Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

Fragmenty - Fleur De Lys [Piszę, bo lubię]

            Ciemnopopielate chmury przypominały kłęby dymu. Zasłały sobą całe niebo, nie zostawiając nawet szczeliny, przez którą mogłoby przebić się słońce. Właściwie od kiedy zamieszkałam w tym miejscu, zastanawiałam się czasem, czy ono jeszcze istnieje.
            Przez okno wlatywało chłodne powietrze. Wyczuć dało się w nim wilgoć, choć jeszcze nie padało.
            Usłyszałam warczenie samochodu. Nieczęsto zapuszczano się w tę boczną drogę, otoczoną z dwóch stron przez długie ściany gęstych drzew i krzewów. Wychyliłam się przez framugę, opierając ręce na zewnętrznym parapecie. Ciężarówka. Nie mogła mieć innego powodu, żeby tutaj podjechać, jak przywiezienie mebli Harriet i Adama. Wkrótce z wnętrza samochodu dwóch mężczyzn wyniosło zafoliowane łóżko. Obserwowałam, jak gawędząc, nieśli je w kierunku wejściowych drzwi. Następnie przenosili biurko, później komodę… a z każdym kolejnym meblem ich chęć rozmowy malała, a zastępowało ją sapanie.
            Znudzona monotonią tego przedstawienia zamknęłam okno. Chwilę potem pierwsze krople deszczu spadły na szybę, a ześlizgując się z niej, zostawiały długie ślady. Opadłam na miękkie łóżko, przykryte atramentową narzutą z krótkimi frędzlami. Oczy szczypały po nieprzespanej nocy, z pewnością były przekrwione. Trudno, będę straszyć przy obiedzie. Zresztą to mój dom i nic nikomu do tego, jak wyglądam, pomyślałam. Przymknęłam powieki, jednak nie czułam się zmęczona na tyle, by zasnąć.
Rumor przeprowadzki niósł się echem po korytarzu, uderzając o drzwi pokoju. Słuchałam szurania i dwóch męskich głosów, przeplatających się ze sobą w tłumionych przekleństwach i rozkazach. Westchnęłam ze zrezygnowaniem, zmęczona powtarzalnością dźwięków. Z szafki nocnej wysunęłam szufladę. Na samym dnie, ukryta pod stosem kolorowych czasopism, leżała czarno-biała fotografia, pożółkła ze starości. Spoglądała z niej trójka rodzeństwa, uśmiechając się do mnie z dziecięcą szczerością.
(…)
Gdy wróciłam z dalekiej podróży po wspomnieniach, zorientowałam się, że rumor na korytarzu ustał. Wkrótce jednak rozeszły się po nim kroki – drobne i ciężkie. Tak stąpała tylko mama. Zapukała do drzwi donośnie, jakby robiła to kołatką, po czym weszła bez zaproszenia.
            – Obiad na stole – powiedziała, wetknąwszy głowę do pomieszczenia.
            – Już idę – mruknęłam do znikającej już postaci.
            Przyzwyczaiłam się już do jej obojętności, przeplatanej czasem złością i ganieniem, rzadko dobrym słowem.
            Zwlekłam się niechętnie z łóżka. Szurając kapciami podążyłam w stronę kuchni. Nikogo jeszcze nie było. Zajęłam miejsce przy stole, to samo od lat. Rozłupałam widelcem prawie idealnie okrągłego, parującego ziemniaka.
– Cześć, Sophie – przywitała mnie Harriet. Spojrzałam na nią beznamiętnie, a jej kąciki ust poszybowały w górę. Co jak co, ale jej uśmiech był najszczerszym, jaki od dłuższego czasu udało mi się zobaczyć. Na powitanie nie odpowiedziałam. Wróciłam wzrokiem na talerz.
– Sophie! – Ukąsił mnie głos matki. Odpowiedziałam stukaniem widelca o talerz przy rozdrabnianiu jedzenia.
Nie, nie byłam tak do końca egoistką. Nie chciałam ich w moim świecie, by nie przeniosły się na nich moje problemy.

– Musicie się do tego przyzwyczaić. – Wyraźnie widziała potrzebę wytłumaczenia mojego zachowania. Na szczęście mogła je zwalić na schizofrenię. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »