Alicja
uwielbiała dwie rzeczy: książki i podróże pociągami. Niczego więcej nie
potrzeba było jej do szczęścia. Już jako mała dziewczynka, zamiast o zabawki,
prosiła mamę o książeczki z kolorowymi obrazkami i rymowanymi tekstami bajek.
Potem, zamiast wymykać się z domu na imprezy, przesiadywała nocami nad książką.
Często trzeba było wyłączyć jej światło, żeby zasnęła. Jeżeli nikt tego nie
zrobił, potrafiła nie spać przez trzy noce, aby tylko dobrnąć do końca lektury.
Przez to często była nieprzygotowana i spała na lekcjach. Zdarzało się, że
nauczyciele dzwonili do jej domu ze skargą, a rodzice, nie mogąc zrozumieć
powodu zachowania nastolatki, zachodzili w głowę, wymyślając najróżniejsze
szlabany. Nigdy jednak nie przyszło im na myśl, by zabronić jej czytać.
Z
pociągami było podobnie – obdarzyła je miłością już jako mała dziewczynka.
Często wyjeżdżała z rodzicami, kiedy ci zaplanowali urlop lub wyjazd służbowy.
Zabierali ją ze sobą z różnych powodów. Czasem nie miał kto zostać z nią w
domu, a czasami chcieli, by zobaczyła trochę świata. Dla dziewczyny oznaczało
to wolne od szkoły i więcej czasu na czytanie. Poza tym uwielbiała konduktorski
gwizdek, charakterystyczny dźwięk kół sunących po torach, wiatr we włosach, gdy
otworzyło się okno. No i to właśnie pociągi zawsze zabierały ją w nowe,
niesamowite miejsca.
Mała
Ala pokochała najbardziej jedną, wyjątkową książkę, w której pojawił się biały
królik, Kapelusznik i Dama Kier. Dziewczynka czasem wyobrażała sobie, że jest
tamtą Alicją, a pociąg jest jej króliczą norą, którą można przedostać się do
magicznego świata. W każdą podróż zabierała ze sobą książkę, która miała być
jej przewodnikiem, gdyby dziecięce sny się spełniły. Dostała ją od babci na
piąte urodziny i nie ruszała się bez niej z domu.
Kiedy
Alicja dorosła, podróżowanie z „Przygodami Alicji w Krainie Czarów” stało się
bardziej sentymentalnym zwyczajem, niż sposobem na nudę. W końcu przestała
czytać tekst, którego przez tyle lat zdążyła nauczyć się na pamięć. Cenne
godziny spędzone w podróży poświęcała innym, poważniejszym lekturom.
Podczas
jednej z wypraw, gdy przepakowywała torbę w poszukiwaniu długopisu, który
potrzebny był jej do rozwiązywania krzyżówki, położyła książkę na sąsiednim
siedzeniu. Zupełnie nie zwróciła na to uwagi, kiedy opuszczała pociąg. Dopiero
kilka godzin później zorientowała się, że jej ukochana książka pojechała w
świat. Było jej szkoda, bo miała wrażenie, że wraz z egzemplarzem utraciła
kawałek dzieciństwa – kawałek siebie. Ale w końcu musiała się z tym pogodzić.
Tymczasem
książka nie próżnowała, o ile można tak powiedzieć o przedmiocie. Do
przedziału, w którym została porzucona, wsiadali kolejni pasażerowie. Patrzyli
zaciekawieni, brali ją w ręce i przeglądali. Matki czytały ją swoim dzieciom,
starsze panie z rozczuleniem wspominały, jak czytały tą historię swoim córkom,
a potem wnuczkom. Nawet małe dzieci chętnie oglądały precyzyjne, kolorowe
obrazki, które pokazywały historię dziewczynki zagubionej w obcym świecie. W
czyichkolwiek rękach nie znalazłaby się książka, wywoływała uśmiechy na
twarzach.
Trwało
to lata. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby książkę zabrać ze sobą, zniszczyć
czy wyrzucić. Zjeździła w tym samym wagonie cały kraj, cieszyła tysiące ludzi, może
nawet udało jej się odmienić kilka istnień. Jej śnieżnobiałe niegdyś karty
poszarzały, obrazki straciły intensywne barwy, rogi się pozaginały.
Alicja
również nie zaprzestała podróżowania. Odwiedzała różne miejsca w kraju i za
granicą. Czasem jeździła sama, a czasami towarzyszyli jej przyjaciele lub członkowie
rodziny, jednak nigdzie nie ruszała się bez książek. Przeczytała ich tak dużo,
że ledwo mieściły się w jej domowej bibliotece, która zajmowała niemały pokój.
Dostała pracę w wydawnictwie, dzięki czemu mogła robić to, w czym zakochała się
już jako dziecko – czytać. Mijały lata, a jej czasami brakowało książki, o
której kiedyś zapomniała. Inne egzemplarze nie były tym samym – nie kryły w
sobie wspomnień.
Tak
na czytaniu płynęły Alicji lata. Spokojnie i szczęśliwie, co jakiś czas
podróżując do swojej Krainy Czarów, dożyła emerytury.
Pewnego
lata, jadąc na urlop, dostrzegła między fotelami w przedziale kolorowy, lekko
przybrudzony grzbiet książki. Sięgnęła drżącą, pomarszczoną przez czas dłonią i
wyciągnęła przedmiot. Od razu ją rozpoznała. Mimo że minęło sześćdziesiąt lat,
od kiedy ostatni raz trzymała ją w rękach, pamiętała każdy szczegół. Otworzyła
pierwszą stronę i przeczytała dedykację: „Dla Alicji. Byś znalazła swoją Krainę
Czarów”. Pamiętne słowa, które w dzieciństwie powtarzała jej babcia, przywołały
wiele wspomnień.
Starsza
kobieta przewracała kolejne strony lektury, co jakiś czas odgarniając za ucho
niesforny kosmyk siwych, kręconych włosów. Jej palce prześlizgiwały się
delikatnie po papierze. Plamy napojów i czekolady były dowodem, że jej wspomnienie,
stało się również wspomnieniem wielu innych ludzi. Kto wie, może ta niepozorna
książeczka sprawiła, że i oni zakochali się w czytaniu, tak samo jak jej
pierwotna właścicielka.
Alicja,
gdy pociąg się zatrzymał, wsunęła książkę między siedzenia. Pozbierała swoje
rzeczy i opuściła przedział. Bajki nie były jej już potrzebne, ale cudowną
pasję chciała podać dalej.
Kiedy zaczęłam czytać, to aż się wzruszyłam. Kilka miesięcy temu odkryłam "Alicję" na nowo i zakochałam się w tej książce. To chyba najbardziej magiczna opowieść jaką czytałam (Harry Potter może się schować!) i miło wiedzieć, że ktoś podziela moje zdanie.
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o opowiadanie to owszem, spodobało mi się. Szczególnie główna bohaterka. Taka miłość do książek jest coraz rzadszym zjawiskiem, więc naprawdę przyjemnie się o niej czyta. W dodatku tekst napisany tak ładnie jak Twój -
Apokalipsa