Piątek, piąta nad
ranem. Siedzę na parapecie i opieram czoło o szybę. Na zewnątrz
deszcz, krople miarowo uderzają w liście klonu, na który patrzę,
a którego nie widzę. Znów obudziłam się po drugiej i nie mogłam
zasnąć. Przez Ciebie. Piąta była naszą godziną, właśnie wtedy
się poznaliśmy. Pamiętasz ten dzień? Wracałam nocnym autobusem
do domu, sama, z imprezy u mojej przyjaciółki. Usiadłam z tyłu,
zaraz pojawił się jakiś chłopak i zaczął ze mną rozmawiać.
Podrywał mnie, ale ja wyraźnie dawałam mu do zrozumienia, że
chcę, aby dał mi spokój. Był pijany, położył mi rękę na
kolanie. Stałeś niedaleko. Rzuciłam Ci błagalne spojrzenie, a Ty
jak gdyby nigdy nic podszedłeś, klepnąłeś go w ramię i
powiedziałeś, że ma spadać od Twojej dziewczyny. Nikt przy
zdrowych zmysłach by z Tobą nie zadarł – miałeś na sobie
koszulkę, która opinała dość dokładnie świetnie wyrzeźbione
mięśnie. Co pomyślałam? Że chciałabym, aby to była prawda z
tym, że jestem Twoją dziewczyną. Tamten chłopak odszedł, a Ty
przedstawiłeś się i zapytałeś, czy możesz usiąść. To, że
się zgodziłam, było najlepszą decyzją w moim życiu.
Zaczęliśmy rozmawiać.
Nawet nie zauważyłam, kiedy minęliśmy mój przystanek,
zorientowałam się dopiero niedaleko zajezdni. Roześmiałeś się i
powiedziałeś, że skoro to Twoja wina, musisz mnie odprowadzić. I
dodałeś, że nie wiedziałeś, że tak działasz na kobiety. Nie
próbowałeś mnie zwodzić ani udawać kogoś, kim nie jesteś, cały
czas patrzyłeś mi w oczy, a ja czułam się tak, jakby świat
przestał istnieć. Kiedy szliśmy w stronę mojego bloku, nagle
zatrzymałeś się i chwyciłeś mnie za rękę. Przyciągnąłeś
mnie do siebie, uniosłeś dłonią podbródek i pocałowałeś, tak
po prostu. Nie szukałeś zgody, jakbyś brał to, co Ci się należy.
Podobała mi się Twoja stanowczość i oddałam pocałunek,
zastanawiając się, dlaczego wszystko wokół wiruje. Nigdy nikt tak
na mnie nie działał.
Kiedy wreszcie mnie
wypuściłeś, nogi miałam jak z waty. Powiedziałam Ci to, a Ty
odparłeś, że już nigdy nie musisz wypuszczać mnie ze swoich
ramion, jeśli tylko tego zechcę. To brzmi jak banał, tani romans
kupiony od ulicznego sprzedawcy i czytany przez nastolatkę w
tajemnkicy przed rodzicami, ale tak było. Czułam się, jakbym
wygrała los na loterii. Nawet przez chwilę nie miałam wrażenia,
że robię coś niewłaściwego, pomimo że całowałam całkiem
obcego chłopaka! Nie chciałam już wracać do domu, marzyłam, żeby
czas się zatrzymał. Poszliśmy usiąść na ławce i tam zastał
nas świt. Powiedziałeś, że jest piąta nad ranem, w piątek, a ja
pewnie mam rano zajęcia. „Zajęcia, jakie zajęcia?”, miałam
ochotę spytać. Zakochałam się, a Ty chciałeś sprowadzić mnie
na ziemię. Śmiałeś się, że ludzie tak szybko się nie
zakochują, a ja po prostu zwariowałam przez hormony. Wstałeś i
powiedziałeś, że musisz już iść, pocałowałeś mnie na
pożegnanie i odszedłeś, wesoło pogwizdując.
Nie odezwałeś się ani
następnego dnia, ani tygodnia, ani miesiąca. Niemal rok później
zobaczyłam Cię w parku, zupełnie przypadkiem. Szedłeś obok
młodej kobiety w zaawansowanej ciąży, obejmowałeś ją ramieniem,
a ona coś Ci opowiadała. Dostrzegłeś mnie i uśmiechnąłeś się
smutno, a ja odwróciłam głowę, żebyś nie dostrzegł moich łez.
Cały ten czas zastanawiałam się, co Cię zatrzymało w odezwaniu
się do mnie, szukałam usprawiedliwień, a to okazało się tak
banalne – zostaniesz ojcem, może jesteś już mężem. Gdy
odchodziłam, odruchowo spojrzałam na zegarek. Piąta, tym razem po
południu. To dziwne, jaki ta godzina ma wpływ na naszą znajomość.
Najśmieszniejsze jest chyba to, że minęło dokładnie pięć lat
od tamtego dnia, a ja nadal wracam wspomnieniami do smaku Twoich ust.
Piąta nad ranem to nadal Twoja godzina w moim życiu. Kiedy się
wtedy budzę, zastanawiam się, jak by to było, gdybyś wtedy
zadzwonił.
Ciekawa historia, która wzrusza. Potrafiłaś sprawić, ze czułam się jak bohaterka opowiadania, tylko mi na końcu pozostał niesmak do chłopaka, który okazał się chamem i łamaczem bidnego serca tej dziewczyny... nieszczęśliwa miłość.
OdpowiedzUsuń