Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

Anioły Śmierci - Rena [Piszę, bo lubię]

Gdy Mia Ross ocknęła się, nie wiedziała gdzie jest. Wzrok płatał jej figle, a głowa ani trochę w niczym nie pomagała. Patrzyła smętnym wzrokiem w dziwny, pokryty deskami sufit. Wiedziała, że leży na czymś miękkim. Chciała odwrócić się na drugi bok, wtedy jednak to coś, na czym leżała, po prostu się skończyło, a dziewczyna runęła jak długa na ziemię. Trochę skołowana podniosła się z niej, po czym usiadła na tym zdradzieckim meblu. Rozejrzała się dookoła, jeszcze nie do końca rozumiejąc swoją sytuację. Siedziała w jakimś niewielkim pomieszczeniu. Po prawej stronie miała dziwne rozsuwane drzwi, osłonięte czerwoną kotarą. Naprzeciwko siebie coś, co przypominało kanapę, ale nie do końca nią było. Zaraz na nią stała niewielka umywalka z lusterkiem. No i to byłoby na tyle w opisywaniu mebli. Zresztą nic więcej by się już tam nie zmieściło. Gdy spojrzała w lewo zobaczyła duże, rozciągające się na całą ścianę, okno. Wstała i lekko chwiejnym krokiem podeszła do niego. To, co zobaczyła, przywróciło jej jasny umysł. Mia zobaczyła pustynię. Dużą pustynię, z czerwonym piaskiem. Nawet na Saharze nie było tak czerwonego piasku. Gdzie niegdzie widać było jakiś czarny wyschnięty krzak, ale nic prócz tego. Nawet kaktusów nie było! Mia spojrzała trochę wyżej i wtedy przeraziła się. Niebo było ciemne, pokryte kolosalną ilością gwiazd. Nigdy wcześniej nie widziała ich tylu, a przecież nie jeden raz spała pod gołym niebem. Jednak nie to ją tak wystraszyło. Były to księżyce, które zobaczyła na niebie. Nie był on jeden, ale aż dwa. I do tego były o wiele większe niż to ten, który było widać normalnie na niebie. Te wydawały się cztery razy większe. Jeden z nich wyglądał normalnie, tylko trochę powiększony. Drugi zaś, który skrywał się za nim, był jeszcze większy i do tego czerwony. Mia nie wiedziała, czemu tak jest, ale ten fakt ją przeraził. Po tym zauważyła jeszcze jedną rzecz. To coś jechało. Obraz non stop przesuwał się, choć krajobraz w ogóle się nie zmieniał.
Po chwili Mia omal nie wybuchła śmiechem. To musi być sen. To nie mogło być nic innego niż sen. Przez chwilę bardzo intensywnie próbowała się obudzić, ale jej starania poszły na marne.
Niczym w transie ruszyła w stronę drzwi. Gdy wyszła, ukazał się jej niewielki korytarzyk. Dopiero wtedy zorientowała się gdzie jest. To musiał być pociąg. Często musiała przecież takimi jeździć do szkoły. Brud, smród i ubóstwo. Tylko te trzy słowa są w stanie to wszystko opisać. Ten natomiast, ku jej wielkiemu zdziwieniu, był naprawdę czysty. Na ziemi był rozłożony czerwony dywanik. Mia doszła do wniosku, że ktoś tu musiał mieć po prostu obsesję na punkcie tego koloru. Wszystko było czerwone.
Ruszyła wzdłuż korytarza, próbując znaleźć jeszcze jakiegoś człowieka. Przeszła całą jego długość, ale nie znalazła nikogo. Pełna przerażenia wróciła z powrotem. Stanęła przed umywalką i odkręciła wodę. Zdziwiła się naprawdę, gdy zobaczyła, jak przeźroczysta ciesz zaczyna lecieć dużym strumieniem z rur. Tego się nie spodziewała. Ochlapała twarz zimną wodą, a po tym jeszcze się uszczypnęła. Sceneria, w której przebywała jednak się nie zmieliła. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Szare oczy były otwarte szeroko. Było widać czający się w nich strach. Mia zawsze starła się ukrywać takie emocje. Nie chciała, aby inni mogli wykorzystać je przeciwko niej. Po tym przesunęła swój wzrok po małym, usianym piegami, nosie i małych lekko wydętych ustach. Po tym zerknęła na swoje włosy. Podobnie jak oczy były szare i sięgały jej aż do końca pleców. Nie lubiła ich ścinać. Lubiła, gdy były długie i dało się z nimi zrobić wszystko. Najczęstszą jej fryzurą był wysoko upięty kok. Teraz  włosy opadały jej jednak na plecy.
Mia usiadła zrezygnowana. Nie wiedziała, co ma zrobić, ani jak uwolnić się z tego dziwnego pociągu. Wtedy jak na zawołanie otrzymała odpowiedź. Pociąg bez żadnego ostrzeżenia zahamował tak gwałtownie, że dziewczyna upadła na ziemię. Klnąc zadawała sobie pytanie, kto go prowadzi i jaki idiota dał mu na to pozwolenie. Powoli wstała. Wtedy też usłyszała cichy, lecz stanowczy głos, który pojawił się w jej przedziale.
-Mia Ross jest pilnie proszona o wyjście z pociągu.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła szukając źródła tego głosu. Nie znalazła jednak  żadnego głośnika, ani człowieka, który mógłby to powiedzieć. Z lekkim strachem wyszła z przedziału, po czym ruszyła w stronę drzwi. Gdy wyszła, to znalazła się na betonowym podeście. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła kawałek dalej dwie postacie. Ruszyła w ich stronę, mając nadzieję, że jej pomogą. Jednak, im bliżej ich się znajdowała, tym większego miała stracha.
-Ty jesteś Mia Ross? – zapytała dziewczyna, zanim Mia zdążyła w ogóle się odezwać.
            Spojrzała na nią zdziwiona, ale pokiwała głową. Dziewczyna, która stała przed nią miała czarne, krótkie włosy i niewielkie okulary na nosie. Była strasznie blada i chuda.
            Koło niej, podpierając słup stał chłopak, który przewyższał ją prawie o głowę. Miał czarne, krótkie włosy i tego samego koloru oczy, które przewiercały ją na wskroś. Mia odwróciła wzrok, gdy się odezwał.
            -To musiała być ona. Nikt więcej przecież nie jechał tym pociągiem.
            Dziewczyna stojąca obok niej opuściła wzrok, lekko się rumieniąc. Mia zorientowała się, że był to ten sam głos, który usłyszała jeszcze chwilę temu w pociągu.
            Dziewczyna szybko podniosła jednak głowę i spojrzała z lekkim przestrachem na Mie.
            -Witam w Porcie Mio Ross – zaczęła, a jej głos był ledwo słyszalny. – Za chwilę zaprowadzimy się do…
            Mia jednak nie pozwoliła jej zakończyć.
            -W jakim Porcie? – zapytała prawie krzycząc. – Ja nie chcę do żadnego portu. Ja chcę do domu. – Jej głos zabrzmiał jak u małego dziecka.
            Chłopak spojrzał na nią, jakby zobaczył najgrubszą istotę na świecie.
            -Nie możesz wrócić do domu. Z Portu nie ma ucieczki – powiedziała cicho dziewczyna, a Mia miała ochotę zabić ją wzrokiem. Tamta skuliła się w sobie. Było widać, że była nieśmiała. Mia natomiast była zbyt wybuchowa i zbyt niecierpliwa.
            -Jak to nie ma ucieczki? – Wyciągnęła rękę do dziewczyny, jakby chciała ją udusić. – Jak to nie ma ucieczki? Zaraz wsiądę to tego pociągu i… - Jednak, gdy się odwróciła, jego już nie było. Po prostu zniknął.
            Mia nie zdołała przełknąć przekleństw, które pojawiły się w jej głowie. Klnąc rzuciła się w stronę dziewczyny, która tak na prawdę nic jej nie zawiniła. Pewnie by coś jej zrobiła, gdyby nie to, że w ostatniej chwili chłopak odsunął ją na odległość ramion. Minęła chwila, nim Mia się uspokoiła.
            Spojrzała na niego z furią w oczach.
            -Gdzie jestem? Co tu robię? – wysyczała w jego stronę.
            Tamten spojrzał na nią, jak na nic niewiedzące dziecko.
            -Jesteś w Porcie – zaczął takim głosem, jakby tłumaczył małemu dziecku. – Miejscu pomiędzy życiem, a śmiercią. Oddałaś swoją duszę, aby ratować brata, więc trafiłaś właśnie tu. Stałaś się potępioną. – Mia już chciała powiedzieć, że to nie jest prawda, bo niczego takiego nie pamięta, gdy on po prostu spojrzał na nią tak, że wszystkie chęci z niej uleciały. – Nie wysilaj swojego móżdżka i tak sobie niczego nie przypomnisz. Tak jak już wcześniej było powiedziane, stąd nie ma ucieczki. A teraz pójdziesz z nami nie robiąc żadnych sztuczek do budynku administracyjnego, gdzie wytłumaczą ci resztę.
            Mia miała tej sytuacji już powyżej uszu. Musiała znaleźć się w jakimś wariatkowie. Ten chłopak gadał same głupoty. Spojrzała jednak na niego i zapytała, aby zaspokoić swoją ciekawość.
            -A wy, kim jesteście?
            Chłopak wypiął dumnie pierś, a Mia miała ochotę wziąć jakąś szpilkę i przebić to jego przerośnięte ego.
            -Rzecz jasna Aniołami Śmierci.
            Mia miała ochotę wybuchnąć mu śmiechem w twarz. Oni mieli być aniołami śmierci? Nie zrobiła tego jednak i zadała jedno z najgłupszych pytań, jakie tylko przyszły jej do głowy.
            -A co takiego robicie?
            Chłopak się zamyślił, a ona w tym właśnie momencie zobaczyła swoją szansę na ucieczkę. Najpierw wycofała się kilka kroków do tyłu, a po tym odwróciła się i biegła najszybciej jak tylko potrafiła. Gdy myślała, że żadne z nich już jej nie dogoni, stało się coś dziwnego. Chłopak, którego jeszcze chwilę temu widziała za sobą, stał przed nią. Dość brutalnie złapał ją w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Mii nie pozostało nic innego, jak tylko uderzać w jego plecy i wykrzywiać obraźliwe komentarze w jego kierunku. Szybko jednak tego zaprzestała, gdy usłyszała jego śmiech.
            -Nie wiem, co jest śmieszącego w tym, że zachowujemy się jak Shrek i Fiona.
            To, co powiedziała wywołało w nim jeszcze więcej śmiechu.
            -O tak, będziemy tak jak oni. Okaże się niedługo, że jesteś taka jak ja. Poproszę cię o rękę, a po tym będziemy mieli trójkę słodkich dzieci. – Ucichł na chwilę. – Oczywiście racz zauważyć, że ja jestem o wiele przystojniejszy od Shreka.

            Mia zrobiła się cała czerwona na twarzy. Nienawidziła go. Nienawidziła całego tego miejsca. Miała ochotę go zabić. Wszystko jedno jak, byleby tylko więcej nie musiała wysłuchiwać jego głosu. To właśnie stało się jej celem: zabije go, a po tym stąd ucieknie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »