Szklanka,
szklanka, gdzie jest ta cholerna szklanka z wodą?! Przecież stała tu, na
stoliku. Przynajmniej kilka godzin temu jeszcze tam była. Równie dobrze mogła
zlecieć... Nie, spokojnie. Jest tutaj.
Drżącymi
rękami chwyciła szklankę i jednym haustem wypiła całą zawartość, czując szybkie
i mocne uderzenia serca w klatce piersiowej. Znowu przyspieszyło jej tętno.
Koszulka przykleiła się do ciała, musiała się nieźle spocić w czasie snu.
Wytarła
strużkę, która pociekła po brodzie, dopiero teraz powracając do przytomności.
Wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności panujących w pokoju. Rozróżniała
już poszczególne meble i stojące na nich bibeloty. Oczy nie rejestrowały
kolorów, jak to w świetle dnia, lecz jedynie odcienie czerni, bieli i szarości.
To jednak wystarczało w zupełności, żeby cokolwiek dostrzec i się nie zabić
podczas nocnych wędrówek z pokoju do łazienki i z powrotem.
Koszmar.
Znowu śnił jej się koszmar. Pewnie dlatego, że za długo zasiedziała się w grze,
ponieważ monstra, które zabijała w wirtualnej rzeczywistości, zaczęły
przedostawać się do jej snów. Wyglądały dokładnie tak samo, jak wtedy, w grze,
odtworzone z równą dokładnością i ze wszystkimi szczegółami. Jednak była jedna
różnica: w snach nie panowała nad swoim ciałem. Musiała jedynie wykonywać
polecenia. Jednak przeżywanie tego samego po raz drugi nie należało do
najprzyjemniejszych doświadczeń, zwłaszcza że tym razem zabijanie czy
odnoszenie ran bolało dużo bardziej. W grze poziom odczuwania bólu został
zmniejszony do zera, nie czuło się tam zupełnie niczego. W snach, nie, w
koszmarach – odczuwało się wszystko, choć uderzenia nie były realne.
Uniosła
głowę i spojrzała na wyświetlacz cyfrowego zegarka stojącego na biurku. Trzecia
w nocy. Wszyscy domownicy śpią, ona sama jednak nie miała zamiaru kłaść się z
powrotem. Nie chciała wracać w świat koszmarów, wiedziała, że nic dobrego już
jej tam nie spotka i z całą pewnością przyśni jej się to samo. Wzdrygnęła się.
Odrzuciła
kołdrę i wstała. Jak natrętny owad powróciły do niej słowa prezenterki w
dzisiejszych wiadomościach. Uzależnienie postępuje. Coraz więcej osób przestaje
istnieć w realu i zostaje uwięzionym w świecie wirtualnym.
Wtedy,
rano, jeszcze to do niej nie dotarło. Nie rozumiała za dobrze znaczenia
wiadomości dla niej samej, a przecież jej też dotyczyła. Nie sądziła, że tak
dobrze zapamięta kilka nic nieznaczących zdań, że tak bardzo wbiją się w jej
świadomość. Potem zaczęła się zastanawiać.
Przez
całe przedpołudnie siedziała przy laptopie i szukała jakichkolwiek informacji.
Rozpaczliwie pragnęła informacji, ponieważ niechciana myśl zaczęła kiełkować w
jej mózgu. Że ona sama też jest uzależniona.
Wtedy
zrozumiała wszystko, lecz i zdobyta wiedza nie napełniła jej zbytnim
optymizmem. Wyglądało na to, że osoby spędzające w światach gier więcej niż
cztery godziny na dobę, niepotrafiące myśleć o niczym innym, jak tylko o grze,
i czujące się nieswojo, gdy przynajmniej raz dziennie nie zagrają co najmniej
kilka godzin, nazwano Uzależnionymi. Osoby te nawet nie zauważały, kiedy gry odbierały
im totalnie wszystko, kiedy stopniowo zmieniały rzeczywistość i zamykały w
złotej klatce z pixeli. Gracze zatracali kontakt z realem. Przestawali
cokolwiek wokół siebie zauważać. Żyli tak, jakby byli w grze. W samym
społeczeństwie powoli zaczynała pojawiać się panika. Nikt nie wiedział,
dlaczego tak się dzieje, nikt nie umiał przewidzieć skutków. A, co
najważniejsze, nikt nie umiał temu zapobiegać i leczyć. Oczywiście, trafiło się
kilka przypadków osób, które wróciły do normalności po długim pobycie w
komputerowych światach. Wszyscy nieodmiennie opowiadali, że jedynym warunkiem
powrotu jest przejście całej gry... i przeżycie. Jednak jak na razie niewielu
zdołało tego dokonać. Bardzo niewielu. Takich szczęściarzy można by zliczyć na
palcach jednej ręki. Pozostali... tkwili tam.
Wzięła
szklankę i ruszyła w podróż do kuchni, ostrożnie wymijając wszystkie
zagradzające drogę sprzęty i meble. Wciąż jej się chciało pić. Na szczęście
spała na parterze, gdzie mieściła się również kuchnia, a pozostała część rodziny
miała pokoje na piętrze. To znacznie ułatwiało sprawę.
Jeszcze
chwilę przed pójściem spać przeglądała swoje wydrukowane notatki. Wyglądało na
to, że kolejną rzeczą wzbudzającą niepokój i społeczeństwa, i władz, jest to,
że niektórzy gracze umierali. Tak po prostu, jakby dostali nagłego zawału serca
albo umarli śmiercią naturalną – we śnie. Jak wyjaśnili ci, którzy przeszli
cały proces – umierali w grze, czy to zabici przez potwora, czy polegli w walce
z innymi graczami. Życie było tylko jedno. Tak jak w realu.
Nalała
znowu wody do szklanki, tym razem już jednak piła powoli. Nigdzie jej się nie
spieszyło. Miała czas. Usiadła na blacie kuchennym i sięgnęła po brzoskwinię
leżącą obok w misce wraz z innymi owocami. Podrzucała ją przez chwilę do góry,
zanim zdecydowała się na zjedzenie jej.
Na
podstawie relacji osób, które przeżyły, naukowcy podzielili cały ten koszmar na
kilka faz, bardzo łatwo zresztą rozpoznawalnych. Pierwszy etap to było,
oczywiście, wciągnięcie się w jakąś grę. Dowolną, dostępną na rynku. Zaczynają
się wtedy dyskusje ze znajomymi – o tym, ilu wrogów się zabiło, jakie itemy
zdobyło i jak przejść kolejną sekwencję. To jeszcze nie jest uzależnienie przez
duże „U”. Jednakże obsesyjne myśli o grze, myślenie o niej dzień i noc,
niemożliwość skupienia się na niczym poza światem wirtualnym właśnie zaliczano
już do symptomów drugiej fazy. Fazy, w której gra powoli zaczynała wkraczać w
rzeczywistość, najpierw przejmując kontrolę nad snami. Zaczynały się koszmary
będące doskonałym odzwierciedleniem tego, co robił gracz. Wszystko jest
identyczne i przerażająco realne.
Wymachiwała
nogami w powietrzu, wciąż czując działanie adrenaliny. Bała się. Czuła strach
od momentu, w którym zrozumiała, że została wciągnięta w drugą fazę. Kolejne stały
się już tylko nieuchronnością. Nie czuła się już bezpiecznie we własnym domu,
we własnym pokoju. Zawsze myślała, że gry to gry – posiedzisz w wykreowanym
przez twórców świecie z godzinkę, dwie, czasem może dłużej, jeżeli cię
szczególnie wciągnie fabuła, możesz w każdej chwili się wylogować, zatrzymać
grę, zapisać, wyłączyć komputer i po paru minutach zapomnieć, że jeszcze parę
minut temu siekałeś strażników na drobne kawałeczki. Ot, rozrywka, nic więcej.
Nie czujesz bólu, jedynie poruszasz wybraną postacią, idziesz według
wskazówek... Teraz jednak okazywało się, że to nie wszystko. Że świat gier jest
niebezpieczniejszy niż się na początku wydawało. Że tak naprawdę stawką w
grze... jest własne życie. Własne przetrwanie.
Trzecia
faza następuje zwykle płynnie po drugiej, właściwie to jest z nią powiązana.
Gracz już sam wtedy nie wie, że coś się zaczyna zmieniać, ponieważ przebudowa
otoczenia następuje stopniowo. Powoli, powolutku zostaje przeniesiony do
wirtualnej rzeczywistości, do jednej gry. Gry, która staje się nowym realem.
Gry
nazywanej Labiryntem.
Czuła,
jak szybko bije jej serce. Nasłuchiwała, spodziewając się, że w każdej chwili z
ciemności wyskoczą potwory, a ona nie będzie miała nawet jak ich zabić. Chyba
że nożem kuchennym.
Otworzyła
szufladę i na wszelki wypadek wyjęła jeden ze znajdujących się tam noży.
Wiedziała, że popada w paranoję, ale zgodnie z tym co przeczytała, mogła się
nawet nie zorientować, że już jest w grze. Mogła zginąć. Proszę, niech to
wszystko okaże się koszmarnym snem!
Pestka
zjedzonej brzoskwini wylądowała w zlewie, gdy zeskakiwała z blatu, dzierżąc w
jednej ręce rękojeść zwróconą ostrzem do dołu. Trzęsła się.
Głupia,
przestań panikować! Nic ci nie grozi. Za dużo naczytałaś się wiadomości i teraz
zaczynasz popadać w paranoję. Naprawdę przesadzasz. Wracaj grzecznie do
ciepłego łóżeczka i zapomnij o wszystkim. Tak będzie dla ciebie najlepiej. Nie
denerwuj się już tak, pobudzisz wszystkich. Odłóż ten nóż... Tak, na stół.
Powoli. Grzeczna dziewczynka. Teraz wracaj do siebie. Najlepiej zaklucz się i
śpij do południa.
Ciszę
rozdarł nagle przeciągły krzyk dobiegający chyba z pierwszego piętra.
Momentalnie zamarła, rozglądając się czujnie i próbując coś dostrzec na
schodach. Sama nawet nie wiedziała, kiedy w jej dłoni pojawił się odłożony
wcześniej na stół nóż. Czuła, jak mocno wali jej serce. Drżała. Wytężała słuch,
czekając na wszelkie oznaki zbliżającego się niebezpieczeństwa. W razie czego
była również przygotowana na ucieczkę do bezpiecznych pieleszy pokoju.
Gdy
po dłuższej chwili nic więcej się nie wydarzyło, zdecydowała, że nie będzie tak
wiecznie sterczeć. Wciąż zmrożona do szpiku kości przenikliwym krzykiem
wyjrzała na korytarz. Nie dostrzegła niczego podejrzanego, więc zaczęła się
powoli wycofywać, trzymając przed sobą nóż w geście obronnym. Miała pecha, że
jej pokój mieścił się na samym końcu korytarza, spory kawałek od schodów. W
końcu jednak poczuła, że jej plecy ocierają się o drzwi. Sięgnęła za siebie
ręką, próbując po omacku odnaleźć klamkę. Kiedy wreszcie się jej to udało,
nacisnęła ją powoli, nie chcąc tworzyć niepotrzebnego hałasu, jednakże do
pokoju wskoczyła już jednym susem, gnana paniką. Zatrzasnęła za sobą drzwi, już
się nie przejmując tym, że wszystkich pobudzi, i błyskawicznie przekręciła
tkwiący w zamku klucz.
Dopiero
wtedy mogła sobie pozwolić na odprężenie się i rozluźnienie mięśni. Usiadła na
podłodze, pod drzwiami, wciąż ciężko oddychając, jakby przebiegła co najmniej
maraton. Wypuściła nóż z ręki i zapatrzyła się w nieokreślony punkt przed sobą.
Obudziła
się dwie minuty przed ustawioną godziną alarmu budzika. Przetarła zaspane oczy,
jeszcze nie do końca przytomna. Sprawdziła szybko godzinę – szósta trzydzieści
– spokojnie zdąży. Z ulgą opadła z powrotem na poduszki, przypominając sobie
wydarzenia z poprzedniej nocy. Najpierw koszmar, potem eskapada do kuchni po
szklankę wody... Krzyk. Błysk noża w dłoni. Barykadowanie się w pokoju. Nie, to
był tylko sen, bardzo realistyczny, ale jednak tylko sen. Po prostu jej się to
przyśniło, nic więcej, uznała. Przecież niemożliwe, żeby nocne wyczyny okazały
się prawdą, jeszcze przecież nie oszalała! Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem
jest właśnie sen. Stanowczo za długo zasiedziała się w grze i przez to
nawiedził ją w nocy koszmar. Tak, na pewno. Widocznie spanikowała, coś
wzbudziło wczoraj jej niepokój, a umysł dorobił do tego przerażającą wizję.
Innego wytłumaczenia nie ma.
Uspokojona
tą myślą wstała z łóżka i zabrawszy uszykowane dzień wcześniej, pozostawione na
oparciu krzesła ubrania, udała się do łazienki, nie zwróciwszy zbytniej uwagi
na leżący na szafce nóż kuchenny, od którego ostrza odbijało się wpadające do
pokoju światło słoneczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz