Mgła
była tak gęsta, że nie widziałam własnych stóp. Gęsta, wilgotna i zimna. Szłam
przed siebie, nasłuchując. Do moich uszu docierały dziwne, stłumione dźwięki:
pluskanie, szelest, odgłos łamanych gałązek. Skrzyżowałam ramiona, bo nagle
przeszedł mnie dreszcz. Czułam, że idę we właściwym kierunku, choć nie
widziałam drogi przed sobą. Po chwili tuż nade mną zaskrzeczał ptak. Zrobiłam
jeszcze kilka kroków i poczułam, że wchodzę w coś zimnego i mokrego. Tak, to
była woda. Cofnęłam się i ruszyłam wzdłuż brzegu. Wiedziałam, że dotarłam do
rzeki, bo w nos aż szczypał mnie jej mokry, stęchły zapach. Moje buty zapadały
się w miękką, namokłą ziemię. Niespodziewanie usłyszałam zupełnie nowy dźwięk,
o wiele wyraźniejszy. Jakby coś ciężkiego wynurzyło się z wody. Nagle na prawej
nodze poczułam zimny dotyk. Coś mnie przytrzymało w pół kroku. . Schyliłam się
i zobaczyłam alabastrowobiałą rękę zaciśniętą na mojej kostce. Jeszcze jeden
plusk i mgła jakby się przerzedziła. Zobaczyłam twarz o zamkniętych oczach,
bladą, poprzecinaną niebieskawymi żyłkami, otoczoną strąkami mokrych włosów. A
potem resztę ciała spowitego w niebieską sukienkę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz