Ghostie uwielbiała supermarket. Było to bardzo przyjemne
miejsce: można było sobie siedzieć w wózku na zakupy i przemycać do niego
wszystko, co tylko znalazło się w zasięgu małych rączek, a potem obserwować
reakcje rodziciela, gdy przy kasie okazywało się, że wszedł w posiadanie taśmy
przylepnej obustronnej, szamponu dla psów, dziesięciu opakowań tamponów i
połowy półki ze słodyczami. A i bardziej ambitnych rozrywek nie brakowało. W tej chwili
Ghostie przyglądała się nadzwyczajnemu zjawisku. Nadzwyczajne zjawisko miało
czułki, czerwony pancerz, trzy pary odnóży i było homarem. -
Kle-ffetka! – obwieściła dziewczynka głośno i radośnie, stukając piąstką w
szybkę akwarium. Nadzwyczajnej wielkości homar, zdegradowany do rangi krewetki,
leniwie patrzył się przed siebie. Ghostie zastanawiała się właśnie dlaczego tak
wielka „kle-ffetka” ma głowę – w końcu te, które zwykle widywała, przejawiały
znaczny deficyt głów i pancerzyków. Zagadka była zdecydowanie zajmująca i godna
wyjaśnienia, więc dziewczynka jeszcze trochę postukała w szybkę, w nadziei, że
głowa odpadnie, a reszta zacznie cudownie nadawać się do konsumpcji.
- Bzitka kle-ffetka, bleee! – zawołała Ghostie, widząc, że
arogancka „kle-ffetka” nie przejawia chęci do współpracy.
- Homar – poprawił ją cierpliwie tata.
- Homar – poprawił ją cierpliwie tata.
Dziewczynka oburzyła się. Co za głupoty opowiada!
- Duzia kle-ffetka! Kulciaciek!
Jej ojciec zdziwił się. W końcu, o ile można pomylić homara z
krewetką – przynajmniej, jeśli ma się dwa lata i małe doświadczenie w zakresie
gabarytów owoców morza – to na kurczaka homar nigdy nie wyglądał i wyglądać nie
będzie.
- Smakuje jak kulciaciek – tłumaczyła cierpliwie Ghostie,
dziwiąc się, jak można nie wiedzieć tak ważnego i oczywistego faktu. Szybką
metodą skojarzeń wpadła jej do głowy inna myśl. – Kle-ffetka lata?
Pomysł latających krewetek był bardzo atrakcyjny i prostą drogą
prowadził do innego pytania.
- Tata, kupis?
- Ale przecież…
- Kup kle-ffetkę! Ja ce kle-ffetkę!
Kilka starszych pań spojrzało groźnym wzrokiem na tatę Ghostie.
Co za zwyrodnialec znęca się nad córeczką!
- Ale przecież chciałaś węża!
Ghostie na chwilę straciła zainteresowanie homarem. Węże
widziała w sklepie zoologicznym i w telewizji, gdzie miły, uśmiechnięty pan
oplatał je sobie wokół ramion. Węże były długie i syczały, a większość zwierząt,
które znała dziewczynka były krótsze i nie syczały, co w jej mniemaniu czyniło
węże interesujące.
Ale tu nie było węży, a homar właśnie się poruszył.
Ale tu nie było węży, a homar właśnie się poruszył.
- Ślicna kle-ffetka, hadwao.
Tajemnicze „hadwao” zdziwiło ojca Ghostie bardziej niż śmigające
po niebie krewetki.
- Hadwao. – Ghostie znowu pacnęła w szybkę akwarium. – Pan w
telefizji mófił…
Ach, tak. Jego córka może nie umieć odróżnić krewetki od homara,
ale wzór chemiczny wody – czemu nie! A tak bardzo chciał, aby została weterynarzem…
- Kupis kle-ffetkę?
- Homara.
Po chwili zastanowienia Ghostie uznała, że może poświęcić swoją
ideologię dla Wyższego Dobra.
- Homala.
Zadowolony z postępów wychowawczych tata postanowił wyciągnąć z
zapasów na czarną godzinę jakieś pieniążki. Miał kupić psa, no ale… który z sąsiadów
może się pochwalić, że ma krewet… tfu! homara obronnego? Przez całą drogę do kasy
Ghostie namiętnie miętosiła wielką, napełnioną wodą torbę z homarem. Prawie
zapomniała nawet o obowiązku – tak, obowiązku! – przemycania różnych
bezużytecznych przedmiotów do koszyka.
- Fajny homal – powiadomiła półkę. O niewątpliwych zaletach homara została powiadomiona także pani w fioletowym berecie, ekspedientka i pan ochroniarz, który uprzejmie pozachwycał się zakupem. Ojca Ghostie przepełniała duma – jego córeczka nauczyła się nowego słowa! Niedługo będzie mowa nie o homarze, ale Homerze, Szekspirze, Nabokowie, Szymborskiej! Duma jednak szybko ostygła, gdy zaraz po zapłaceniu za zakupy dziewczynka krzyknęła głośno, radośnie i z niewątpliwą złośliwością:
- Fajny homal – powiadomiła półkę. O niewątpliwych zaletach homara została powiadomiona także pani w fioletowym berecie, ekspedientka i pan ochroniarz, który uprzejmie pozachwycał się zakupem. Ojca Ghostie przepełniała duma – jego córeczka nauczyła się nowego słowa! Niedługo będzie mowa nie o homarze, ale Homerze, Szekspirze, Nabokowie, Szymborskiej! Duma jednak szybko ostygła, gdy zaraz po zapłaceniu za zakupy dziewczynka krzyknęła głośno, radośnie i z niewątpliwą złośliwością:
- MOJA KLE-FFETKA!!!
I tyle o metodach wychowawczych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz