Layout by TYLER
Fonts:dafont.com
Background:gyapo
Główna Regulamin Co to jest? Prozaicy - powrót Konkursy Facebook
Witaj na Prozaicy: Piórem! Jest to miejsce przeznaczone na publikację tekstów napisanych z myślą o konkursach lub akcjach literackich, organizowanych przez Prozaików. W celu poznania dokładniejszych informacji, zapraszam do zakładki "Regulamin" oraz "Co to jest?".
Kontakt: e-mail:prozaicy@vp.pl lub gg: 2171207 - halska.

Grudzień - Apokalipsa [Piszę, bo lubię]
Pewnego poranka Marysia obudziła się i zdała sobie sprawę, że zamieniła się w kota.
Oczywiście nie od razu. Najpierw było to tylko przeczucie, podobne do tego, które towarzyszy zostawieniu włączonego piekarnika. Czuła, że leży we własnym łóżku i chciała zrzucić z siebie kołdrę, ale już pierwszemu otwarciu oczu towarzyszyło kilka nieprzyjemnych niespodzianek. Pierwszą był brak kołdry. Drugą – czyjeś stopy znajdujące się kilkanaście centymetrów od jej twarzy. Natomiast trzecią, choć nie ostatnią, stanowił dźwięk, który wydobył się z jej gardła, zamiast wrzasku przerażenia. Przypominał coś pomiędzy skrzekiem a mruczeniem. Potrząsnęła przy tym głową tak energicznie, że uderzyła w krawędź łóżka. W oczach stanęły jej gwiazdy, a gdy z powrotem mogła wyraźnie widzieć z ulgą stwierdziła, że stopy zniknęły. Uznała je więc za sen i, pomna problemów z gardłem, postanowiła przetrząsnąć apteczkę w poszukiwaniu odpowiedniego środka. W końcu ostatnie, czego potrzebowała, to rozchorować się w dniu egzaminu. Wyciągnęła rękę i spróbowała odsunąć pościel sprzed twarzy. Właśnie wtedy zrozumiała, skąd wzięło się to dziwne uczucie.
Ręka, choć Marysia miała nad nią całkowitą władzę, była kilka razy za mała i ani myślała urosnąć do właściwego rozmiaru. Była również zdecydowanie zbyt umięśniona i pokryta czarnym futerkiem o srebrnym połysku. Zakańczała ją nie dłoń, lecz niewielka łapka z miękkimi poduszeczkami uzbrojona w komplet ostrych jak igły, teraz schowanych, pazurków. Jakimś cudem wiedziała o tych pazurkach, wiedziała jak wyglądają i jakie to uczucie rozdzierać coś nimi na strzępy. Nie spodobało jej się to.
W tym momencie stopy pojawiły się ponownie, tym razem prawie strącając ją z łóżka. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku, lecz wyskoczyła w górę i z grację, o jaką by siebie nie podejrzewała, opadła na ziemię. Wylądowała na czworaka oko w oko z olbrzymim kotem. Zwierzak był tego samego wzrostu co dziewczyna i patrzył się na nią z bardzo głupią miną. Zaczęła powoli się cofać, kto tak samo. Oboje przeszli po kilkanaście kroków po czym wpadli na niebieskie szafki pomalowane w kwiatki. Kiedy poczuła, jak własny ogon obija jej się o nogi zrozumiała, że to co widzi, jest odbiciem lustrzanym. Z przerażeniem zaczęła oglądać swoje ciało, wrzeszcząc przy tym po kociemu, prychając i warcząc. Jej ludzkie kształty zniknęły, zamieniając się w cztery łapy, wyprężony grzbiet, duże, szare oczy i długi ogon. Rzuciła się w stronę lustra, chcąc dokładnie zobaczyć wszystkie, choćby najdrobniejsze szczegóły. Po drodze przewróciła leżący na podłodze plecak, robiąc mnóstwo hałasu.
— Spokojnie, Daisy — powiedział ktoś, kogo nie widziała, zatrzymała się odruchowo, bardziej ze zdziwienia niż z posłuszeństwa.
Tajemniczy ktoś podniósł się z łóżka i podszedł do oniemiałej Marysi-kotki. Okazał się być… Marysią. Dziewczyna, która podeszła do stojącej na podłodze kotki wyglądała jak Marysia, gdy ta jeszcze była człowiekiem, miała identyczny ton głosu a nawet sposób mówienia. W dodatku spała w pokoju Marysi, a właściwie swoim własnym. Jedyną różnicą było to, że Marysia-kot jako człowiek nie miała żadnych zwierząt.
Dziewczyna pochyliła się nad kocurem mamrocząc:
— Cześć, Daisy! Nie rozumiem, dlaczego musisz wariować każdego, każdego poranka. Przyzwyczaiłabyś się do mnie wreszcie. Ale — zerknęła na zegarek — dzięki, że mnie obudziłaś. Ostatnie czego potrzebuję to spóźnić się na egzamin!
Zgarnęła zaskoczoną Marysię-Daisy na ręce i pobiegła do łazienki.
Chwilę później kotka siedziała na łazienkowym parapecie i patrzyła jak jej ludzkie wcielenie rozczesuje sobie włosy.
„Muszę się stąd wydostać, muszę się stąd wydostać” – tłukło jej się po głowie. Bycie kotem na szczęście nie przeszkadzało jej w myśleniu, ale osobliwa sytuacja i tak wytrąciła ją z równowagi. Chyba nigdy w życiu się aż tak nie bała. Chciała wrócić do swojego ciała. Mimo, że potrafiła swobodnie się poruszać, patrzenie na samą siebie podczas porannej toalety uwierało Daisy-Marysię niczym kamień w bucie. Nie mogła się skupić i przy pierwszej okazji, jaka się nadarzyła wybiegła przez drzwi z powrotem do pokoju. Stawiała łapki intuicyjnie i udało jej się nie przewrócić. Nie wiedziała, co zrobić z ogonem. Czy powinna go trzymać w górze, czy może opuścić? Albo machać na boki, jakby była psem? Gdy tylko przestała się nad tym zastanawiać, przybrała naturalną, kocią postawę, jakby robiła to od zawsze. Wpadła do pokoju i odruchowo chciała rzucić się na łóżko, co poskutkowało uderzeniem czubkiem głowy o jego kant. Miauknęła z niezadowoleniem i nastroszyła ogon.
Dlaczego to zrobiła? Przecież to kocia reakcja a ona była tylko człowiekiem w ciele kota. A może tak jej się jedynie wydawało? Może w rzeczywistości była kotem z umysłem człowieka. Musiała zadać sobie pytanie: czym była najpierw – kotem, czy człowiekiem? Pamiętała swoje ludzkie życie, ale pamięć ta należy do umysłu. A jej ciało wyraźnie posiada kocie nawyki, które musiało kiedyś nabyć. Więc albo najpierw była kotem, a dopiero później jej umysł zmienił się w umysł ludzki, albo przeniosła swój umysł do ciała wcześniej żyjącego kota. W pierwszym wypadku powinna pozostać w tej postaci i usiłować odzyskać zwierzęce wspomnienia. Jeśli jednak prawdziwa jest opcja druga, to z jej poprzednim ciałem musiało się coś stać. Można by pomyśleć, że jej umysł został skopiowany z ciała Marysi do ciała kota i teraz istnieje w dwóch egzemplarzach. Zakładając, że podczas procesu podwajania umysłu nie zostało sklonowane żadne ciało, z umysłem kota coś się musiało stać. Prawdopodobnie został po prostu usunięty, bądź też stłumiony. Usunięty – prawdopodobnie nie powróci. Stłumiony – powinna walczyć o jego odzyskanie. Pomijając jednak kwestię kota. Z tego co dotychczas wywnioskowała jej umysł, dusza, byt wewnętrzny istniał podwójnie, jednak ciało było tylko jedno. Chcąc do niego powrócić musiałaby wpierw zabić, albo w inny sposób usunąć swe, niczego nie świadome alter ego. Wydało jej się to bardzo nieuczciwe. Ponieważ nie mogła żyć jako kot w przeciwnym wypadku jej, to jest Marysi-Daisy, śmierć byłaby nieunikniona. Ta opcja nie przypadła jej do gustu. Ponieważ nie mają żadnego młodego, damskiego ciała na zbyciu, a wizyta w szpitalu jest nierealna, nie było możliwości by istniały obie. W położeniu, w jakim się znajdowały, nie były w stanie choćby się sobie przedstawić, a co dopiero wyjaśnić sytuację i ułożyć plan działania. Czy była możliwość połączenia ich umysłów w jedną, spójną całość. Którą Marysią by wtedy były, a która musiałaby zginąć. A może umarłby obie, wspólnie oddając życie za stworzenie zupełnie nowej bliźniaczki.
Każda z tych opcji oznaczała czyjąś śmierć. Czy powinna w takim razie zostawić sprawy swojemu biegowi, zakładając, że za cały bałagan odpowiada jakaś tajemnicza siła wyższa, której nie sposób się przeciwstawić? Z drugiej strony, jeśli mogła sobie pomóc, głupotą byłoby nie spróbować. Ale najpierw musiała poznać swój nowy umysł i swoje nowe ciało jak najbardziej dogłębnie. Wierzyła, że dzięki temu uda jej się lepiej zrozumieć sytuację.
Marysia, ta ludzka, z rozwichrzonymi włosami i plamą ketchupu na spodniach wpadła do pokoju, chwyciła plecak, sweter, buty i  już jej nie było.
Daisy-Marysia wyjrzała przez okno, chcąc upewnić się, że tamta druga ona już odeszła. Później przeszła się parokrotnie po sypialni i udało jej się stwierdzić, że ciało działa odpowiednio, gdy tylko nie skupia się na każdym swoim ruchu. Wzrok i słuch były w doskonałym stanie, choć gdy próbowała przeczytać litery na grzbietach książek widziała tylko niezrozumiałe znaczki. Podobnie przedstawiał się kalendarz oraz wskazówki zegara. Klawiatura stojącego w kącie komputera była kilkoma rzędami nieregularnych wypukłości oznaczonych białymi maźnięciami.
Skąd się to wzięło? Jako człowiek używała komputera, kalendarza i zegara, czytała wiele książek i doskonale pamiętała to wszystko. Wiedziała już, że jej koci wzrok nie stanowi problemu, tak samo jak umysł. To, że zmieniły się cyfry i litery, było mało prawdopodobne, gdyż cała reszta świata znajdowała się na swoim miejscu. Język również pozostał ten sam – rozumiała wypowiedzi tej drugiej Marysi. Jednym wnioskiem, który nasunął jej się po dłuższej chwili rozmyślań było to, że najwidoczniej nie umie czytać, ani liczyć, ani posługiwać się kalendarzem. Ale przecież się uczyła!
Czy takie umiejętności należą do umysłu, czy też może do ciała? Zdawałoby się, że do umysłu, lecz przecież ten umysł był nie zwierzęcy, tylko ludzki. W takim razie musiało to zależeć od ciała. Ale jak?
Pytań było zbyt dużo i na żadne z nich nie umiała sobie odpowiedzieć. Wszystkie jej rozważania były czysto teoretyczne, jako kot Marysia-Daisy nie dysponowała odpowiednimi środkami by którąkolwiek z hipotez potwierdzić lub obalić. Ta druga, ludzka Marysia istniała nadal, jej drugie ja uwięziono w ciele kota, ale przecież nikt się nie domyśli. Nikomu nie zapisze informacji, używając swoich kocich łapek. Była całkowicie bezsilna. Mogła miauczeć i krzyczeć – nikt nie zrozumie. Zaprowadzi ją to, w najlepszym razie do zwierzęcego psychiatry, a w najgorszym do uśpienia.
Uznała, że musi się poddać. Spokojnie, powoli przywyknąć do kociego życia. Być już po prostu Daisy, choćby nie wiadomo jak ciężko było jej się pogodzić ze zwierzęcą postaci. Taką już podjęła decyzję.
Zwinęła się w kłębek na poduszce i zasnęła, wdychając zapach, który zwykł towarzyszyć jej przez cały czas gdy była jeszcze prawdziwą, ludzką sobą.
***

— Obawiam się, że nie mogę pomóc pani kotu. Choćbym nie wiem jak się starał zwierzę każdej nocy będzie zapominać, co działo się dnia poprzedniego. Trzeba po prostu zostawić je w spokoju.
***

Następnego poranka Marysia obudziła się i zdała sobie sprawę, że zamieniła się w kota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

« »