Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

Luty - Imloth [Piszę, bo lubię]


- Mamusiu, czemu mówi się „na zdrowie”?
Niziutka dziewczynka o mądrym wejrzeniu błękitnych oczu wtulała się od dłuższego czasu w nogę swojej matki, zasypując ją masą filozoficznych pytań, które w dość niezgłębiony sposób zjawiały się w jej głowie.
Tarmosiła swoje związane w dwa cienkie warkoczyki jasne włosy, które, z niewielką pomocą drobnych rączek, zdołały w wielu miejscach wyśliznąć się ze splotu i sterczały teraz na wszystkie strony. Uśmiech różowych ust, złożonych w pocieszną podkówkę, miał w sobie coś tak ujmującego, że zmęczona matka zaśmiała się tylko ciepło. Odłożyła na moment drewnianą łyżkę, którą mieszała w miedzianym garnku, po czym wytarła spracowane ręce o zielony fartuch i wzięła córkę na ręce. Pasiaste rajstopki dziewczynki dobrze komponowały się z błękitną sukienką, skromną i śliczną jednocześnie, przez co idealnie wręcz oddającą charakter noszącej ją ruchliwej istotki. Szczupłe paluszki splotły się na ciepłej szyi matki, a odchylona do tyłu postać wyraziła szczere zainteresowanie.
- Mówisz komuś „na zdrowie”, żeby nie był chory, prawda? – zaczęła cierpliwie kobieta. – Kiedy ktoś kichnie, chcesz, żeby wyszło mu to na dobre, a nie żeby musiał leżeć w łóżku pod kołdrą, kiedy inni mogą biegać po podwórku i bawić się w najlepsze, Isiu.
- Czyli... jak powiem tak komuś, to on będzie zdrowy? – zapytała blondyneczka z iście dziecięcą wiarą. Matka odpowiedziała jej skinieniem głowy, odstawiając córkę na drewnianą podłogę. Nie miała zamiaru tracić jej czasu na burzenie pięknych, choć po prawdzie naiwnych światopoglądów.
- Właśnie tak – odparła z leciutkim uśmiechem. – A teraz zmykaj się pobawić! Zawołam cię na obiad.
- Dziękuję! – pisnęła dziewczynka, dygnęła z wdziękiem i już jej nie było. Jak zawsze.

*

Tego roku na zewnątrz było zimno i śnieżnie, a luty nie miał zamiaru otworzyć progów wiośnie. Pomimo tego, że blondyneczka urosła o całe dwa lata – i przy okazji niemal dwadzieścia centymetrów – ledwo było ją widać spod wszystkich warstw swetrów, dwóch szalików i pary kolorowych rękawiczek z grubej wełny, mimo to zaparła się i dzielnie brnęła przez zaspy. Mrużyła oczy, ocierała powieki z roztapiających się płatków śniegu i starała się nie nasypać śniegu do skórzanych kozaczków, bo pamiętała pierwszy raz, gdy przemroziła sobie stopy i mama musiała jechać po lekarza, o co na wsi nie było wówczas tak łatwo.
Minąwszy skrzypiącą i na wpół zamarzniętą furtkę, Isia skierowała swoje kroki w stronę domu. W rękach dzierżyła dzielnie ogromny termos z gorącą zupą, którą zrobiła u babci, bo tylko tam mogła podgrzać taką ilość wody. U nich w domu nie miał kto narąbać drewna, dziewczynka nie miała na tyle siły, a matka – zdrowia.
W progu blondyneczka zrzuciła ze stóp buty i w locie jeszcze zsunęła ze swojej szyi zaplątany szalik, zostawiając go na przybrudzonej podłodze. Cichutko wśliznęła się do sypialni matki i, przestąpiwszy kilka kroków, przysiadła na taborecie koło jej łóżka. Pociągnęła noskiem, zawilgłym od mrozu, i z trudem zabrała się za odkręcanie termosu.
- Wiesz, mamusiu... Babcia dała mi ten termos. Mówiła, że prosto ze wschodu, że radziecki. Że ciężko było go zdobyć. Ale że dla ciebie wszystko – wyszeptała. – I wiesz... – zaczęła znów cichutko i cienko łamiącym się głosem. – Mówiła też, że rosół pomoże na wszystko. Ja myślę, że ona ma rację. Ale...
Łza wyrzeźbiła błyszczącą strużkę na rumianym policzku dziewczynki, gdy ta gwałtownym ruchem odłożyła termos i przypadła do piersi matki, obejmując ją czule. Zmarznięte dłonie dotknęły rozpalonego gorączką czoła, nos dotknął podbródka. Ciemna aura pokoju nie śmiała nawet zakłócić tej chwili, lutowe słońce mignęło gdzieś za zasłoną.
- Ja chciałam powiedzieć ci tylko „na zdrowie”. I to na pewno pomoże bardziej niż... Mówiłaś to, tak samo jak to, żebym nie siedziała na zimnych schodkach. Pamiętam. Ty zawsze masz rację. Więc na zdrowie, mamusiu.
Blada twarz kobiety na moment pojaśniała, okraszona uśmiechem. Obolałe i wiotkie dłonie przylgnęły do pleców córki, przyciągając ją w uścisku. W oczach matki tlił się blask, może zbyt słaby, by przetrwać, ale ta ostatnia iskra jeszcze nie zgasła. Wciąż trwała, bo matka, jak każda zresztą, wiedziała, że nikt inny nie utuli rozedrganego w płaczu ciałka tak czule. Nikt nie zaopiekuje się drobną, kochającą istotką tak dobrze.
Nikt.
Tylko ona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »