Śnieg zacinał, wiatr kołysał
łodzią, a słońce nie wschodziło już od trzydziestu godzin i miało nie pojawić
się jeszcze przez kilkanaście. Domowoj Butler klął w myślach, że nie przyszło
mu do głowy wziąć takiego modelu lornetki, który można było obsługiwać w
rękawiczkach. Palce przymarzały mu do metalu. Stał już od dłuższego czasu,
wpatrując się w czarne wody i nadal nie widział niczego.
Jego pracodawca, Artemis Fowl Drugi, aktualnie siedzący obok niego w łodzi, nie był zachwycony.
- Patrz uważnie. Instrukcja w Księdze Wróżek wyraźnie mówi...
- Tu nic nie ma, Artemisie.
Chłopiec otulił się szczelniej futrem i przegryzł wargę. Nie mógł się pomylić. Księga wyraźnie mówiła o kole podbiegunowym, dacie dwudziestego piątego grudnia... po przeanalizowaniu punktów orientacyjnych udało mu się ustalić nawet dokładne współrzędne! Niemożliwe, aby się pomylił...
- Wypatruj dalej - mruknął tylko, mnąc w rękach kawałek specjalnej,wzmacnianej siatki na ryby.
*
Thelxiepia nachyliła się nad tym śmiesznym, błotnym dzieciakiem. Ich nosy niemalże się zetknęły, ale Błotniak tego nie zauważył. Śpiew syren działał bez zarzutu.
- Ma coś na oczach - zauważyła. - Śmieszne.
- W jednym programie kryminalnym było o takim, co używał specjalnych soczewek, aby nie można go było zamesmeryzować. - Ligea podpłynęła bliżej, aby również się przyjrzeć. - Myślisz, że to może być ten sam?
Druga syrena prychnęła.
- Nie ważne. Jeśli nawet, to jest strasznie głupi. Wsadził sobie zatyczki zupełnie nie tam, gdzie powinien.
Thelxiepia zachichotała, odsłaniając bladoniebieskie dziąsła.
- Biedactwa. Tak się starają, a im nie wychodzi... Wiesz co? Rozczulają mnie, chyba zostawię im coś specjalnego.
*
Dopiero po tym, jak zrezygnowali, zawracając do portu, Artemis znalazł w łodzi łuskę, długą, zieloną i błyszczącą w świetle latarki.
Fascynujące, pomyślał z nagłym nawrotem optymizmu.
- Butler, wygląda na to, że wracamy w następnym roku. A przez ten czas mam kolejną zagadkę do rozwiązania...
Kamerdyner jęknął w duchu. Kochał Artemisa, ale jeszcze jedne takie święta, a udusi go gołymi rękami.
Jego pracodawca, Artemis Fowl Drugi, aktualnie siedzący obok niego w łodzi, nie był zachwycony.
- Patrz uważnie. Instrukcja w Księdze Wróżek wyraźnie mówi...
- Tu nic nie ma, Artemisie.
Chłopiec otulił się szczelniej futrem i przegryzł wargę. Nie mógł się pomylić. Księga wyraźnie mówiła o kole podbiegunowym, dacie dwudziestego piątego grudnia... po przeanalizowaniu punktów orientacyjnych udało mu się ustalić nawet dokładne współrzędne! Niemożliwe, aby się pomylił...
- Wypatruj dalej - mruknął tylko, mnąc w rękach kawałek specjalnej,wzmacnianej siatki na ryby.
*
Thelxiepia nachyliła się nad tym śmiesznym, błotnym dzieciakiem. Ich nosy niemalże się zetknęły, ale Błotniak tego nie zauważył. Śpiew syren działał bez zarzutu.
- Ma coś na oczach - zauważyła. - Śmieszne.
- W jednym programie kryminalnym było o takim, co używał specjalnych soczewek, aby nie można go było zamesmeryzować. - Ligea podpłynęła bliżej, aby również się przyjrzeć. - Myślisz, że to może być ten sam?
Druga syrena prychnęła.
- Nie ważne. Jeśli nawet, to jest strasznie głupi. Wsadził sobie zatyczki zupełnie nie tam, gdzie powinien.
Thelxiepia zachichotała, odsłaniając bladoniebieskie dziąsła.
- Biedactwa. Tak się starają, a im nie wychodzi... Wiesz co? Rozczulają mnie, chyba zostawię im coś specjalnego.
*
Dopiero po tym, jak zrezygnowali, zawracając do portu, Artemis znalazł w łodzi łuskę, długą, zieloną i błyszczącą w świetle latarki.
Fascynujące, pomyślał z nagłym nawrotem optymizmu.
- Butler, wygląda na to, że wracamy w następnym roku. A przez ten czas mam kolejną zagadkę do rozwiązania...
Kamerdyner jęknął w duchu. Kochał Artemisa, ale jeszcze jedne takie święta, a udusi go gołymi rękami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz