabrać i
strzelić, co dałoby mi może 2 minut. Jeśli dobrze to rozegram, bo
raczej już nie da się nabrać na przejście dołem. Gdy
zastanawiałam się czy warto poświęcić wszystko na tą kartę, on
zrobił szybki krok w przód i sięgną po moje ramie. Uchyliłam się
i zasadziłam mu kopniak w brzuch. Złapał moją nogę i wyhamował
uderzenie przy okazji zmusił mnie do padu na płasko na ręce.
Kopniakiem wyrwałam mu się i energicznym wybiciem stanęłam na
nogi, gdzie dostałam silne uderzenie w brzuch. Instynktownie
zwinęłam się, choć ból nie był nie do opanowania. To był mój
błąd. Zdecydowanym ruchem przyszpilił mnie całym swoim ciałem do
ściany. Nie był jakimś kulturystą miał drobną posturę jednak
kryło się w niej niesamowita siła i zwinność. Gonił mnie, przez
co najmniej 4 km a nie był nawet spocony, tym bardziej nie okazywał
żadnych oznak zmęczenia. Jednak ręką wsuną mi pod kark, a drugą
przytrzymywał moje ramie. Z jego palców wysunęły się pazury,
które wyglądały imponująco i sprawiały ból, choć nie posuną
się jeszcze tak daleko, aby przebić skórę. Jego usta były przy
moim uchu, a jego ciało wydawało się atak zimne przy zetknięciu z
moim.
-Mam
cię- Szepną a jego pachnący lawendą otulił mnie i lekko
otumanił.
-Puść
mnie- Warknęłam władczo. Choć wiedziałam, że tego nie zrobi
chciałam odwrócić jego uwagę od mojej wolnej ręki, która
powędrowała do paska po broń.
Jednak
on udaremnił moje starania. Wysuną rękę z pod głowy i zacisną
palce na nadgarstku tylko po to by po chwili przycisnąć ją do
kamiennej przeszkody. Jęknęłam z bólu, gdy moje kości
zatrzeszczały pod naporem jego siły. Na szczęście nie zmiażdżył
mi nadgarstka.
-Bardzo
niegrzeczna z ciebie dziewczynka Anastazjo Isep.- Na dźwięk jego
słów drgnęłam. Skąd on zna moje prawdziwe imię ?
-Nie
ja się nazywam Sara Grajuska.- Odparłam bez zająknięcia.
Jęknęłam, gdy jego szpony głębiej wbiły się w moje ramie.
-Naprawdę
?- Zapytał. Odsuną się ode mnie, zabrał rękę z ramienia, z
której zniknęły szpony i cały czas trzymając mnie za prawy
nadgarstek z rozmachem obrócił się o 180 stopni, co sprawiło, że
z zaskoczenia łupnęłam głową i plecami o betonową ścianę.
Przez chwile zapomniałam jak się oddycha, przed oczami pojawiły mi
się czarne mroczki. Kiedy do mojego ciała wróciła świadomość
rzeczywistości, zdałam sobie sprawę, że siedziałam na betonie
oparta o ścianę, a nade mną stał mój oprawca z mieczem w ręce,
którego koniec spoczywała dokładnie na środku mojej piersi
gotowy, by przebić kość mostka i dosięgnąć serca.
-Nie
kłam złotko. W twojej sytuacji jest to bezcelowe i co najwyżej
morze przysporzyć ci więcej cierpień. – Uśmiechną się do mnie
przymilnie tym razem już nie dostrzegłam kłów, tylko równe białe
zęby. – Ja doskonale zdaje sobie sprawę, że w śród 30 trupów
w tym obskurnym barze gdzie cie znalazłem z moją familią znajduje
się 5 trupów z organizacji watykańskiej przeciwko demonom. Swoją
drogą odkąd ty obiłaś szefostwo ta grupa zaczęła być realnym
zagrożeniem i czymś, czym powinienem się był zająć już kilka
miesięcy temu, ale dopiero zdałem sobie z tego sprawę, gdy
sprawdziłem na własnej skórze, jaka jesteś piekielnie skuteczna.
–Patrzyła na mnie z mieszaniną podziwu i pożądania, co wcale mi
się ni podobało.- To, w jaki sposób mnie uwiodłaś i że o mało,
co nie wpadłem w jedne z tych sideł zrobiło na mnie wrażenie. Tym
bardziej, że przez moją głupotę uratował mnie jedynie łut
szczęścia.
Schował
miecz do pochwy przewieszonej przez ramie i podał mi rękę.
-Ile
masz demonów na sumieniu ?
-Daruj
sobie- Syknęłam i wstałam nie przyjmując jego wyciągniętej
dłoni. Cały czasu sunęłam plecami po ścianie z obawy, że się
przewrócę. Wałczyłam z mroczkami pojawiającymi się przed
oczami.
Nie
zabrał ręki po prostu na nowo przycisną mnie do ściany. Jęknęłam.
-No
nie wstydź się. -Szepną mi do ucha. – Chyba, że wolisz znowu
sprawdzić jak mogę wyciągnąć od ciebie informacje.
Skrzywiłam
się na myśl o następnym bliskim spotkaniu ze ścianą, ale bo
czymś o wiele gorszym.
-
Już dawno odechciało mi się liczyć, jesteście wszyscy tak do
siebie podobni.-Odparłam zmęczonym głosem.
Kłamałam
i on o tym wiedział. Był diabłem oni tworzą z ludzi te podmioty
diabelskie, wszystkie potwor, po to by im służyli w zamian za
rzycie wieczne. Podczas ostatniego polowanie popełniłam błąd , a
w moim zawsze można się pomylić tylko 2 razy, a zaraz będzie mój
drugi raz.
Diabły
można zabić na 3 sposoby cało paleni, odcięcie głowy i
wypatroszenie. Niby nic takiego jednak z powodu ich nadprzyrodzonych
zdolności dość ciężko się do nich zbliżyć a co dopiero
poszatkować.
Oderwał
się od mojego ucha i spojrzał mi w oczy. Spojrzałam na niego
twardo bez strachu i zająknięcia.
-Zanim
zdążyłam choćby mrugnąć wbił mi dwa kły w kark i wstrzykną
jad, który unieruchomił mnie do tego stopnia ze straciłam
świadomość tego, co się wokół mnie dzieje.
-Oł-
Szepnęłam i bezwiednie opadłam w jego ramiona.
Ocknęłam
się z letargu, gdy diabeł wsuwał moje ciało na tylne siedzenie
swojego samochodu, czernego luksusowego BMV. Po chwili wsuną się
obok mnie, położył moją głowę na kolanach i samochód, zapewne
za sprawą wampirzego szofera, ruszył w ciemną noc. Odzyskałam
władze w nogach i w rękach. Szybkim susem zerwałam się z tej dość
niezręcznej pozycji i od razu tego pożałowałam. W głowie mi się
zakręciło, ciemno zrobiło mi się przed oczami a świat przestał
posiadać jakiekolwiek kierunki. Moja głów z cichym łupnięciem
uderzyła o szybę. Walka, potem Ucieczka i przesłuchanie, a na
końcu jeszcze ten jego jad osłabiły mnie do takiego stopnia, że
nie byłam wstanie nawet ustać na nogach a co dopiero się bronić.
W moich myślach pojawiło się widmo nieuchronnego końca. Jęknęłam.
On już siedział bardzo blisko mnie. Wsuną mi rękę pod głowę
bym nie doznawała następnych urażeń podczas jazdy po wyboistych
drogach, a prawą rękę Obią mnie w pasie. Głowę wtulił w moją
szyje. Napawał się moim zapachem, wsuną ręce we włosy. Nie
musiałam długo czekać, aż wysuną język i zaczą nim badać moją
szyje przesuwając się coraz wyżej zatrzymał się na uchu.
-Jesteś
taka słodka. – Mrukną.
Stłumiłam
jęk. Jestem trupem. Choć morze to nie jest najlepsze określenie
lepiej pasuje muchą w pajęczej sieci lub myszą w szponach
jastrzębia. Szczerze wątpiłam, że jak on ze mną skończy
zostanie ze mnie coś więcej niż kości. Jeśli w ogóle coś
zostanie. Jego język przesuną się bardziej w bok w stronę moich
ust, po chwili nasze usta się spotkały, a on zaczą badać moje
usta i bawić się moim językiem. W jednej chwili przez głowę
przeleciało mi tysiące wspomnień, każda sekunda mojego życia
puszczona w przyśpieszeniu od urodzenia do tej felernej nocy w
klubie gdzie familia Droner zepsuła mi akcje na nowo poznany rodzaj
demonów.
Diabły
właśnie tak działają wysysają esencje duszy a jak ofiara jest na
tyle zmotywowana by zgodzić się ofiarować własną dusze w między
czasie pożerają i ją.
Esencji
duszy są dwie jedną z nich jest krew, druga wspomnienia, które tak
bardzo wiążą się z naturą człowieka.
Jednak
on teraz nie żywił się. Jeszcze nie. Na razie tylko smakował,
pomału zaostrzał apetyt i osłabiał wole ofiary, co zwiększało
szanse na posiąść jej duszy.
W
końcu jego usta oderwały się od moich, a ja wróciłam ze swojej
podróży, gdy samochód staną przed schodami do dwu skrzydłowych
drzwi wejściowych. Prowadziły ona do wnętrzna potężnego dworu
pochodzącego zapewne z XIXw. Gdzie panowała niczym niezmącony
spokój i przepych. Luksus tego miejsca czułam ze swojego miejsca.
Mój towarzysz wysuną zabrał ze mnie ręce i wysiadł. Zaszedł od
drugiej strony by pomóc mi wysiąść. Tak jak myślałam nie byłam
wstanie stać o własnych siłach. Wziął mnie w ramiona tak jak bym
była panną młodą i przeniósł przez próg.
Powiem ci zaimponowałaś mi tym opowiadaniem. Diabły, wampiry... Wszystko co fantastyczne, jest moje ukochane;) Choć powiem od razu, że w życiu nie chciałabym być na jej miejscu. Podziwiam ja, biec 4 kilometry? O kurcze, ja bym jednego nie przebiegła, a co dopiero 4?! No chyba, że ktoś będzie mnie gonił, ale też w to wątpię. Nie chce jednak sprawdzać;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie;)