Blond-włosa dziewczyna niepewnie nacisnęła klamkę
lekko drżącą dłonią. Nie spodziewała się, że powrót do „rodzinnego” domu po
trzech latach spędzonych w Londynie przysporzy jej całej gamy dziwnych uczuć. Wciąż
utrzymywała kontakt z siostrą, która zdawała jej relację z wydarzeń. Miała
dzięki temu wrażenie, że była tu obecna. Z drugiej jednak strony, nie widziała
przyjaciół przez tak długi okres, nie widziała tych wszystkich miejsc, w jakich
miała zwyczaj spędzać czas. Pamiętała ich wygląd przez mgłę minionego czasu.
Teraz wszystko wydawało jej się inne i dziwnie obce.
Parkiet zatrzeszczał ostrzegawczo pod naciskiem jej
stóp. Młodej kobiecie, otoczonej ze wszystkich stron ciszą, na ten dźwięk
przeszły ciarki po plecach. Kiedyś nie zwracała uwagi na takie drobiazgi. Teraz
każdy bodziec – dźwięk, zapach, promyk światła – odczuwała mocniej, wyraźniej.
Odłożyła grafitową, obszerną torbę przy schodach i
rozejrzała się dookoła. Kiedyś fioletowe ściany przedpokoju, teraz miały beżowy
odcień. Zastanawiała się, co jeszcze, oprócz koloru farby w pomieszczeniach,
zmieniło się podczas jej nieobecności. Weszła do kuchni, po drodze zdejmując
bordowe szpilki. Zajęło jej chwilę, aby znaleźć kubek i herbatę. Przygotowała
gorący napój i oparła się o blat, pogrążając się we własnych myślach.
Dziewczynie towarzyszył melancholijny nastrój.
Przywykła do życia za granicą, przywiązała się do miejsc i ludzi, ale jeszcze
bardziej tęskniła za tymi, z którymi spędziła niemal całe życie. Teraz przyszło
jej zacząć od nowa, ale w starym życiu. Wspominała ostatnie lata, studia,
pracę, wszystkie szanse, które udało jej się wykorzystać.
Jej przemyślenia przerwało skrzypnięcie wejściowych
drzwi, oznajmiające przybycie jednego z domowników. Dziewczyna drgnęła w
pierwszej chwili, zaskoczona, że ktoś tu jest tak wcześnie. Siostra mówiła, że
ktokolwiek pojawia się tu dopiero po dwudziestej drugiej. Tymczasem dochodziła
ledwo dwudziesta. Nikomu nie mówiła o swoim powrocie, chciała wszystkim zrobić
niespodziankę, ale miała nadzieję, że zdąży rozpakować swoje rzeczy.
Nie dane jej było nawet dopić herbaty, bo w
drzwiach kuchni pojawił się Jarek. Chłopak staną w przejściu, zaskoczony
obecnością przyjaciółki, której nie widział od lat. Czasem nawet zapominał, że
kiedykolwiek pojawiła się w jego życiu, że mieszkali w jednym domu i nadal ma
tu swój pokój. Nie tylko związki na odległość tracą na wartości. Wieloletnie
przyjaźnie też bladną z czasem, stają się jedynie dawnym wspomnieniem.
–
Julka, co ty tu robisz? – zapytał, nadal próbując zrozumieć, jakim cudem
przyjaciółka nagle pojawiła się w ich domu. Wyglądała inaczej. Bure niegdyś
włosy przefarbowała na ciemny brąz, a powyciągane, przetarte ciuchy zamieniła
na elegancką spódniczkę i żakiet. Wyglądała poważniej.
–
Chyba wróciłam – stwierdziła, ale jej ton sugerował pytanie. – Mam nadzieję, że
jeszcze jest tu dla mnie miejsce, co?
–
Dla ciebie zawsze – odpowiedział i uściskał przyjaciółkę, chociaż sam nie był
do końca pewien, czy faktycznie w ich życiu jest miejsce na powroty do
przeszłości. Bo Julia była przeszłością dla niego, dla Leny, Marylki, Bartka, a
nawet Oli, jej siostry. Wybrała zagraniczne stypendium, wielki świat, a teraz
nagle się pojawia, kiedy wszyscy już przywykli, że nie ma jej z nimi. Razem z
nią wrócą wspomnienia – nie tylko te dobre. A nikt nie chce pamiętać o trudnych
początkach ich wspólnego samodzielnego życia.
–
Nie jestem pewna, czy mnie przekonałeś – odparła pół żartem, pół serio, słysząc
drżenie w głosie przyjaciela.
Okazało się, że Jarek ma wolny wieczór.
Niedługo później wrócili Lena i Bartek. We czwórkę, czekając na resztę
domowników, rozmawiali, próbując nadrobić zaległości z ostatnich trzech lat.
Żadne z nich nie kryło zdziwienia wywołanego pojawieniem się dziewczyny.
Spodziewali się raczej, że zostanie w Anglii i tam ułoży sobie życie. Ona, mimo
możliwości, nie wyobrażała sobie, żeby zostać na stałe w miejscu, które nigdy
nie stało się jej domem.
Przyjaciele opowiadali młodej lekarce o
ich obecnym życiu. Bartek, urodzony artysta, został fotografem i znalazł pracę
w jednym z zakładów w centrum miasta. Marzył o założeniu własnego studia, ale
na razie mógł jednie o tym śnić. Wygrał nawet kilka konkursów i chciał kiedyś
zorganizować wystawę własnych prac, ale zarabiał za mało, żeby móc sobie na to
pozwolić. Robienie zdjęć do dowodów i ślubnych sesji musiało mu na razie
wystarczać.
Marylka po ukończeniu chemii załapała się do pracy
w sanepidzie. Spędzała całe dnie w laboratorium, badając próbki, ale sprawiało
jej to niesamowitą przyjemność. Od dziecka była zapalonym naukowcem. W szkole
nie raz nie można było oderwać jej od podręcznika do chemii. Nie mówiąc o
podpalaniu wszystkiego, co wpadło jej w ręce.
Lenka natomiast została nauczycielką. Skończyła
pedagogikę i historię sztuki. Uczyła plastyki w szkole dla trudnej młodzieży,
serwując uczniom darmową terapię i ucząc ich radzenia sobie z problemami i
przeciwnościami losu.
Jarek, szalony i niezorganizowany, nigdzie nie mógł
zagrzać miejsca na dłużej. Skończył studia, ale żartował, że już nawet nie
pamięta, które to były. Zaczynał cztery różne kierunki, a i tak jego praca
miała niewiele wspólnego z wyuczonym zawodem. Był już glazurnikiem, kucharzem,
księgowym, a nawet trenerem gminnej drużyny siatkówki. Wszyscy martwili się, że
nie może się ustatkować, ale taki tryb życia wcale mu nie przeszkadzał.
Ola, siostra Julki, prowadziła nudne życie jako
pracownica banku. Natomiast wieczorami dawała się porwać imprezowym znajomym,
przez co nie zawsze kończyła w dobrym towarzystwie.
No i Julia, dawna szkolna prymuska. Jedyna z całej
szóstki, która co roku dostawała stypendia za wyniki w nauce. Na trzecim roku
studiów dostała propozycję nie do odrzucenia. Stypendium na brytyjskiej
uczelni, coś, czego wszyscy jej zazdrościli. Ciężko jej było wyjeżdżać i zostawiać
wszystko, co budowali wspólnie od najmłodszych lat, ale postanowiła podjąć
ryzyko. Kierunek ukończyła za granicą. Odbywała praktyki, uczyła się i
pracowała jednocześnie. Nikt nie jest w stanie zliczyć wszystkich
nieprzespanych nocy i wykładów, na których z przemęczenia nie mogła zrozumieć
połowy treści w obcym języku. To były trudne lata, ale wysiłek warty był
efektów. Uczyła się od najlepszych, pracowała na najnowocześniejszym sprzęcie,
przeżyła wspaniałe chwile i poznała niezwykłych ludzi. Nic z tego nie było jednak
w stanie zastąpić jej domu.
Rozmawiali o tym wszystkim, ale ani razu nie
powrócili do początków. Do kilkunastu lat spędzonych wspólnie w domu dziecka.
Do awantur z wychowawcami, bójek ze starszymi wychowankami, zagubienia, gdy
dostali po kawalerce i zostali całkiem sami. Szybko sprzedali małe klitki i
kupili wspólny dom. W ten sposób starali się stworzyć namiastkę rodziny i
domowego ciepła, którego nigdy wcześniej nie dane im było zaznać. Nie mówili o
ciężkich tygodniach, gdy stypendia socjalne zimą ledwo starczały na rachunki, a
lodówka świeciła pustkami. O niektórych rzeczach zwyczajnie się nie mówiło. Nie
wypadało. Nie chcieli pamiętać. Bo przecież były też dobre chwile. Jak pierwsza
noc w nowym domu, gdy snuli bajkowe plany na przyszłość, albo wspólne święta,
chociaż żadne z nich nie wierzyło w boga. Teraz mieli poukładane życia, mieli
co jeść i było im dobrze. W bidulu nigdy by nie pomyśleli, że tak cudownie
potoczy się ich życie.
Pierwszy tydzień w domu był ciężki. Była sama i nie
mogła się odnaleźć. Wszyscy mieli pracę, własne życie towarzyskie, jak wracali,
byli zbyt zmęczeni, żeby jeszcze spędzać czas z Julką. Nawet jej siostra,
zajęta przygotowaniami do ślubu ze swoim wieloletnim partnerem, nie zwracała na
nią większej uwagi. Julia nigdy nie narzucała się ludziom. Wycofywała się,
kiedy widziała, że nie jest potrzebna. W czasie, gdy siedziała sama w domu,
zastanawiała się, czy podjęła słuszną decyzję. Mogła jeszcze wrócić do Londynu.
Gdyby wykorzystała znajomości, jakie zdobyła podczas studiów, bez problemu znalazłaby
tam pracę. Mogła też wyprowadzić się z domu i zacząć zupełnie nowe życie, może
w innym mieści. Ale postanowiła zostać i naprawić relacje z przyjaciółmi.
Nie było łatwo. Starała się jak mogła. Czasem udało
się ich namówić na wspólny film w niedzielny wieczór. Czasem na popołudniową
kawę, ale nigdy wszystkich na raz. Robiła zakupy, żeby ułatwić im codzienne
funkcjonowanie. Robiła śniadania, zanim jeszcze się obudzili, żeby nie
wychodzili do pracy głodni, a po powrocie do domu zawsze czekał na nich ciepły
posiłek. W ten sposób coraz bardziej udawało jej się wkupić na nowo w ich
łaski. A w wolnych chwilach chodziła po mieście, zaglądając do przychodni i
szpitali, szukając pracy, stażu, czegokolwiek, żeby nie musiała siedzieć w
domu. Po co jej dyplom zagranicznej uczelni, skoro nie mogła wykorzystywać tej
wiedzy i doświadczenia w praktyce? Poza tym jej oszczędności z Anglii zaczynały
niknąć w oczach. A rachunki same się nie płaciły.
Po miesiącu szukania zajęcia, młoda lekarka dostała
się na staż i rozpoczęła pracę w szpitalu. Miała duże szanse, żeby zostać tam
na stałe. Poznała nowych ludzi, z którymi świetnie się dogadywała. Byli jej
odskocznią od poprawiającej się, ale nadal dość napiętej atmosfery w domu.
Wyjścia na piwo poprawiały jej humor i dodawały energii. Zaczynało się układać,
a dziewczyna zaczęła wierzyć, że powoli wszystko zacznie układać się w spójną
całość. Jej życie, przeszłość i przyszłość.
Kiedy nabrała wystarczającej pewności siebie, a z
dawnymi przyjaciółmi rozmawiała prawie tak luźno, jak przed wyjazdem,
zdecydowała się na ostateczny krok do pojednania. Postanowiła zrobić przyjęcie,
zapraszając znajomych z pracy i starych przyjaciół. To było najlepsze, co mogła
zrobić, żeby uzdrowić sytuację panującą w domu, który obecnie niczym
prawdziwego domu nie przypominał.
–
A to moi przyjaciele, ale właściwie jesteśmy rodziną. Wspólnie się
wychowywaliśmy. Są najlepszym, co mnie w życiu spotkało – przedstawiała całą
piątkę z uśmiechem na twarzy.
–
To nie studia w Londynie były najlepsze? – zapytał zaskoczony Jarek, który
chyba najbardziej odczuł kiedyś wyjazd najbliższej przyjaciółki i do tej pory
nie mógł sobie z tym poradzić.
–
Żartujesz? Zawsze będziecie dla mnie najważniejsi – zapewniła, obejmując
chłopaka ramieniem. – To co, kto napije się ze mną wina? Za rodzinę i
przyjaciół! Bez was by mnie tu nie było!
Potem się bawili. Śmiech nie ustawał, a szóstka
przyjaciół z dzieciństwa znów poczuła się jedną, zgraną paczką. Bo nie tylko o
wyjazd Julii chodziło. Przestali ze sobą rozmawiać, zwracać na siebie uwagę,
spędzać razem czas. Zrezygnowali ze wszystkiego, co kiedyś sprowadziło ich do
tego miejsca. Zaczęli żyć obok siebie, ale nie ze sobą. Julka nie miała
pojęcia, jak mogli do tego dopuścić. Ciężko było to naprawić, a z pewnością nie
było to zadanie na jeden wieczór. Ale poczuli znów, że coś nadal ich łączy, co
było dobrym początkiem. Pierwszym krokiem do stworzenia domu – takiego miejsca,
do którego zawsze wracasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz