Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

Wrzesień - Imloth [Piszę, bo lubię]


Jego podróż wreszcie dobiegła końca.
Ciepło było wszędzie, ogarniające ze wszech stron, lecz jednocześnie cudownie świeże. Lekki wrześniowy wiatr, zieleń pól, złoto słońca. Spokój, lecz nie śmiertelna cisza. Szczęście. Tysiące liści pośród wzgórz. Nocami osłonięty chmurami okrągły księżyc w kolorze mleka. Ostatnie wyraźne gwiazdy. Dalej wiatr. Wrześniowy? Brak czasu.
Theo stał pośrodku tego wszystkiego. Jego umorusana twarz wreszcie mogła drgnąć w radosnym uśmiechu, a każdy delikatny promień, który ją otulał, był doskonałym lekiem na całe zło, jakiego ów doświadczył ostatnio. Wokół rozbrzmiewał śpiew ptaków, gdzieś w oddali słychać było radosny śmiech innych znajdujących się tu ludzi. Ludzi? Nigdzie ich nie było. Ale śmiech – pozostał.
Mężczyzna ruszył przed siebie. Z każdym drżącym krokiem lekkość stóp stawała się coraz przyjemniejsza. Zdjął brudne buty i zaczął biec boso po trawie, podskakując co pewien czas niczym małe dziecko. Nie myślał, po prostu biegł. Brak zmartwień. Każda część jego umysłu była przepełniona euforią, stanem nieopisanej wesołości. Ciało miało tyle siły, co jeszcze nigdy, a od środka rozpierał je cudowny, ciepły entuzjazm. Brak strachu.
Rozejrzał się, energicznie nabierając powietrza do płuc. Śmiech, dotąd tłumiony, wyrwał się na powierzchnię ze zdwojoną siłą. Theo legł na trawę, gładząc palcami wilgotne od rosy kwiaty. Palce reagowały na tę miękkość z radością, zaciskały się na większych łodyżkach, mknęły płynnie po źdźbłach trawy, wysuszona trudami podróży skóra z ochotą przyjmowała drobinki wody.
- Czuję się, jakbym odrodził się na nowo – szepnął z błogością, wpatrzony w błękitne niebo.
- Błąd! – Usłyszał nagle i odwrócił głowę, ocierając policzkiem o glebę.
Na pobliskim kamieniu siedziała wysoka, odziana w jeździecki strój postać o trudnej do określenia płci. Piłowała sobie długie, białawe paznokcie nieco zabawnym pilniczkiem w kształcie kosy.
– Po prostu umarłeś, ślicznotku – zakończyła z szerokim uśmiechem postać i odwróciła w stronę mężczyzny kościstą twarz pokrytą cieniutką warstwą woskowatej skóry. – Brak rozumu. Brak zasad. Nic. Tylko my, ślicznotku. Ty i ja. Śmierć.

Podróż naprawdę dobiegła końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »