— Jak
myślisz, dlaczego liście jesienią spadają z drzew?
— Jak
to: dlaczego? Robi się chłodniej, drzewa chcą oszczędzać energię, pozbywają się
zbędnego balastu…
— A
może to coś głębszego?
—
Głębszego? Co w tym może być głębokiego, to czysta nauka.
— Nie
byłabym tego taka pewna. One nie spadają tylko skaczą. Najpierw marnieją i
marnieją, bo bardzo tęsknią, a potem już nie mogą wytrzymać.
—
Chwila, moment. Tęsknią? Niby za czym?
— Za
czymś, co zniknęło z ich życia. A jeśli zniknęło, to najpierw musiało się
pojawić. Myślę, że chodzi o lato.
—
Mówisz tak jakby one się zakochały. Zakochały w lecie.
— I
pewnie tak było. Biedne, oszalałe z nieszczęśliwej miłości maleństwa skończyły
ze sobą skacząc z gałęzi.
—
Spędzamy całą jesień w otoczeniu samobójców i nawet nie zdajemy sobie z tego
sprawy. My, ludzie, jednak nie zwracamy uwagi na nic bardziej odległego, niż
czubki własnych nosów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz