Zawsze,
gdy widzę gdzieś serduszko Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy,
w moim sercu też robi się cieplej. Myślę, jakby to było, gdyby w
styczniu nie odbywał się kolejny finał, jak wiele szpitali nie
uzyskałoby nowego sprzętu medycznego, jak wielu pacjentów nie
miałoby szans na wyleczenie...
Dziś
zobaczyłam karetkę, na której pojawił się napis „DAR WOŚP DLA
MIASTA KRAKOWA” i uświadomiłam sobie, jak to dobrze, ze mamy
Jurka Owsiaka! Ma wielu krytyków, ale fakty są niepodważalne: kto
inny potrafi w ciągu kilku dni zebrać miliony złotych na akcji
charytatywnej? Działa z rozmachem, bo zdobył zaufanie Polaków i
wiedzą, że można mu zaufać, bo pieniądze trafią tam, gdzie
powinny – do potrzebujących. Mało kto, widząc wolontariusza z
puszką WOŚP, przechodzi na drugą stronę ulicy. Przeciwnie –
ludzie w dniu Wielkiego Finału wychodzą na ulice przede wszystkim
po to, aby móc oddać kilka złotych na pomoc chorym i cierpiącym.
Polacy widzą sens we wspieraniu Orkiestry, ponieważ efekty zbiórek
są widoczne w prawdopodobnie każdym szpitalu w kraju – pieniądze
zmieniają się w specjalistyczny sprzęt medyczny. Razem z Jurkiem
Owsiakiem budujemy coś pięknego – tradycję. Każdy, nawet
dzieci, wie, że w styczniu jest finał, bo to widać i słychać –
na ten czas zapominamy o polityce, wypadkach, doniesieniach ze świata
sportu – wszystko w mediach podporządkowane jest relacjonowaniu
tego, co dzieje się u „grających do końca świata i jeden dzień
dłużej”. To piękne, gdy idąc ulicą, widzi się że niemal
każdy w tłumie ma na kurtce czerwone serduszko z białym napisem.
To budujące, że potrafimy na ten jeden dzień się zjednoczyć i
zapomnieć o nienawiści, zazdrości i nieżyczliwości. Może nie
budujemy masowo domów, nie wspieramy sierot w Afryce i nie walczymy
z HIV, ale orkiestra to coś innego. Jednoczymy się w obliczu idei –
idei zapoczątkowanej kilkanaście lat temu! To zdumiewające, jak
długo wspieramy Orkiestrę, a jeszcze bardziej szokuje, że niemal
co roku pada rekord dotyczący wysokości zebranej sumy. Nikomu się
nie znudziło, nikt nie marudzi, że wolontariusze znów chcą go
„oskubać”. Nie wtedy, gdy kwestuje Orkiestra. I nie mówcie mi,
że to naród egoistów i skąpców – wystarczy wejść do
pierwszego lepszego szpitala i zapytać, co ufundowała Orkiestra.
Czasem nawet nie trzeba pytać, wystarczy wymowne serduszko naklejone
na aparaturze. Ilość zakupionego sprzętu świadczy jedynie o tym,
jak wielkie i wcale nie wyłącznie samoprzylepne serca mają Polacy.
Pomaganie
ma wiele twarzy. Przed świętami robimy prezenty najuboższym
rodzinom, aby i dla nich okres świąteczny był wesoły i beztroski.
„Szlachetna paczka” to wspaniała idea. Wiadomo, że trudno jest
uzyskiwać wsparcie życzliwych ludzi przez cały rok, ale w okresie
świątecznym jesteśmy wyjątkowo hojnym narodem. Miło nam pomyśleć
przy wigilijnym stole, że pomogliśmy komuś bezinteresownie, że
mamy dobre serca. Rodziny, które otrzymały paczki, piszą zwykle
listy do ofiarodawców. Kiedy czyta się takie podziękowanie,
człowiek czuje się tak, jakby mógł wznieść się w powietrze i
dokonać niemożliwego. Dobro wyzwala w nas niesamowitą, pozytywną
energię i pragnienie, by zrobić to jeszcze raz!
Mnie
takie uczucie spotkało, gdy pierwszy raz oddałam krew. W sąsiedniej
miejscowości miał wypadek piętnastoletni chłopak. Okazało się,
że potrzebna jest krew, apelowano o nią między innymi przez
Facebooka. Myślałam już wcześniej o honorowym krwiodawstwie, a ta
sytuacja przyspieszyła tylko moją decyzję. Gdy stanęłam w
kolejce składającej się z kilkudziesięciu osób, które przyszły
pomóc tamtemu chłopakowi, nadeszło zwątpienie – przecież ja
nie lubię, kiedy mnie ktoś kłuje! Zaraz zganiłam samą siebie –
dla mnie to dwa ukłucia, a dla niego – ratunek. I wcale nie było
tak strasznie, jak się obawiałam. Ba, zwykłe pobieranie krwi do
badań jest bardziej bolesne, bo wydaje mi się, że pracujące przy
nim osoby często nie mają wprawy we wkłuwaniu się. Panie z RCKiK
są w tym niedoścignione, choć ich igły są dużo większe.
Najlepsze w tym wszystkim były podziękowania od mamy tego chłopaka.
Nigdy wcześniej nie czułam się aż tak potrzebna i tak pełna sił.
Miałam wrażenie, że potrafię unieść się w powietrze. Jeśli
sądzisz, że oddawanie kwi jest straszne bądź nieopłacalne –
oddaj i przekonaj się, ile zyskujesz, tracąc jedynie niecałe pół
litra.
Pomaganie
ma sens zawsze. Dla nas to może nie być żadne obciążenie – nie
musimy rujnować się finansowo, poświęcać mnóstwa czasu, czynić
specjalnych, długotrwałych przygotowań. Wystarczy w styczniu
wesprzeć Orkiestrę, w czerwcu oddać krew, a w grudniu – postarać
się włożyć coś od siebie do Szlachetnej Paczki. Bycie dobrym nie
kosztuje, a wzbogaca – o poczucie, że jest się lepszym
człowiekiem, że nasza postawa może coś zmienić. O świadomość,
że czynienie dobra jest dla każdego, niezależnie od płci, wieku,
wyznania ani zasobności portfela. Wystarczy chcieć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz