Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

"Idealny mąż" - Lady House [Piszę, bo lubię]


Adam siedział przy stole. Spuszczoną głowę oparł na rękach i wpatrywał się we wzór na niebieskiej ceracie. Przyglądał się miejscom, w których delikatnie zaczynała się przecierać, błękit zaczynał ustępować bieli, która znajdowała się pod nadrukiem. Widział tylko kawałek materiału, ale właściwie to wystarczyło, aby pomyślał o swojej rodzinie. Był żonaty – o tym świadczyła czystość stołu. Bywał u swoich niezamężnych kolegów i widział, jaki syf może panować na miejscu przeznaczonym do serwowania posiłków. Kumplom nie był potrzebny, bo albo jadali na mieście, albo po prostu zamawiali pizzę; nawet gdyby umieli gotować, to komu chciałoby się to robić dla jednej osoby? Czasem im zazdrościł, to prawda – nie musieli się martwić o nikogo. W sobotę, jeśli chcieli spać do południa, nikt nie krzyczał im nad uchem, że trzeba jechać na zakupy, poodkurzać, wyjść z psem na spacer czy wynieść śmieci. Mogli na okrągło oglądać mecze, żużel czy skoki narciarskie i nikt nie marudził, że właśnie zaczyna się nowy odcinek serialu, w którym wydarzy się tyle niespodziewanych wypadków i nie można go opuścić. Zawsze odpuszczał; szedł do gabinetu i siadał z książką, czasem z gazetą, pozwalając sobie na zanurzenie się, dla odmiany, w świat liter zamiast cyfr.
Niemniej jednak nie zazdrościł samotnym kumplom – dla nich nikt nie prał, nie prasował, nie martwił o cerowanie skarpetek ani o to, czy wzięli do pracy drugie śniadanie. Cenił to, jak bardzo zorganizowana była jego żona, jak starała się o niego dbać. W ten sposób okazywała mu swoją miłość: nie przytulaniem, całowaniem i czułymi słówkami, choć i to się zdarzało, ale właśnie opieką i troską. Czasem żartował, że w ich małżeństwie role są odwrócone i to ona zachowuje się tak, jakby nosiła spodnie. Z nich dwojga to on popłakiwał na melodramatach, kupował świąteczne prezenty i wysłuchiwał problemów przyjaciół domu. Wiele razy słyszał od kobiet, że jest ideałem. Pomimo empatii i wrażliwości, potrafił być męski, naprawić cieknący kran lub rzężący samochód czy złożyć meble. Dużo się uśmiechał i zawsze starał się pomagać innym na tyle, na ile mógł. Żona czasem się o to wściekała; w środku nocy potrafił pędzić do kumpla, któremu nawalił na środku drogi samochód czy zabrać do siebie dzieci siostry, aby ta mogła spędzić romantyczny wieczór z mężem.
Marzena bywała zła, zdarzało jej się nawet wściec; jego kobieta miała konkretny temperament. W końcu tym mu zaimponowała – to ona zaprosiła go na randkę. Przyszła do prowadzonego przez niego biura, aby jako świetny księgowy pomógł jej rozliczyć kilka faktur, a po skończonej pracy zaproponowała kawę. Sam by to zrobił, ale ta kobieta wydawała mu się zbyt władcza, zbyt energiczna i zbyt piękna, aby móc łudzić się, że ma u niej jakiekolwiek szanse. Mimo wszystko chętnie skorzystał z jej oferty i ani się obejrzał, a już zostali parą, spędzali weekendy na wycieczkach za miastem, leżąc w łóżku planowali przyszłość, by wreszcie stanąć na ślubnym kobiercu i wykrztusić zdławionym głosem sakramentalne „tak”. To znaczy, jego głos był zdławiony, ona nie nigdy nie płakała, uważała to za oznakę słabości. Kiedyś powiedziała, że trochę zazdrości mu umiejętności okazywania wszystkich uczuć, jakie się w nim burzą. Sama kryła się za maską obojętności. U niego uważała to za urzekające.
No, przynajmniej na początku. Potem zauważył, że denerwuje ją wszystko, cokolwiek by nie zrobił. Zaczęło jej przeszkadzać, że przepocone koszule rzuca na oparcie fotela, a nie od razu do kosza na pranie, że nieodpowiednio ustawia naczynia w zmywarce, że chrapie. Rozumiał, że to może być irytujące, ale przecież robił to zawsze i nigdy nie usłyszał najmniejszego słowa skargi. Kiedy próbował ją pocałować, obracała głowę, z uścisku szybko się wyplątywała, tłumacząc, że ma jeszcze masę sprawdzianów do sprawdzenia (nauczycielka plastyki?), a o seksie mógł zupełnie zapomnieć. Warczała, gdy tylko poczuła jego dłoń na swoim udzie czy brzuchu, narzekała na ból głowy i zmęczenie. Odpuszczał; zasypiała, a on przewracał się na plecy, patrzył w sufit i myślał, co jej się stało. Doszedł do wniosku, że teraz, kiedy nauczycielskie etaty dotyka redukcja, jego żona pewnie boi się o utratę posady. A gdzie potem, jako plastyczka, znajdzie pewną i stabilną pracę? Wiedział, że ona uwielbia te dzieciaki i poświęca im wiele czasu. Często zastanawiał się, dlaczego nigdy nie chciała mieć własnych. Gdy ją o to pytał, zawsze mówiła, że jest jeszcze za młoda i nie czuje się gotowa na macierzyństwo, natomiast tuż po trzydziestych urodzinach tłumaczyła, że nie czuje potrzeby posiadania potomstwa, wystarczy jej kilka setek rozwrzeszczanych uczniów podstawówki, w której uczyła i nie ma ochoty z jednego piekła wracać do drugiego. Rozumiał ją. Przecież to byłyby nowe obowiązki głównie dla niej, poza tym ciąża i poród to ogromne obciążenie dla organizmu, a ona była taka drobna i szczupła. Czasem dziwił się, jak taki temperament zechciał zagnieździć się w tak wątłym ciałku. Na pozór krucha jak szkło, w rzeczywistości twardsza niż diament.
Nigdy, przenigdy nie przyszłoby mu na myśl, że go zdradza. Miała wady, owszem, ale dotrzymywała umów i obietnic. A jemu wierność przysięgała przed Bogiem. Ufał, że takie zobowiązanie ma moc większą niż wszystkie inne, mniej lub bardziej przemyślane przyrzeczenia, które złożyła w życiu. Gdy przez tydzień z rzędu słyszał, jak jego żona wymiotuje o poranku w łazience, zastanawiał się, czy nie jest chora. Zwalał to na stres – ostatnio popołudniami i wieczorami prowadziła w domu kultury w sąsiednim mieście zajęcia plastyczne i nowa sytuacja mogła niekorzystnie wpłynąć na jej organizm. Namawiał ją, by to rzuciła, ale zapewniała, że niedługo zupełnie oswoi się z tą sytuacją i przestanie miewać sensacje żołądkowe. Nagle polubiła jedzenie w łóżku, ogórków, lodów, czekolady. Kiedy on się stresował, też więcej jadł, dlatego uznał, że to normalny objaw i sam podsuwał jej kolejne smakołyki.
W czwartkowy wieczór wróciła wyjątkowo późno. Od kilku miesięcy regularnie pojawiała się w domu po nim, ale obiad zawsze był ugotowany, więc nie miał właściwie na co narzekać. Akurat czytał wtedy w gabinecie, nawet nie dlatego, że lubił – chciał zabić czas. Miał dla niej niespodziankę. Wreszcie udało mu się znaleźć kompetentnego współpracownika; szkolił go od jakiegoś czasu i wiedział, że poradzi sobie, jeśli zostanie sam na krótki okres. Adam zdecydował się skorzystać z okazji, iż zleceń było mniej niż zawsze i wziąć kilka dni urlopu. Miał nadzieję, że wyjazd na nowo zbliży go do żony i będzie tak, jak było dawniej, kiedy byli młodym małżeństwem.
Kiedy usłyszał chrobot klucza w zamku, poderwał się i poszedł do przedpokoju. Jak najszybciej chciał jej opowiedzieć o niespodziance, jaką dla nich szykował. Wiedział, że zbliżają się ferie zimowe, nawet dzwonił do dyrektora szkoły, by upewnić się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by Marzena mogła wyjechać z nim do Egiptu. Zachowywał się jak mały chłopiec, który niecierpliwie przebiera nogami i wierci się, bo chciałby jak najszybciej sprawić radość najbliższej osobie.
Marzena weszła do domu i popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Nigdy nie czekał w drzwiach, często krzyczał coś na powitanie, siedząc w gabinecie bądź pijąc kawę przy kuchennym stole.
― Chciałbym z Tobą pogadać ― powiedział, jak gdyby odpowiadając na jej niezadane pytanie. Wzruszyła ramionami i skierowała się do kuchni. Usiadła przy stole, ułożyła przedramiona na blacie, a dłonie splotła. Westchnęła głośno.
― Pozwól, że ja zacznę, Nie przerywaj, proszę cię. Posłuchaj. Ostatnio nam się nie układa... Prosiłam, nie przerywaj, utrudniasz mi to, okej? No więc ja... Poznałam kogoś. Kilka miesięcy temu. On jest zupełnie inny niż ty, nie siedzi ciągle w papierach, prowadzi taką małą restaurację obok domu kultury. Poszłam tam kiedyś na kawę i się dosiadł, zaczęliśmy rozmawiać. I tak wyszło, ja wiem, co pomyślisz, ale tak czy siak się dowiesz: będę z nim miała dziecko. Nie planowałam tego, ale w sumie się cieszę, on też się cieszy. Wiem, że nie jest twoje, przecież my nie... Adam, słuchasz mnie? ― przerwała słowotok, bo zobaczyła nieobecny wzrok męża przesuwający się po ścianie. ― Adam, ziemia do Adama!
― Ja dla ciebie... Kurwa, ja dla ciebie zrobiłbym więcej niż wszystko, niemożliwe by mi się udało, a ty mi mówisz, że mnie zdradzasz? Że będziesz miała dziecko, dziecko innego faceta?! I tak sobie siedzisz przy tym kurwa stole i myślisz, że ja to spokojnie przyjmę, pogratuluję i pójdę się pakować?! ― Pierwszy raz widziała, żeby wpadł w taką furię. Uderzył ręką w stół tak mocno, że zdziwiła się, że jej nie złamał. ― Zniszczyłaś mi życie, rozumiesz, ROZUMIESZ?!
Potem osunął się na ścianie i zaczął płakać. Nigdy nie widziała, żeby mężczyzna tak się zachowywał. Patrzyła na niego z mieszanką obrzydzenia i ciekawości. Zrozumiała, że to nie jest facet, wyszła za babę, która nie potrafi na klatę przyjąć, że coś idzie nie po jej myśli.
― Życie to ja z tobą zmarnowałam. Teraz wiem, co to miłość i jak piękny może być seks! Myślisz, że chociaż raz było mi z tobą dobrze? Nie masz jaj, chłopie, wreszcie mogę ci to powiedzieć, zawsze chowasz się za moją spódnicą, do niczego się nie nadajesz ― koloryzowała, ale teraz chciała, żeby cierpiał jeszcze bardziej, żeby udławił się własną żałosnością i beznadziejnością.
Nawet nie zauważyła, kiedy wstał. Zobaczyła tylko błysk noża w jego dłoni, a potem wszystko pochłonęła ciemność.

***

Adam opuścił ręce i podniósł głowę. Spojrzał na zegarek. Piąta nad ranem. A zatem był już piątek. O ósmej powinien iść do pracy, potem wrócić o siedemnastej do domu, zjeść obiad, wziąć książkę i poczekać na powrót Marzeny. Uśmiechnął się, choć to wcale nie było zabawne.
― Widzisz, kochanie, mieliśmy być tacy szczęśliwi, a ty to spieprzyłaś ― powiedział do odciętej głowy postawionej na środku stołu. Reszta ciała leżała bezwładnie obok krzesła, na którym siedziała jego żona, kiedy jeszcze była jednym kawałkiem. W zwłoki wbite były trzy największe noże, jakie mieli w domu. Gdy oszalały uderzał nimi w Marzenę, cieszył się, że tak często kazała mu je ostrzyć; nawet kości nie stawiały oporu.

***

― Halo, policja? Chciałbym zgłosić, że właśnie zabiłem swoją żonę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »